O tym, dlaczego należy pomagać Ukrainie. I o prawdzie kryjącej się w porzekadle: gdzie dwóch się bije...
Oto minęło 1000 dni wojny na Ukrainie. Za trzy miesiące, 24 lutego miną trzy lata od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę i początku wojny. Trzy – to także ładna liczba. Ile to dni? Trzy lata to 1095 dni, bez roku przestępnego. Też ładna liczba. Każda liczba jest ładna, pełna, bo każda liczba wystarcza sobie.
Jak to szło? Rosyjscy mordercy, rabusie, gwałciciele… Taki był przekaz państwowej to jest partyjnej telewizji, gdy rządziła partia, która obecnie jest w opozycji. Jaki jest przekaz niby państwowej telewizji, to jest teraźniejszej rządzącej partii postępowej, tego nie wiem, bo jej nie oglądam. Po co oglądać telewizję w stanie likwidacji? Równie jałowe zajecie jak zwiedzanie pustych hal po byłych fabrykach, gdzie hula wiatr. Choć wiem, że są tacy, których to podnieca. Likwidacja to taki trick, sposób, w jaki jedna partia przewłaszczyła telewizję od drugiej partii. Partia obecnie rządząca od byłej partii rządzącej. To co z rewizją uczyniła obecna partia rządząca – a była to jedno z pierwszych decyzji rudego premiera Herr T. – to jedynie przekroczenie pewnych granic… bezczelności i prawa. Różnica w formie, nie treści.
Prawa? Co to jest prawo? Dobre pytanie na inny obszerny tekst albo traktat. Tyle ich napisano w przeciągu ostatnich dwóch i pół tysięcy lat, począwszy od Platona, Arystotelesa, że chyba nie warto. Niewiele nowego można dodać, a skompromitować się, owszem. Przyjmijmy zatem, że to co dobre dla rządzącej partii, a byłej opozycyjnej, jest złem dla obecnej partii opozycyjnej, a byłej rządzącej. I na odwrót. A co dobre dla rządzących, bez znaczenia czy to jest: król, pierwszy sekretarz, czy partia taka czy owaka, jest zgodne z prawem. Tak było, tak jest i będzie. Siła tradycji. Zapomina się, że telewizja powstała u nas w głębokim PRL-u. Za rządów jedynie słusznej partii robotniczej i jej pierwszego sekretarza. Powołano specjalny Radiokomitet do zarządzania telewizją. Tam nic nie działo się przypadkiem, żaden stanowisko nie dostało się w niepowołane ręce. I tak już zostało. Siła tradycji. Zresztą w telewizji innych krajów, np. usa, jest podobnie, choć nie mieli u siebie rządu czerwonych namiestników. Lecz to inna sprawa. Reszta to komentarze, czyli glossy, prawnicze paplanie. Tak to już jest. Z utratą władzy traci się „szklane okienko”. A bycie w owym „okienku” – technologiczna zmiana, dziś rozmiarami sporym oknie już a nie okienku – owo parcie na szkło to kwestia życia i śmierci dla różnych celebrytów, pseudo gwiazdek, mini artystek z mikro mózgiem a biustem w rozmiarze XXL, a przede wszystkim polityków. Telewizja niby państwowa czy publiczna – publiczna jest o tyle, że to obywatele płaca rachunki, nie mając, poza tym nic do gadania – od początku nowej rzeczypospolitej jest łupem partii, która wygrywa wybory. Od ponad 3o lat? Nie, od samego początku, od czasów komuny. Jednak coś się zmienia. Obywatele mają jakiś wybór. Mogą zmienić kanał albo wyłączyć telewizor. Dobrodziejstwo postępu i telewizji satelitarnej z setkami kanałów. Ja coraz częściej skłaniam się do tego drugiego wyjścia.
Myślę wszakże, iż przekaz nowej, „publicznej” telewizji w sprawie wojny na Ukrainie jest bardziej stonowany niż tej minionej, a zapowietrzonej. Owo zaślepienie, zacietrzewienie na granicy całkowitego ogłupienia, fanatyzm, w popieraniu Ukrainy. Głuchota na jakiekolwiek argumenty. Jakby to była nie kolejna wojna w Europie, jakich było mnóstwo, ale zmagania imperium zła i ciemności z siłami dobra i światła w kinowych wojnach kosmicznych. Może przypomnę prostą prawdę. W wojnie na Ukrainie nie chodzi o walkę dobra i zła, ale o to, do kogo należeć będzie Donbas, Zaporoże, inne tereny. To kolejna wojna o teren, o granice. Każdy kilometr granicy w Europie napisano krwią. No może poza Andorą, San Marino, czy Skandynawią. W sumie sporo tych wyjątków.
