Strona wykorzystuje pliki cookies.
Informujemy, że stosujemy pliki cookies - w celach statycznych, reklamowych oraz przystosowania serwisu do indywidualnych potrzeb użytkowników. Są one zapisywane w Państwa urządzeniu końcowym. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej. Więcej informacji na ten temat.
"Kampania Nixona w 1968 roku, a Biały Dom Nixona, miały dwóch wrogów: antywojenną lewicę i czarnych ludzi. Rozumiesz, o czym mówię? Wiedzieliśmy, że nie możemy uczynić nielegalnym bycia albo przeciwko wojnie, albo czarnym, ale nakłaniając społeczeństwo do skojarzenia hipisów z marihuaną i czarnych z heroiną, a następnie kryminalizujące oba, możemy zakłócić te społeczności. Mogliśmy aresztować ich przywódców, napadać na ich domy, rozbijać ich spotkania i oczerniać ich noc po nocy w wieczornych wiadomościach. Czy wiedzieliśmy, że kłamiemy na temat narkotyków? - Oczywiście, że tak." [za https://en.wikipedia.org/wiki/War_on_drugs]
Inaczej mówiąc, rząd USA celowo eskalował marginalne zjawisko społeczne, aby mieć zamordystyczne narzędzie politycznego nacisku. Zamiast cywilizować, dbać o standardy i odpowiednio wysoko opodatkować zepchnął narkotyki do podziemia, aby zajmowali się nimi najgorsi z najgorszych z najgorszym możliwym dla społeczeństwa skutkiem.
Dość częsty pogląd, że gdyby zalegalizowano narkotyki, zniknęłaby patologie, w tym przestępczość. Otóż takie eksperyment przeprowadzono. Chiny w XIX, początek XX, tam opium było powszechnie dostępne. Na straży tej "wolności" stała Royal Navy. Brytyjscy kupcy dostarczali opium i zarabiali krocie. Dla Chińczyków skutki były straszliwe.
Chińczycy sprzedawali co mieli, by zdobyć opium, potem sprzedawali ziemie, dzieci, żonę. W końcu umierali z przedawkowania albo z głodu, czy chorób. To był los milionów Chińczyków.
Ta trauma siedzi w Chińczykach po dziś dzień. Pewnie stad nie maja żadnych skrupułów, by sprzedawać półprodukty do produkcji syntetycznych narkotyków.
Inny przykład. W usa w wielu stanach zalegalizowano marihuanę, bo to przecież nieszkodliwy nałóg.
Skutki są fatalne, i będzie raczej tylko gorzej.
Są i inne fatalne przykłady wolności dla narkotyków. Ale to temat na bardziej obszerny tekst.
Legalizacja używek to wybór między złem a złem. Indywidualnym złem osób popadających w uzależnienie i ich bliskich, a systemowym złem państwa walczącego - czasami bardzo drastycznymi środkami - z niepożądanym nałogiem w społeczeństwie. Tu nie ma dobrego wyboru, są tylko złe i jeszcze gorsze. Jak dla mnie, strategia minimalizacji kosztów społecznych nałogów jest dużo lepszym rozwiązaniem niż ich kryminalizacja. Nałóg sam w sobie niszczy życie osób nim dotkniętym, po co jeszcze państwo ma dokładać swoją cegiełkę? Jeśli człowiek postanowił zrujnować sobie życie, to zakazami nie odbierzemy mu tej wolności. Możemy mu tylko uświadomić, jak bardzo złą decyzję podjął i wyciągnąć ku niemu pomocną dłoń, jeśli będzie chciał z nałogiem walczyć.