Nie rozumiem problemu braku miejsc w szkołach średnich. Już od wielu lat los wielu szkół był przesądzony z uwagi na brak kandydatów do pierwszej klasy... Aby ratować szkołę, klasy różnych specjalności łączono w taki sposób, aby technikum zawodowe liczyło około 15 uczniów w klasie.
Klasy techników zawodowych z tak małymi grupkami łączono dla przedmiotów ogólnych - aby klasa liczyła minimum 20-30 uczniów. W ten sposób wiele szkół przetrwało ten trudny okres - przedmioty ogólne liczyły na zajęciach odpowiednią liczbę uczniów zgodnie z wytycznymi, a przedmioty zawodowe z uwagi na małą liczbę dzieci, były prowadzone w mniejszych grupkach.
Ważne, żeby klasa przy naborze liczyła tych 12-18 kandydatów. Wtedy utrzymywano rocznik a w braku zainteresowanych proponowano uczniom inne zawody.
Od kilku już lat głośno mówi się o skumulowaniu uczniów - że zejdą się dwie grupy - uczniów w systemie "gimnazjalnym" oraz uczniów w nowym systemie powrotu do 8-klasowej szkoły podstawowej...
I oto nagle zabraknąć miało miejsc dla kandydatów...
Skoro było wiadomo, że będzie dwukrotnie większa liczba dzieci ubiegających się o przyjęcie do szkoły - to można przecież uruchomić klasę 30 osobową w każdej ze specjalności i wtedy nie trzeba by było już łączyć klas różnych specjalności w jedną klasę dla przedmiotów ogólnych...
Jeżeli w szkole nie przewidziano podwójnego rocznika - to winnym są zarówno dyrektor szkoły jak i cała Rada Pedagogiczna szkoły - bo jeżeli dyrektor nie dostrzegał problemu wcześniej, to członkowie rady w dobrze pojętym interesie własnym powinni zwrócić uwagę na zmianę w systemie naboru kandydatów na uczniów w szkole średniej.
Tym bardziej jest to wina samych nauczycieli - bo brali corocznie udział w promocji szkoły uczestnicząc w spotkaniach z uczniami - już nie tylko gimnazjów, ale także i szkół podstawowych.
Nasuwa się pytanie - kto jest tutaj odpowiedzialny za brak rozeznania - ilu kandydatów chciałoby uczyć się dalej w szkole średniej. Zawaliła tutaj wiedza zawodowców od marketingu.
W gospodarce sprawa jest prosta - im więcej uczestników rynku, tym wyższe prawdopodobieństwo zainteresowania konkretną ofertą...
Uważam, że minister edukacji powinien wziąć na dywanik dyrektorów, którzy nie uwzględnili zmiany naboru uczniów, o której mówi się bardzo głośni od kilku lat. A każda ze szkół każdego roku martwiła się, skąd wziąć uczniów, aby utrzymać kierunek... a kiedy nadarzyła się sposobność zagospodarowania znacznie większej niż dotychczas liczby kandydatów - obudzono się z ręką w nocniku...
Inne tematy w dziale Społeczeństwo