O tym, że życie złudzeniami jest gorzkie i pełne rozczarowań to i tak lest lepsze nie te bez złudzeń, czy marzeń.
Nastał grudzień. Koniec roku, a wiele się dzieje i u nas, i na szerokim świecie. Oto wstaję rano i czytam, że upadł reżim Baszara Al-Asada w Syrii. Jeszcze wczoraj panował, a proszę, wstaję rano i już uciekł, gdzie oczy poniosą. Myślę, że Baszar Al-Asad uciekł do starannie wybranego i bezpiecznego gniazdka, gdzie tylko ptasiego mleka będzie mu brakowało, no ale rządzić będzie mógł tylko służącymi. Syria to jedna z kolebek naszej cywilizacji, kraj ze wspaniałą przeszłością i zabytkami, jakich gdzie indziej nie znajdziemy. By nie cofać się za daleko, po zrzuceniu panowania, to jest protektoratu państw zachodnich, od 1963 roku Syrią rządzi socjalistyczna partia Baas. Ile to? Ponad 60 lat budowania socjalizmu. Jak to zwykle bywa, w Syrii socjalizm przerodził się w rządy dynastii. Pierwszy z rodu to Hafiz al-Asad, który po zamachu stanu objął niepodzielne rządy nad Syryjską Republiką Arabską w roku 1970 i rządził stalową ręką do śmierci w 2000 roku. Jednym z jego najgłośniejszych dokonań było zdławienie buntu w mieście Hama. Po zdobyciu miasta przez wojska reżimu nastąpiła rzeź ludności miasta. Żołnierze starego Asada zabijali wszystkich, winnych i niewinnych.
Po śmierci Hafiza al-Asada absolutnym władcą Syrii został jego młodszy syn Baszir. Starszy zginął w wypadku samochodowym. Baszir Al-Asad rządził w sposób identyczny jak jego tatuś. Gdy w 2010 roku wybuchł bunt i wojna domowa, utopił Syrię we krwi. Zyskawszy pomoc Iranu i Rosji stopniowo odbił większość Syrii zamykając rebeliantów w małych enklawach przy granicy. Porwania, tortury, mordy, bestialskie gwałty – oto oblicze tego reżimu. W 2020 roku zwarto rozejm i wydawało się, że władzy Baszira Al-Asada nic już nie zagrozi. A tu proszę. Zaczęło się chyba z tydzień temu. Niespodziewanie, jak grom z jasnego nieba rebelianci zdobywają Aleppo, drugie co do wielkości i jednocześnie jedno z najstarszych miast świta z cudowną cytadelą z XII/XIII wieku. Wojska reżimu stawiają tylko symboliczny opór. Padają kolejne miasta, a dziś okazuje się, że upadł Damaszek, stolica kraju a Baszir Al-Asad uciekł w nieznanym kierunku, wcześniej wyprawiwszy w bezpieczne miejsce swoją rodzinę. Podobno jego samolot się rozbił. Na tę chwile sytuacja nie jest jasna. Baszir Al-Asad, z wykształcenia lekarz, sadystyczny zbrodniarz miał więcej wrogów niż włosów na głowie i wielu z dziką radością przyłożyłoby rękę do jego śmierci. W tydzień jego reżim posypał się jak domek z kart. Typowe dla takich satrapów. Rządzą terrorem i piszą swe rządy krwią, póki ich państwo nie spruje się jak zgniła szmata.
Po ponad 60 latach krwawych rządów rodu Al-Asadów i wprowadzanego przez nich rzekomego socjalizmu, Syryjczycy chyba stracili wszelkie złudzenia co do socjalizmu, który jak wszystkim przyniósł im tylko biedę, terror i prześladowania. Co będzie dalej? Duże zmartwienie dla Izraela. Słaby, bo pogrążony w wojnie domowej reżim Asadów, był dla nich świetnym, w niczym niezagrażającym sąsiadem. Izrael zagarnął część terytorium Syrii – wzgórza Golan – i je trzyma nic sobie nie robiąc z próśb i gróźb reżimu Al Sadów. Gdyby powstańcy, a są tam różne frakcje, rzuciliby się sobie do gardeł pogrążając Syrię na lata w kolejnej wojnie domowej, byłby to najlepszy scenariusz dla Izraela. Z pewnością Żydzi zrobią wszystko, aby tak się stało. Nie zdziwiłbym się, gdyby przez pośredników Izrael dostarczał broń nawet muzułmańskim fundamentalistom, by wzniecić kolejną wojnę domową w Syrii. Ale ja bym na to nie liczył. Syryjczycy są za bardzo zmęczeni i wykrwawieni latami wojny domowej, rządów terroru, miliony uciekły z kraju. W najgorszym razie wyrośnie im u granic wrogie, szczerze nienawidzące Żydów, muzułmańskie państwo z silną, bitną, zaprawioną w wojnie domowej armią. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę, to ze Starego testamentu. Jak będzie? Zobaczymy.
Inne wydarzenie, z kraju bliższego geograficznie i politycznie. Z Rumunii. Dwa dni temu Sąd Najwyższy unieważnił wybory prezydenckie w Rumunii. U nas przeszło to bez większego echa, a to bardzo ciekawe i znamienne wydarzenie. Sąd Najwyższy Rumunii unieważnił tylko pierwszą turę wyborów prezydenckich. W Rumunii jest jak u nas. W pierwszej turze wyborów prezydenckich kandydat, który zdobędzie ponad 50 % głosów wygrywa. Jak ma mniej, to do drugiej tury przechodzi dwóch z największą liczbą głosów. Pierwszą turę wygrał skrajnie prawicowy polityk, wróg NATO, Călin Georgescu, któremu sondaże dawały koło 5 % głosów i powszechnym zdaniem się nie liczył. Taki lokalny folklor. U nas także w każdych, kolejnych wyborach startuje taki ośmieszany (skrajnie?) prawicowy polityk. Pan Georgescu nie prowadził nawet normalnej kampanii wyborczej, bo nie miał na to pieniędzy, tylko działał w Internecie, w mediach społecznościowych, w tym na TikToku. I ten skazany na pożarcie niby ultraprawicowy, kanapowy polityk nie tylko wszedł do II tury wyborów prezydenckich, ale wygrał pierwszą turę zdobywając 23 % głosów pokonując popieraną przez elity i media, poprawną politycznie, proeuropejską kandydatkę z 18% głosów. Z taką przewagą pan Georgescu zapewnie wygrałby drugą turę wyborów i został prezydentem Rumuni. O zgrozo! O hańbo! O wstydzie! Jakiś ultras z prawicowej, kanapowej partyjki, wróg NATO, przeciwnik Unii, zostanie prezydentem kraju, członka UNII Europejskiej i NATO? Lecz tu, na szczęście porządek i praworządność przywrócił rumuński Sąd Najwyższy i rach, ciach, unieważnił wybory prezydenckie. Unieważniony został caly proces wyborczy, co oznacza, że kandydaci będą musieli ponownie zarejestrować swoje kandydatury, ponownie przeprowadzić kampanię wyborczą, itd. Słowem, zabawa w wybory prezydenckie w Rumunii startuje od nowa. Zabawa – to dobre, świetnie tu pasujące słowo. Jakie powody podał SĄD Najwyższy do tak radykalnej ingerencji w demokratyczne wybory Rumunów? Ingerencję w wybory zewnętrznych sił, to jest zagranicznych serwisów społecznościowych. Innymi słowy, pan Georgescu wygrał oszukując, bowiem zamiast prowadzić kampanię, na którą nie miał pieniędzy, on i jego zwolennicy publikowali posty na serwisach typu X, Tik Tok, Instagram, itp. Zamiast uczciwe i porządnie przegrać, jak mu było pisane, pan Georgescu wygrał. A skoro wygrał, to dlatego iż grał nieuczciwie i nieczysto. Sąd Najwyższy powołał się na ustalenia rumuńskiego wywiadu, który podlega rządowi. W ten sposób sędziowie najwyżsi i najwyżsi politycy rumuńscy ustalają, kto może zostać prezydentem a komu to jest zabronione. Coś się przypomina? Jakieś inne wydarzenia, inne, zda się dawni minione czasy? Co było, to będzie.
Ktoś się spyta, jak sąd czy rząd rumuński ma zyskać kontrole nad światowymi serwisami internetowymi, których siedziby znajdują się w Kalifornii czy Chinach? Choćby nawet tylko na czas wyborów? Ba, ale nie o to chodzi. Sąd Najwyższy w Rumunii unieważnił wybory prezydenckie, bo mogła je wygrać osoba, która zdaniem sędziów najwyższych nie miała prawa ich wygrać. Jeśli pan Georgescu ponownie będzie prowadził kampanię w Internecie to Sąd Najwyższy znowu je unieważni. Nie chodzi tu, jak prowadzi się kampanię wyborczą, ale kto je wygrywa. Sędziowie sądu najwyższego Rumunii, ustawili się na pozycji obrońcy status quo, dbają o to, aby prezydentem została właściwa osoba. A przynajmniej, aby nie została nim „niewłaściwa” osoba. Niewłaściwa ich zdaniem, rzecz jasna. Że gwałcą w ten sposób podstawy demokracji? I co z tego? Kto im zabroni? Kto ich ukarze? Wyrzuci z roboty?
