Jesienią minie 12 lat od wejścia w życie obecnej Konstytucji. Trwa czwarta za jej obowiązywania kadencja parlamentu, rządy sprawowało już sześciu premierów wraz ze swoimi gabinetami, w pałacu przy Krakowskim Przedmieściu zasiada drugi prezydent.
Wolno już chyba oceniać, czy ustawa zasadnicza się sprawdziła. Zwłaszcza, że za parę dni trzej byli prezesi Trybunału Konstytucyjnego mają opublikować swój projekt zmian. Nieco mnie to dziwi, wśród autorów są bowiem tacy, którzy jeszcze niedawno głosili, że na zmiany zdecydowanie za wcześnie, później zaś słyszałem, że ich projekt będzie wariantowy. Według doniesień medialnych będzie to jednak jeden tekst, osłabiający pozycję prezydenta.
Porozmawiajmy! Na pierwszy ogień niech pójdzie struktura najwyższych władz Rzeczypospolitej. Konstytucja nadaje potężny mandat, pochodzący z wyborów powszechnych, zarówno parlamentowi, jak i prezydentowi. W sferze wyłaniania rządu przyznała uprawnienia obu instytucjom, a bieżące sprawowanie władzy jest rozproszone pomiędzy rząd i prezydenta. Konstytucja zawiera też mechanizmy, które pozwalają na długie funkcjonowanie rządu mniejszościowego i zarazem niedopuszczanie do przedterminowych wyborów.
Pomińmy dziś takie „szczegóły”, jak konkretne uprawnienia poszczególnych organów władzy. Zastanówmy się, czy obecny system funkcjonuje dobrze, czy też wymaga zmian. A jeśli wymaga – to w jakim kierunku iść powinny te zmiany? Może wystarczy usunąć widocznie niekonsekwencje i luki obecnego systemu? A może zwiększyć uprawnienia rządu i pozostawić prezydentowi funkcję czysto reprezentacyjną? A może odwrotnie – uczynić prezydenta głową władzy wykonawczej?
Nie zdradzę wielkiej tajemnicy mówiąc, że Rzecznik Praw Obywatelskich ma w tej mierze własne pomysły. Przedstawię je rychło, w trzech zupełnie różnych wariantach. Dziś jednak, bardzo proszę, skupmy się na powyższych pytaniach. Nie muszę chyba dodawać, że chodzi o dyskusję konstytucyjną – w oderwaniu od konkretnych osób, które pełniły i pełnią najwyższe funkcje państwowe.
Inne tematy w dziale Polityka