Energetyką wiatrową zainteresowałem się na początku lat 90. XX w. Inspiracją była korona jeziora zaporowego wzniesiona około 20 m ponad poziom terenu. Duża długość spiętrzonej rzeki i imponująca długość zapory na określonej rzędnej jej korony tworzyły dogodną przestrzeń dla uzyskania w miarę jednorodnej strugi powietrza.
Wiatraki miały być niewielkie i dostosowane do napędzania alternatora 12 V (typowy, samochodowy alternator). Znając zasady łączenia źródeł prądu, grupa alternatorów miała wytworzyć napięcie na poziomie (wtedy) 220 V a kilka grup połączonych równolegle miało zapewnić natężenie prądu niezbędne do zaspokojenia potrzeb odbiorcy.
Atutem tego rozwiązania miała być współpraca z elektrownią wodną wbudowaną w koronę zapory (lata 20-30 XX w.). System alternatorów miał uzupełniać pracę elektrowni w czasie, kiedy odpowiednio duży wiatr wytwarzał energię elektryczną na poziomie eksploatacyjnym – wtedy można było ograniczyć zrzut wody do napędu turbin.
Wiatrak miał być ustawiony na stojaku nakładanym na koronę zapory a jego konstrukcja nie powinna obciążać wału zapory. Wstępne konsultacje z osobami znającymi zagadnienie energetyki wiatrowej pozwoliły na uzyskanie informacji, że Polska nie znajduje się w strefie wiatrów na tyle silnych, żeby poważnie myśleć o energetyce wiatrowej…
Ten wniosek spowodował brak mojego zainteresowania kontynuacją działania. Nie byłem już w stanie znaleźć sojusznika w poszukiwaniach rozwiązania problemu braku zainteresowania energią odnawialną…
Zdziwiło mnie bardzo, że w niewielkiej odległości od tego zbiornika na przełomie XX i XXI wieku pojawiły się pierwsze wiatraki o wysokości rzędu 100 m i długością skrzydeł rzędu 70-90 m. Okazało się, że są to wiatraki wzniesione przez kontrahenta z kapitałem zagranicznym. Mało kto zdaje sobie też sprawę z uwarunkowań umownych wiążących strony takiego kontraktu. Właściciel zawiera porozumienie z inwestorem w zakresie udostępnienia gruntu pod budowę i eksploatację wiatraka. Właściciel gruntu może pobierać korzyści w związku z nadzorem nad inwestycją. Jednak z chwilą jego śmierci powierzchnia zajęta przez inwestycję pozostaje wyłączona z prawa o dziedziczeniu a grunt staje się własnością inwestora.
Kolejną zagwozdką energetyki wiatrowej jest technika wytwarzania prądu. Gdyby przyjąć, że właścicielem jednego wiatraka jest jedna osoba, to rozkład produkcji prądu składa się z dwóch etapów – gdy wiatr jest odpowiednio duży, generator wytwarza prąd i odprowadza go do sieci energetycznej.
Z chwilą, gdy wiatr zmieni kierunek bądź osłabnie – wtedy spada wydajność urządzenia a gdy wartość nominalna spadnie poniżej napięcia roboczego sieci energetycznej, prąd już nie jest sprzedawany do sieci… więc nie ma przychodu z produkcji energii elektrycznej. Jest jednak koszt i to niemały utrzymania gotowości generatora do wytworzenia energii elektrycznej. Jest to prąd pobierany przez generator do wytworzenia pola magnetycznego wewnątrz generatora. Bez tego pola magnetycznego wytworzenie prądu nie jest możliwe. W tym przypadku właściciel uzyskuje wynagrodzenie za prąd dostarczony do sieci, ale musi zapłacić za energię niezbędną do wytworzenia prądu w chwili, kiedy prędkość śmigu wiatraka nie pozwala na generowanie energii elektrycznej…
Tego już nie można skalkulować. Rentowność pojedynczego wiatraka w rękach jednego właściciela jest… iluzoryczna. Dopiero system pojedynczych wiatraków w ręku jednego producenta pozwala na generowanie zysku. Tym bardziej, że „energia wiatrowa” jest dotowana a poza tym odbiorcy są obciążani niewielką kwotą „na rozwój nowych technologii” – dzięki czemu koszt prądu pobranego przez wiatrak w stanie gotowości jest pokrywany przez odbiorców w postaci wyższej ceny…
Warto obejrzeć:
https://www.youtube.com/watch?v=vKz4IIRcLX0
Inne tematy w dziale Gospodarka