W Rumunii osiągnięto wyższy stopień demokracji. I praworządności. W demokracji wyborcy decydują kto rządzi, czy kto zostaje prezydentem kraju. W wyższej formie demokracji, promowanej usilnie przez Unię Europejską, wyborcy mogą wybrać kogo chcą, owszem, ale tylko z tych, którzy są mili tym lepszym. Strażnikami tego prawa ustanowili się sędziowe. Najwyższa kasta. Brzmi znajomo? Czy u nas jest inaczej? Czy i u nas sędziwie nie są, lub nie zostali ustanowieni, strażnikami wyższych wartości, praworządności i europejskich wartości? Póki co Unia stosuje to prawo do „dzikich”, gorszych krajów Europy środkowej czy wschodniej. Na razie. To samo prawo Unia zastosuje również do „cywilizowanych” krajów zachodu, starej Unii, o ile wyborcy wybiorą nie tego, kogo wolno wybrać. Parafrazując „mądrość” Stalina unijna oligarchia głosi zasadę: nie ważne, jak ludzie głosują, ważne by nasi rządzili. Nie ważne kto rządzi, byleśmy to my pociągali za sznurki. Dlatego sędziowie sądu najwyższego w Rumunii unieważnili wybory prezydenckie. Pierwszy raz, nie ostatni. I nie tylko w Rumunii, lecz i w innych krajach tak się będzie działo.
I tak wielu ludzi w Rumunii, i nie tylko w Rumunii, straciło złudzenia. Złudzenia co do prawa, praworządności, do demokracji. I co do Unii Europejskiej, do rzekomo europejskich wartości. Jakie są te europejskie wartości? Demokracja? Inna na zachodzie, inna na wschodzie kontynentu? No tak, my tu na wschodzi dzicy ludzie, niekulturalni, nieokrzesani, niedorośli do dziedzictwa zachodu. Co innego tak, gdzie sama kultura, sedno cywilizacji i najwyższa wrażliwość. Praworządność, co ma inne praworządności pod sobą. Jak u tego Belga, wysokiego komisarza, co przyjeżdżał, by nas karcić i pouczać co to jest prawo, porządek i demokracja, a w kilka dni po utracie wysokiego zydla, okazało się że podejrzewany jest opranie pieniędzy i nielegalnie zarobione miliony. I tak to jest. Kolejne stracone złudzenia.
Za pól roku u nas będą wybory prezydenckie. Co będzie, gdy wygra nie ten kandydat, co powinien wygrać? Nie zabraknie takich, co spróbują powtórzyć scenariusz rumuński. Mamy przecież politycznie wspomaganą komisję wyborczą, która zrobi wszystko co każą jej mocodawcy a szczególnie Herr T. i nakręceni na praworządność unijni komisarze z mini blond bestią - Ursulą. Nie brak u nas także usłużnych sędziów, którzy jedni z przekonania, inni z nienawiści, inni wreszcie za niewielki stosunkowo pieniądza zagłosują, jak trzeba. Uznają jednego, nie uznają drugiego, jak zleceniodawca sobie zażyczy. Będziemy głosować, aż wybierzemy tego, co trzeba? Nie byłoby łatwiej, gdyby ryży premier ogłosił, kto będzie prezydentem? Po co ten kłopot i wielki koszt z wyborami, gdy i tak wiadomo kto wygra? Unia europejska – ta strażnica i ostoja praworządności – poparłaby ichniego namiestnika, a naszego premiera Herr T. Łatwiej, prościej i taniej. Po co bawić się w szopkę zwaną demokracją.
Za komuny mieliśmy demokrację socjalistyczną, dziś mamy demokracje walcząca. Jedna i druga ma tyle wspólnego z demokracją co dupa z kijem. Demokracja walczącą mają też w Rumunii. Tam Sąd Najwyższy walczy z ekstremizmem, nazizmem i wszelkimi innymi izmami.
Stracone złudzenia. To także tytuł powieści H. Balzaca. Dokładnie cykl trzech powieści sprzed prawie 200 lat. Wniosek: stracone złudzenia to temat stary jak świat. Rodzimy się, dzieciństwo, młodość, wiek średni i ciągle… złudzenia. Jedne ustępują miejsca następnym. Złudzenia co do siebie, co do innych, w tym najbliższych, co do społeczeństwa, poglądów, ideologii, wiary, państw i narodów… Po każdym rozczarowaniu odrastają jak paznokcie. Włosy wypadają i nie wracają. Złudzenia ustępują miejsca innym złudzeniom. Gdy patrzymy na świat, innych, czy siebie tak jak chcielibyśmy je widzieć, a nie tak, jaki jest, jacy my jesteśmy. Dzisiejsze marzenia, plany, wyobrażenia to jutrzejsze stracone złudzenia. Życie ze złudzeniami jest pełne gorzkich rozczarowań, ale czy życie bez złudzeń byłoby lepsze? Nie jestem pewien. Jeżeli tak. Tak to już jest i chyba być musi.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.
Dla chcących więcej polecam książkę:
"Kto może być zebrą i inne historie"
wydawnictwo: e-bookowo
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura