Bielinski Bielinski
133
BLOG

Pożyjemy, czyli o wolności

Bielinski Bielinski Polityka Obserwuj notkę 12
Kilka słów o wolności. Przy okazji Nowego Roku o tym co było i co będzie.

Minął kolejny rok. Początek stycznia to dobra okazja do podsumowania minionego roku i opisania oczekiwań co do bieżącego, to jest nowego roku. Dla mnie miniony rok był trudnym i pracowitym rokiem. Dużo pracy, mało owoców trudu. Ale zwykle tak to bywa. Zawsze człowiek chciałby więcej: więcej fruktów a mniej pracy. W wolnych chwilach czytam Arystotelesa, jego Etyki, obecnie jestem przy Etyce Wielkiej. Nie żebym chciał się chwalić – to lektura w świątyni dumania, by nie tracić czasu. Strona, dwie dziennie, dawka z umiarem. Arystoteles dużo pisze o życiu szczęśliwym: o cnotach, o dzielności etycznej, o umiarkowaniu. Arystoteles żył w czasach, gdy ci na szczycie – mieli wszystko, a ci na dole, np. niewolnicy nie mieli niczego, nawet własnego ciała; gdy cnoty i umiarkowanie były w głębokiej pogardzie. Podobnie jak dziś z tą różnicą, że nie ma niewolnictwa.

 Po upływie ponad dwu tysięcy lat Arystoteles ma rację ze swoją głęboką wiarą w tzw. zdrowy rozsądek i umiar. Prawda aktualna również a może zwłaszcza współcześnie. Święty Paweł ujął tę samą myśl w krótkich słowach: „Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczemu zniewolić.” (1 Kor. 6, 12) Dwóch jakże różnych ludzi: Arystoteles i św. Paweł a myśl ta sama. U Arystotelesa zawarta w dziesiątkach stron rozwlekłych i po prawdzie nudnawych rozważań i analiz. Obaj żyli w czasach, gdy władcy, czy to cesarze rzymscy, jak Neron, czy władcy hellenistyczni mogli wszystko, mieli wszystko, mieli wolność o jakiej nam nawet się nie śni. Bo czy współcześnie można kogoś rzucić dzikim zwierzętom na pożarcie? Ukrzyżować albo uczynić z niego żywą pochodnię? Ofiary mogą być wrogami, prawdziwymi czy mniemanymi. Lub dla przyjemności władcy, by pokazać swą moc i władzę. Nie uchodzi, prawda? Więcej, to wyklęte uczynki współczesnych władców. Zakazane, potępione, ekskomunikowane, by użyć kościelnego słownictwa.

 Poza tym… wszystko mi wolno. Dewiza naszych czasów. Róbta co chceta, czyli rockandrollowa jazda bez trzymanki. Atoli św. Paweł i Arystoteles wiedzieli, iż owa absolutna wolność kończy się absolutną niewolą własnych żądz, rozkoszy, urojeń. Gorszą niż u niewolnika, bo niedola niewolnika przychodzi z zewnątrz, gdy u „wolnego” władcy pochodzi z jego gnijącej, do głębi zdeprawowanej duszy. Życzenie noworoczne, aby przypomnieć w całości zdanie św. Pawła: „Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne” byłoby chyba nie od rzeczy, prawda? Dobre życzenie na Nowy Rok, aby pamiętać, że choć wszystko wolno, to nie wszystko jest pożyteczne czy dozwolone. Życzenie nie dla wszystkich, nawet nie dla większość, ale choćby dla nielicznych. Dla tych, co myślą, czują, szukają niepewni, zagubieni błądząc jak we mgle. Nieliczni.

