Najgorzej po nieudanym zamachu mają przeciwnicy polityczni zaatakowanego. Bo muszą wykazać solidarność. A to niełatwe, jak się kogoś nienawidzi. W takiej sytuacji warto poszukać drogi, by uznać, że zaatakowany był sam najbardziej winny. Poszukiwania właśnie są zaczęły.
Zamach polityczny jest zawsze czymś niełatwym. Dla tego, do kogo strzelano - to oczywiste. Mógł zginąć. Dla zamachowca także. Zginął. Dla zwolenników tego, do kogo strzelano, bo symbol ich politycznych dążeń mógł zostać zamordowany. Jak się zamach nie udał, zwierają szeregi, ale pozostaje w nich poczucie zagrożenia, nieufność. Politycznie jednak obóz zaatakowany wychodzi z takiego zamachu zwycięsko. Pokazał to zresztą Donald Trump, zaciskając pięść, gdy wynosili go ze sceny agenci tajnych służb.
Najgorzej jednak po takim nieudanym zamachu mają przeciwnicy polityczni zaatakowanego. Bo oni muszą wykazać solidarność. Co jest naprawdę niełatwe, jeżeli się kogoś prawdziwie nienawidzi. A powiedzieć, że nienawiść do Trumpa wśród liberalnych elit graniczy z obsesją to powiedzieć mało - ona granice obsesji dawno przekroczyła.
No ale demokratyczne tabu każe wykazać solidarność. Więc zaciskają zęby i wykazują. Nieco półgębkiem, woleliby otwarcie wiwatować na pogrzebie, jak to się działo po śmierci Margaret Thatcher, ale tu o wiwatach nie ma mowy, bo można do reszty przegrać i tak już wiszące na włosku wybory.
Ale gdzieś tam w tyle głowy drąży myśl, jak by tu to nieszczęsne wydarzenie, skoro już się zamachowcowi nie udało trafić (cholera!), jakby tu to Trumpowe zakrwawione ucho politycznie mu z brudnych łap wyrwać, jak by tu pokazać, że to w gruncie rzeczy on sam sobie jest winny, bo przecież kłamca, nienawistnik i przestępca, a takich to trzeba... (niedomówienie z powodu toczącej się kampanii - uzasadnienie patrz wyżej).
W pierwszych godzinach nie jest to łatwe, ale od czegoś trzeba zacząć. Skoro nie można od razu powiedzieć, że Trump sam sobie winien, a grozi niebezpieczeństwo, że ludzie oskarżą liberałów o sianie nienawiści, to na początek trzeba ludziom wmówić, że winni jesteśmy wszyscy. Trzeba to oczywiście uczynić z odpowiednim namaszczeniem i troską o dobro wspólne. Jak już teza, że wszyscy - jako zatruci potwornym wirusem politycznym - jesteśmy winni tej niedoszłej śmierci (lub, jak piszą liberalne media, temu "incydentowi"), będzie można przejść do dojrzałego namysłu nad tym, kto jest winien bardziej i najbardziej, więc droga do obwinienia Trumpa i jego obozu zostanie otwarta.
No i pierwszy krok już został uczyniony. "Washington Post" niezwłocznie po zamachu opublikował przepełniony troską o dobro wspólne i przyszłość Ameryki artykuł redakcyjny, w którym napisano dokładnie tak: "In this moment, we have to recognize that we have all been touched by toxic politics — regardless of our beliefs or where we fall on an ideological spectrum." (W tej chwili, musimy wszyscy uznać, że wszyscy zostaliśmy dotknięci toksyczną polityką - niezależnie od naszych przekonań czy tego, gdzie znajdujemy się na ideologicznym spektrum.)
Dalej tekst wzywa czytelników do wsłuchania się w swoje "wewnętrzne głosy" i podjęcia refleksji nad tym, czym ma być Ameryka. Bo - "The responsibility is ours, as neighbors and citizens." (Odpowiedzialność jest nasza, jako sąsiadów i obywateli.)
Teraz trzeba tylko poczekać, czy mesydź wsiąknie. A dalej już będzie z górki, najdalej za tydzień będzie można spokojnie oskarżyć zaatakowanego. Nie o to, że sam wynajął zamachowca, chociaż i takie tezy już się pojawiają, ale to na użytek umysłów prymitywnych. O to, że to jego polityczna osobowość sprawiła, że ktoś uległ jej sugestii i chwycił za karabin. A dlaczego mógł mieć ten karabin? Bo Trump popiera dostęp do broni, to chyba proste.
Ponieważ następny odcinek podcastu "Coistotne" - jak zapowiedziałem - dopiero w środę, postaram się przekazać wówczas, na jakim etapie “Operacja odpowiedzialność” się znajduje. Moim zdaniem będzie szła według planu.
Wracam po siedmiu latach. Prowadzę podcast o nazwie Coistotne, dotyczący głównie spraw międzynarodowych. Mówię o groźbach nuklearnych, polityce klimatycznej, budowie europejskiego mocarstwa, wzroście potęgi Chin i amerykańskich kłopotach z własnym państwem, o wszystkim tym, co jest w naszym świecie istotne. Podcast jest dostępny na Youtube i Spotify, ukazuje się nieregularnie, ale przynajmniej raz w tygodniu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka