Jutro Sejm ma debatować nad praktycznie gotową już nowelizacją ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Nowelizacją tak obszerną, ze znacznie przerastającą objętościowo obecną ustawę, uchwalona zaledwie pięć lat temu. Możliwe jednak, że z powodu licznych kontrowersji debata i głosowanie zostaną odroczone.
Opóźnienie teoretycznie powinno mnie zmartwić, bo celem zmian jest zwiększenie skuteczności ochrony udzielanej przez państwo ofiarom przemocy. A jest to zjawisko, które w Polsce stanowi ogromny problem, o czym przekonać się można choćby przeglądając materiały konferencji, jaka odbyła się w Biurze RPO w zeszłym tygodniu, pod tytułem „Przeciw przemocy w rodzinie. Ręce są do przytulania”.
W projekcie znajduje się jednak szereg bardzo kontrowersyjnych przepisów, jak np. nowy art. 12a - zezwalający pracownikom socjalnym na odebranie dziecka rodzinie i umieszczenie go w rodzinie zastępczej lub placówce opiekuńczej – „w razie bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia dziecka”. Formalny wymóg sądowej kontroli takiej decyzji jest spełniony, gdyż w ciągu 24 godzin należy o niej powiadomić sąd opiekuńczy. Trudno jednak zaakceptować tak daleko idące uprawnienie dla pracowników pomocy społecznej, której współpraca z sądami opiekuńczymi często budzi zastrzeżenia, zwłaszcza, że „zagrożenie zdrowia” jest tu bardzo nieprecyzyjne.
Nie znaczy to, że nowelizacji nawet po uściśleniu tego przepisu mogę przyklasnąć. Zawiera ona wiele innych postanowień, które nie są niczym innym, jak tylko dublowaniem przepisów prawnych często zmieniających to, co gdzie indziej zostało już dawno - i to lepiej - sformułowane.
Projekt nowego art. 96 kodeksu rodzinnego zakazuje opiekunom i rodzicom „stosowania kar cielesnych, zadawania cierpień psychicznych i innych form poniżania dziecka”. Sformułowanie to otwiera wdzięczne i niebezpieczne pole do nadinterpretacji. Tymczasem obecny art. 95 kodeksu rodzinnego mówi, że „władza rodzicielska obejmuje w szczególności obowiązek i prawo rodziców do wykonywania pieczy nad osobą (…) oraz wychowanie dziecka, z poszanowaniem jego godności i praw. W sformułowaniu tym właściwie wszystko jest już zawarte.
Postulowany przepis art. 244 kodeksu postępowania karnego pozwala policji zatrzymać osobę, jeśli istnieje uzasadnione podejrzenie, że popełniła ona przestępstwa z użyciem przemocy na szkodę osoby wspólnie zamieszkującej, a zachodzi obawa, że ponownie popełni takie przestępstwo…”. Byłoby to sensowne, gdyby nie fakt, że policja od dawna może to robić na podstawie art. 15 ust. 1 pkt 3 ustawy o policji. Wystarczyłoby więc może odpowiednio przeszkolić policję, a nie pisać wszystko raz jeszcze, tylko gorzej.
U podstaw projektu leży bardzo wątpliwa filozofia. Zakłada ona, że po pierwsze - przedstawiciele takich czy innych władz są odpowiednio przygotowani do ingerowania w sprawy rodziny. Być może jest tak w sytuacjach krańcowych i prawdziwie patologicznych. W większości przypadków jest to jednak niebezpieczne i groźne dla rodzin. Po drugie, zgodnie z tą filozofią - jeśli istniejące już przepisy nie funkcjonują należycie lub nie są używane, wówczas należy wydać nowe. Nic bardziej fałszywego! Przede wszystkim należy się zastanowić, jak można rozwiązać problem w ramach obowiązującego porządku prawnego. Inaczej wpadamy w pułapkę radosnej twórczości legislacyjnej, która do niczego dobrego nie prowadzi.
Niemal dwudziestostronicowy projekt ma praktycznie tylko jedną zaletę: zawiera przepis wprowadzający nowy rodzaj środka zabezpieczającego w postaci nakazu opuszczenia wspólnego lokalu mieszkalnego oskarżonemu o przestępstwo z użyciem przemocy. Nie cytuję go w całości, gdyż nawet ten przepis jest bardzo źle napisany. Zresztą cała ustawa jest napisana tak niedbale, że chciałoby się poznać jej autorów. Jestem głęboko przekonany, że planowana data wejścia w zycie - 1 lipca br. - jest wyrazem ich płonnych nadziei. W każdym razie dalsze prace legisalcyjne będą przez mój urząd dokładnie monitorowane.
Inne tematy w dziale Polityka