Wbrew temu, co nam wmawiają, nie rodzimy się wolni. Wolność nie dostaje się w darze przy urodzeniu razem z wyprawką dla niemowląt. Wolność to kosztowny dar. Płaci się ze niego krwią, cierpieniem, śmiercią. Lub w najlepszym wypadku samotnością i zgorzknieniem. Wolny nie był cesarz Neron, robiący co mu się podobało, atoli żyjący w niewoli najgorszych żądz i zboczeń. Wolność osiągnął św. Paweł ruszając na wyprawę misyjną do Rzymu wiedząc, że czekają go tam przeładowania i okrutna śmierć. Wolność kosztuje, o czym my, żyjący w TYM kraju – kraju masowych grobów – zawsze winniśmy pamiętać. Z piosenki żołnierskiej:

„… bo wolność krzyżami się mierzy,

Historia ten jeden zna błąd.”

Ale w sumie, co ja wiem? Kim jestem, aby się wymądrzać? Ludzie wiedzą lepiej i więcej, szczególnie ci najlepsi, te nasze samozwańcze autorytety z gazet, z telewizji postępowych? Może rzeczywiście wolność, to przebieranie w stosach ciuchów, butów czy kosmetyków; wybór wczasów czy to w Grecji, czy na Majorce; wymiana partnera lub partnerki na młodszy, ładniejszy i pociągający nowością egzemplarz; zmiana samochodu co trzy lata na nowy model. Czy nowe, egzotyczne smaki do delektowania. Powiadają: jesteś tym co jesz! Jestem tym co jem, naprawdę? Święty Paweł, ani Arystoteles by się z tym nie zgodzili, to pewne. Mniejsza. Dobra okazja, by przejść od starożytności do czasów współczesnych, do wydarzeń ostatniego roku. Do rządów nowej koalicji, panującej nam łaskawie od ponad roku pod wodzą ryżego i fałszywego premiera. Patrząc na to chłodnym okiem widać, iż tak naprawdę to burza w szklance wody. Nie tylko porównując do starożytności, do rządów rzymskich cesarzy czy władców państw hellenistycznych – jak dynastia Ptolemeuszy rządząca Egiptem – równie zdeprawowanych i okrutnych jak szaleni cesarze, ale zapomniani, czy inaczej, pamiętani przez zakurzonych historyków.

Od ponad roku jesteśmy świadkami i uczestnikami niezwykłego eksperymentu – wprowadzania dyktatury metodami nie dyktatorskim, nie przez siłę, ale poprzez głosowanie, czyli mocą niewielkiej większości głosów. W dodatku, żeby było śmieszniej – rząd opiera się na koalicji pięciu czy siedmiu partii i partyjek. Ile ich jest, tego już chyba nikt nie wie. I tak pstrokata koalicja mocą kilku głosów więcej chce wprowadzić nowy ustrój, albo inaczej dykta-turę. Większością głosów, od 10 w parlamencie do jednego w innych instytucjach. Maksymilian Robespierre i jakobini by wprowadzić swoją praworządność ustanowił trybunały rewolucyjne i rządy terroru. Masowe rozstrzeliwania, gilotynowanie, topienie wrogów nowego porządku jak Francja długa i szeroka. Józef Stalin, już wszechwładny, ale by móc czynić co zechce, ogłosił tezę… o zaostrzającej się walce klasowej. Dalej poszło po staremu: masowy terror, strzały w potylice, łagry pękające w szwach, ponad dziesięć milionów ofiar. A nasz rodzimy, nie tak dawny dyktator? Jaruzelski Wojciech miał za sobą wojsko, partię, stada sędziów i prokuratorów wszelkiej maści. milicje jawne, tajne, jedno- i dwupłciowe. Miał za sobą także Bug, a za Bugiem czterdzieści sowieckich dywizji i tysiące głowic jądrowych. Kilkadziesiąt ofiar stanu wojennego, plus ponad sto zamordowanych przez komunistyczne szwadrony śmierci, to jest tajne służby. Władał, przez prawie osiem lat. Odszedłszy na spokojną emeryturę generalissimus Wojtek umarł spokojnie we własnym łóżku. Nieliche to osiągnięcie, trzeba przyznać.

Kto popiera ryżego premiera? Jego partia i koalicja sześciu, siedmiu partyjek? Większość sejmowa? Jeszcze telewizje i media postępowe. No i unia, czyli Berlin. Niemcy mają swoje własne, wielkie problemy. Ile dywzji ma Berlin? Ze cztery? Nie więcej. Zresztą Niemcy nie ruszą na wojnę, tym bardziej w obronie ryżego namiestnika. Jeśli spojrzeć za plecy rudego twórcy nowej praworządności, inaczej dyktatury, widać pustkę. Jest tylko Herr Tusk, jego zdegenerowana partia – lepiej gang kłamców, krzykaczy i złodziei – dalej stadko ujadających kundelków. Które to kundle rozbiegną się i pochowają, gdy tylko ktoś tupnie nogą. Wystarczy, że ze czterech posłów zmieni zdanie i/lub barwy partyjne, ze dwóch zachoruje, albo zamknie się w kiblu podczas głosowania, i co się ostanie z tej… dykta-tury? Dobrze mówiąc to co mamy, to żadna dyktatura, ale dykta-tura. Rządy herr Tuska to dykta-tura. Żałosny i śmieszny epizod w nowożytnych dziejach.

Dykta – materiał sklejony z kilku warstw drewna albo papieru. W przenośni: lichy, nędzny materiał. Surogat. Inne znaczenie: dykta – denaturat. Dno komuny. Menele na samym dnie, co piją, ciągną albo walą dyktę, czyli denaturat. Dykta, denaturat, sączony przez chleb. Denaturat to skażony i barwiony na niebiesko alkohol metylowy. Przesączenie przez chleb usuwało tylko niebieską barwę. Alkohol metylowy zostawał alkoholem metylowym. Trucizna, od której się ślepnie i umiera. A i tak ludzie to pili. Dykta – zapomniany, smutny i przejmujący symbol komuny. Stary dowcip z epoki. Dwaj menele piją, czyli walą dyktę. Jeden mówi do drugiego:

- Pijmy szybciej, bo się ściemnia.

Dykta, jako denaturat, to znaczenie odpada. Jak mi się zdaje, bo nie znam bliżej tego środowiska, również współcześni menele walą dyktę tylko w ostateczności. Zazwyczaj stać ich na lepsze i zdrowsze trunki. Postęp i dobrobyt zstąpił także na dno społeczeństwa. Pan Tusk i notable partii postępowej za żadne skarby nie zniżyliby się do… ciągnięcia dykty. Znani to koneserzy dobrej, starej whisky i innych jak najlepszych gatunków alkoholi, tudzież najdroższych cygar. Pierwsze znaczenie: dyktatura od dykty, paździerz, sklejka, lichy, zastępczy materiał pasuje tu jak najbardziej. W bieżącym roku będziemy obserwować postępujący, przyśpieszony proces gnicia tej dykta-tury. Widoczny już w zeszłym roku. Dykta ze swej natury to nietrwały, prowizoryczny materiał podatny na gnicie i rozkład.

Widać to po rosnącej frustracji, złości i furii ryżego premiera. Odwieczna zasada rządzenia głosi, alby złe rzeczy wprowadzać szybko, na początku rządów, a potem dawkować te dobre, czyli lesze uczynki. Poddani zapomną i zaakceptują. Po ponad roku wprowadzania „praworządności” rząd Tuska ugrzęzł jak w bagnie. I tak być musiało. Z każdym tygodniem i miesiącem będzie grzązł coraz mocniej. Opór będzie rósł a nie malał. W miarę upadku sił rosnąć będzie śmieszność. Rudy premier już został groteskową personą, wyżywającą się w bezsilnych złośliwościach na portalach społecznościowych, choć jeszcze tego sobie nie uświadomił. Rewolucja, czyli zmiany wprowadzane od góry do dołu, może się odbyć tylko przez terror, jak uczy historia. Ryży premier, Herr Tusk, nie może albo nie chce – oddajmy mu tu sprawiedliwość – zadecydować się na prawdziwą, masową przemoc i terror. Wszyscy, którzy z różnych powodów na to się nie zdecydowali, przegrali. Powiem inaczej. Jeżeli Herr Tusk wygra, wprowadzi swą nową „praworządność” i dotrwa do końca kadencji, to dokona niezwykłego w dziejach wyczynu. I zmienię o nim zdanie. Ale na to się nie zanosi. Jesteśmy wolni i zniewoleni zarazem. Ograniczeni w czasie, przestrzeni, przez biologię, prawa natury, prawa fizyki, równania matematyczne. Kto pluje pod wiatr… Opluje sam siebie.

Zatem trzeba zaopatrzyć się w przekąski i napoje, jakie kto lubi, zasiąść wygodnie w fotelu i patrzeć, jak pstrokata koalicja i rząd ryżego premiera miota się, szarpie, grzęźnie. Zgodnie z naturą i upływem czasu, kolacja będzie tracić parę, zapał, chęć, koła zaczną buksować. I będzie tonąć, z wolna a nieubłaganie. Ewentualna wygrana w wyborach prezydenckich nie uratuje tego rządu. Przegrana przyniesie rozpad i klęskę. Już dziś po wstrzymaniu finasowania głównej partii opozycyjnej, można powiedzieć, że te wybory będą nie równe, a więc będą sfałszowane. Ci idioci w swoim zacietrzewieniu podcinają gałąź, na której siedzą! Nie rozumiem tego. Oni grają przeciwko sobie. Her Tusk i jego kamraci poproszą o azyl polityczny w Berlinie? Oby. Niech się miotają kłamią, wyją, wrzeszczą. Czekać na ostatnie a upragnione: gul, gul, gul, gul… I cisza. Potem posprząta się, zamiecie i wyrzuci śmieci i będzie spokój.

By nie być zbyt zacietrzewionym. W nowym roku powiem coś pozytywnego o ryżym premierze. Kilka miesięcy temu obyła się wizyta jego szefa, kanclerze Niemiec. Wielkie oczekiwania na przełom, tzw. nowe otwarcie w stosunkach polsko – niemieckich zakończone kwaśnymi minami i dąsami Z prasy i to niemieckiej można się zrekonstruować, co zaszło. Kanclerz Niemiec przyjechał z propozycją wypłat dla żyjących jeszcze ofiar niemieckich zbrodni, ale po jednym warunkiem. Rząd Polski zrzeknie się reparacji. Brak tego oficjalnego zrzeczenia się reparacji to ból głowy niemieckich rządów. Niemcy liczyli na to, że ich człowiek w Warszawie, Her Tusk zrzeknie się reparacji od Niemiec za zbrodnie popełnione podczas II wojny światowej. Zakończyłoby to raz na zawsze sprawę reparacji. Niezależnie od tego, jakie byłyby wyniki następnych wyborów w Polsce żaden kolejny rząd nie mógłby ponieść oficjalnie sprawy reparacji. Najlepiej, żeby była to uchwała rządowa. Jeżeli nie uda się na szczeblu rządu, to żeby sam premier Polski się publicznie zrzekł reparacji. Nic takiego się nie stało. Rząd nawet na tym nie debatował. A ryży premier nie zrzekł się reparacji, co przepełniło czarę goryczy. Co prawda kilka razy publicznie wyraził się, że po tylu latach reparacje nie mają sensu, ale to nie to samo, co publiczne zrzeczenie się reparacji! Ich człowiek w Warszawie, posłuszny do tej pory wykonawca ich pleceń, premier Tusk, nie wypełnił tego najważniejszego, czego rząd Niemiec od niego oczekiwał! Stąd kwaśnie miny i niekrywana złość. Kanclerz Niemiec zamiast ogłosić „łaskawy dar”: 200 mln. Euro dla żyjących ofiar, wyjechał bez słowa. Złośliwi powiedzieli, że więcej przeznacza sam Berlin rocznie dla bezdomnych, ale zawsze. Tyle pieniędzy i to dla… Polaków? Nic nie wyszło z pojednania na warunkach niemieckich. Aż do takiej podłości i zdrady żyjących i pomordowanych pan Tusk się nie dopuścił. Trzeba to przyznać i oddać sprawiedliwość ryżemu premierowi.

Dochodzimy do kolejnego elementu krajobrazu. W minionym roku dykta-tura Tuska działała w cieplarnianych warunkach. Cokolwiek by nie uczynił, spotykało się to z milczącą albo głośną aprobatą ościennych potęg. Niemcy go podpierały bez zastrzeżeń. Pominąwszy sprawę reparacji rząd Niemiec jest skazany na rząd Tuska, bo doskonale wie, że każdy inny będzie z jego punktu widzenia gorszy. Mając poparcie Niemiec, Unia i Bruksela milczała jak zaklęta. Nic nie widzą, nic nie słyszą, nic złego się nie dzieje. W Polsce przywracana jest praworządność umiłowana, fundamentalna wartość unii europejskiej. Rząd amerykański ustami swego ambasadora głośno chwalił Tuska i ministra Bodnara – rzeźnika prawa i praworządności. To już przeszłość. Za dwa tygodnie urząd prezydenta usa obejmie Donald Trump. Donald Tusk ogłosił z triumfem kilka lat temu, że dla dwóch Donaldów nie ma miejsce w polityce. Gdy sam był na szczycie, a amerykański Donald przegrał wybory i wydawał się politycznym nieboszczykiem. Stwierdził nawet, że Donald Trump to rosyjski agent! Jak powiedział kiedyś Talleyrand, to gorzej niż zbrodnia, to błąd. Charles-Maurice de Talleyrand-Périgord – arystokrata z pochodzenia, uczestnik rewolucji francuskiej, polityk i dyplomata, minister spraw zagranicznych Napoleona, którego Napoleon wyrzucił wykrywszy jego zdradę nazywając go „łajnem w pończochach” znał politykę i życie od podszewki. Donald Trump to człowiek pamiętliwy i zdecydowany. Herr Donald Tusk chętnie wymazałby ten żart. Ale za późno. Nowa administracja amerykańska i nowy ambasador usa nie będzie tak łaskawy i milczący jak poprzednicy.

Jeszcze gorzej w Niemczach. Za dwa miesiące przedterminowe wybory. W Niemcach rośnie wściekłość na rządzący establishment. Dwie partie: socjalistyczna i tzw. chrześcijańscy demarkacji na zmianę, albo w koalicjach, albo razem od siedemdziesięciu lat rząd Niemcami. Te wybory są wielką niewiadomą. Utworzenie nowego rządu może być trudne, mówiąc łagodnie, a wynik nieprzewidywalny. Dla ryżego premiera jaki by wynik nie był, będzie gorzej, znacznie gorzej. Nie dość że orka, to jeszcze pod górę. 

Polityczny wiatr zmienia kierunek. Dobra pogoda dla herr Tuska i jego rządu odeszła. Czy wiatr znacznie wiać mu w oczy? Odpowiednio silny wiatr obali każdego. Zobaczymy. W polityce liczą się interesy, nie uczucia. Na pewno będzie mu trudniej, znacznie trudniej. Mamy wielkie szczęście, że nasze problemy, że nasze spory polityczne i ta niby przemoc rządu dykata-tora Tuska są niczym w porównaniu z tym, czego doświadczył św. Paweł czy Arystoteles. Czy nawet z tym, co przyniósł stan wojenny sprzed prawie 40 lat. Bardziej śmieszno, niż straszno. I dobrze. Bardzo dobrze. Tym optymistycznym akcentem oraz życzeniami wszystkiego najlepszego w Nowym Roku wypada zakończyć. Co będzie? Pożyjemy, zobaczymy, jak mawiają Rosjanie. Co by nie było, będzie to ciekawy rok. Co ma swoje dobre i złe strony. Jak prawie wszystko na tym świecie.


© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.


Bielinski
O mnie Bielinski

Dla chcących więcej polecam książkę: "Kto może być zebrą i inne historie" wydawnictwo: e-bookowo

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Polityka