Argumenty, czy „prawa” do tych terenów ma również Rosja. Historycznie tereny te należą do Rosji od połowy XVII wieku, od powstania Chmielnickiego. Krym przyłączono do Rosji w 1783 roku, po zwycięskich dla Rosji wojnach z Turcją. Paradoksalnie, to właśnie Bohdan Chmielnicki (1595 - 1657) – bohater narodowy Ukrainy, wiecznie pijany masowy morderca i zbrodniarz – oddał tzw. Zadnieprze oraz Zaporoże, czyli tereny o które toczy się obecna wojna, we władanie rosyjskiego cara i rosyjskiego imperium. Była to tzw. ugoda perejasławska z dnia 18 stycznia 1654 roku. Ugoda tylko z nazwy, właściwe słowo to poddaństwo! Bohdan Chmielnicki oddał ziemie ukraińskie we władanie rosyjskiego cara. Jednym z punktów tzw. ugody perejasławskiej było wprowadzenie garnizonu wojsk rosyjskich do Kijowa, co zostało jak najszybciej wykonane. Rosyjskie wojska stacjonowały w Kijowie do 1990 roku, rozpadu Związku Sowieckiego i podmiany Ukraińskiej Republiki Radzieckiej na niepodległą (?) Ukrainę. Przez prawie 340 lat, z dwiema krótkimi przerwami – pierwsza to koniec I wojny światowej, rewolucja bolszewicka i wojna domowa. Druga to niemiecka okupacja podczas II wojny światowej. A wojska rosyjskie do Kijowa wprowadził nikt inny jak… Bohdan Chmielnicki – narodowy bohater Ukrainy. Sewastopol i Charków, Mikołajów i Odessa, i wiele innych to… rosyjskie miasta. Założone przez Rosjan i i zamieszkałe w większości przez Rosjan. Rosjan i miejscowych.
Jeśli ukraińscy nacjonaliści obecnie rządzący Ukrainą mogą mieć do kogoś pretensje, winni je kierować do Bohdana Chmielnickiego, czy raczej jego pomników które postawili w całej Ukrainie. Te z Krymu czy Donbasu, miejscowi już dawno wyrzucili na śmietnik lub przetopili w piecach hutniczych. Rosjanie nie lubią i pogardzają Chmielnickim, choć chętnie powołują się na poddanie w Perejasławiu Ukrainy Rosji. Nikt nie lubi Bohdana Chmielnickiego, poza ukraińskimi nacjonalistami, którzy wielbią go za jego zbrodnie: wymordowanie na Ukrainie szlachty, Polaków i Żydów a jednocześnie odrzucają najważniejszy akt polityczny jaki podpisał – ugodę perejasławską. Dziwna schizofrenia. Może wcale nie dziwna? W polityce dobre jest to, co dla nas korzystne. Złem to, co nam nie sprzyja.
Jakie argumenty mają ukraińscy nacjonaliści? Dwa lub jeden. Pierwszy to wewnętrzne granice administracyjne republik sowieckich, które do Ukraińskiej SRR włączyły Donbas, Ługańsk i Krym. Uczynił tak gensek – pierwszy sekretarz KPZR Nikita Chruszczow (1984 – 1971). Chruszczow objął rządy po pogrobowcach Stalina w 1954 roku, a został obalony przez Breżniewa w roku 1964. Co ciekawe, jako pierwszy Chruszczow przeżył utratę rządów. Nikita Chruszczow uważany jest w Rosji powszechnie za głupka co uczyniło go bohaterem niezliczonych dowcipów. Miał rzeczywiście „dziwne” pomysły, jak sianie kukurydzy na Syberii. Podczas przemówienia w ONZ w Nowym Jorku 12 pażdziernika1960 roku Nikita Chruszczow tak się zapamiętał, że walił butem w pulpit miotając soczyste, rosyjskie przekleństwa i obelgi. Innym jego pomysłem było włączenie Krymu do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Dlaczego? Bo tak Chruszczowowi tak się podobało a nikt nie śmiał mu się sprzeciwić mając w świeżej pamięci czasy Stalina. Co też uczynił: pierwszy sekretarz Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Nikita Chruszczow przeniósł Krym z Rosyjskiej SRR do Ukraińskiej SRR w lutym 1954 roku. Była to jedna z jego pierwszych decyzji po objęciu czerwonego tronu. Rosjanie do tej pory nie mogą mu tego wybaczyć, że Chruszczow, Rosjanin to pierwszy car, który pomniejszył imperium rosyjskie odłączając ważną prowincję. Dla Nikity Chruszczowa, pierwszego sekretarza KPZRR, była to zmiana czysto administracyjna, wewnętrzna, jak u nas zmiany granic województw. Po rozpadzie ZSRR i postaniu „niepodległej” Ukrainy, Białorusi, ale też Litwy, Łowy itd. dawne granice regionów stlały się granicami państw.
Tu dochodzimy do drugiego argumentu podnoszonego przez Ukrainę, ale szczególnie ważnego dla krajów zachodu, dla usa. To teza o nienaruszalności granic w Europie. Dla tzw. Zachodu wszelka rewizja granic, rzez jasna dopuszczalna do pomyślenia tylko w dzikiej, wschodniej lub środkowej Europie, oznacza wojnę. A wojna to kłopot, zakłócanie spokojnego trawienia i trwania w nirwanie sytego błogostanu. Stąd dogmat tzw. Zachodu: wszelkie granice w Europie są nienaruszalne i niezmieniane. Ten dogmat dotyczy, jak powiedziano, tej dzikiej, niecywilizowanej części Europy, to jest wschodniej jej części (Ukraina, Białoruś) i południowo wschodniej – Bałkany. Granice na zachodzie są „święte” samo przez się. Rozpad Jugosławii, wojna w Bośni Hercegowinie, potem uznana de facto „niepodległość” Kosowa pokazały, że Zachód nader łatwo akceptuje rewizję granic, jeśli mu się to spodoba. Po raz kolejny wyszła zakłamanie, hipokryzja krajów zachodnich i usa. Jeśli jest to dla nich korzystne, to bez problemu akceptują zmianę granic. Jeśli przeciwne, jest to dla niekorzystne, to zachód i usa krzyczy o niesprawiedliwości, o prawach człowieka, o nienaruszalności granic. Drugi przykład to kraje Zakaukazia. Gruzji czy Armenii nie obowiązuje teza o nienaruszalności granic. Źle to wróży ukraińskim nacjonalistom i ich prezydentowi o ochrypłym od krzyku głosie.
Co zatem będzie? Sprawa jest prosta. Jak zawsze zadecyduje „prawo”, to jest siła. Przyjrzyjmy się zatem jak wygląda sytuacja na froncie rosyjsko – ukraińskim. Te 1000 dani wojny trzeba podzielić na dwie fazy, teraz wchodzimy w trzecia. Pierwszy to atak wosk rosyjskich. Przeświadczenie, fałszywe, że wystarczy kopnąć w te drzwi a się rozpadną. To powiedzmy pierwszy, drugi miesiąc. Wojskom rosyjskim nie udało się odbyć Kijowa i ustanowić własny, marionetkowy rząd ukraiński. Kolejny etap to kontratak Ukraińców, wspieranych przez Zachód, w tym Polskę. Z zachodu i usa popłynął na Ukrainę powódź broni i amunicji. Sama biedna Polska przekazała prawie 300 czołgów. Czołgi, działa, zestawy przeciwlotnicze, rakiety, mnóstwo amunicji. Dzięki pomocy zachodu ukraińskie wojska pod znakiem tryzuba odbiły większość ziem zajętych przez Rosjan.
Rosja ma rację, gdy mówi, że na Ukrainie prowadzi wojnę z Zachodem. Jest to wojna per procura, jaką usa prowadzi na Ukrainie z Rosją. Wojna do ostatniego Ukraińca. Wygodna dla usa i zachodu, kosztowna dla Rosji i wyniszczająca dla Ukrainy. Ta faza wojny zakończyła się latem tego roku wraz z końcem ostatniej, nieudanej ukraińskiej ofensywy. Ostatnim aktem ukraińskiej ofensywy był zaskakujący arak na obwód kurski. Aby odciągną rosyjskie wojska z Donbasu, Ukraińcy swe najlepsze jednostki i resztki zapasów broni i amunicji skupili w ataku na kierunku kurskim. Sami wpadli w swoją pułapkę, zdobyli kilka wsi, sporo pól i lasów, tracąc swe ostanie rezerwy. Na miejscu Rosjan bym niszczył siły ukraińskie atakami dronów, lotnictwa i artylerii. Po co tracić ludzi odbijając nic nieznaczące pola i lasy w zapomnianym przez Boga i ludzie kącie Rosji? Jak to zwykle bywa: planowano sukces, wyszła porażka. Która może zmienić się w klęskę. Ale dla Rosjan może to stać się sprawa prestiżowa. Ostatnia faza to narastająca przewaga i powolny, lecz stały postęp wojsk rosyjskich na najważniejszych kierunkach; doniecki, łubiańskim i zaporoskim.
Ukraińska armia może tylko spowolniać postępy wroga. Brakuje jej broni, zwłaszcza lotnictwa i systemów obrony powietrznej, brakuj amunicji a zwłaszcza ludzi. Nie ma poborowych, nie można rotować jednostek, dać odpocząć najbardziej zniszczonym brygadom, czy nawet batalionom, ani uzupełniać strat. Ludność Ukrainy z 55 mln. spadła do jak się szacuje, 26-28 mln. Część to ludność obecnie już Rosji, większość to ci co wyjechali na Zachód i już nie wrócą na Ukrainne. Powrócą jednostki. Reszta to zabici, ranni, okaleczeni. Straty ludzkie są tajemnicą obu stron. Już nie mogę słuchać o głupich Rosjanach, o mięsnych atakach i twierdzenia, że na jednego zabitego Ukraińca przypada dziesięciu Rosjan. Bzdura, fałsz i propaganda. Szacuje się, że współcześnie 80 % strat, lub więcej, to ofiary artylerii, rakiet i lotnictwa. Broni dalekiego zasięgu. Ukraińskie lotnictwo nie istnieje. W powietrzu dominują Rosjanie. Sami ukraińscy żołnierze przyznają, że w najlepszych czasach na jeden ich pocisk armatni, przypada dwa, trzy rosyjskie. Obecnie te parytet jest bliższy 1 : 10 na korzyść Rosjan. Będzie tylko gorzej, dla Ukraińców. Wybory w usa wygrał kandydat przeciwny topieniu pieniędzy amerykańskich podatników w niekończącej się ukraińskiej wojnie. Za dwa miesiące, gdy prezydent Trump obejmie władze, skończy się strumień amerykańskie broni i amunicji.
Biorąc to wszystko po uwagę, parytet strat ludzkich jest bliższy 1 : 1, około 500 tys. zabitych po obu stronach, plus drugie tyle ciężko rannych, trwale okaleczonych. Dla Rosji straty ciężkie, dla Ukrainy katastrofalne. Rosjanie uzupełniają straty ludzkie, Ukraińcy nie mają już kogo powołać, stracili już połowę ludności kraju. Utrata polowy ludności to katastrofa dla każdego kraju i społeczeństwa. W miastach jak Lwów, Kijów trwają łapanki na młodych mężczyzn a nieszczęśnicy trafiają na front. Lekarstwo gorsze od choroby. W 1000 dniu widać, że wojna stała się wojna na wyniszczenie, wojną która Rosja wygrywa. Bo musi wygrać. I dobrze. Dwadzieścia lat temu byłem na konferencji we Lwowie. Zapadłą mi w pamięć atmosfera ukraińskiego nacjonalizmu panująca w tym mieście. Tryumfującego nacjonalizmu młodych ukraińskich spadkobierców tradycji UPA, wielbicieli Stefana Bandery, czy Romana Suchewycza - dowódcy UPA. Duszna, ciężka, wszechogarniająca, wstrętna, jak stawianie pomników masowym mordercom. Tym ukraińskim nacjonalistom zdawało się, że mając Lwów i Krym, za chwile „odbiorą” więcej „ukraińskich ziem”. Co się z nimi stało? Pewnie jako pierwsi zgłosili się do ukraińskich jednostek. W ciągu tych 1000 dni… Nieliczni przeżyli. Rosjanie wybili ukraińskich nacjonalistów. Wielko to ich zasługa.
Tym, co przejmują się porażka Ukrainy i zwycięstwem Rosji powiadam: nie rozdzierajcie szat. Każda wojna prędzej czy później kończy się pokojem. Lecz dla nas, dla Polski, nie wiadomo zwycięstwo, której strony jest gorsze. Rosja jest wroga i groźna, lecz nie znaczy to wcale, że Ukraina jest przyjazna. Stefan Bandera nie bez przyczyny w latach 20-tych XX prowadził politykę nastawioną na Niemcy a wrogą Polsce. Jego spadkobiercy i wyznawcy w Kijowie czynią tak samo, tylko bardziej się maskują. Stale patrzą na Berlin. Tam szukają pomocy i sojuszu. Na szczęście Berlin woli Moskwę od Kijowa. O stałej wrogości rządzących Ukrainą świadczy dowodnie zakaz ekshumacji polskich ofiar UPA na Wołyniu czy Małopolsce wschodniej. Jeżeli tylko będą mieli wolne ręce i dość siły, skierują się przeciwko nam. Patrzmy na fakty, a nie deklaracje, kłamstwa, puste obietnice. Ukraińcy są sprytni, sprytni, podstępni i fałszywi. Pamiętajmy. Ci co ufali Ukraińcom skończyli w dołach, w masowych grobach.
Jeśli zatem zwycięstwo żadnej ze stron nie jest dobre czy korzystne, to co czynić? Niech dalej Rosjanie i Ukraińcy walczą o Donbas, czy Ługańsk. Ja tam ich nie zmuszam, ale skoro sami tego chcą, to czemu im zabraniać? Gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta, i tym trzecim niech będziemy my odwracając kartę historycznego pecha. Kto wygra, tego będzie. Jak z telewizją publiczną tylko w o wiele większej skali. Zwycięska partia zawłaszcza telewizje, zwycięzca w wojnie dyktuje warunki. Chyba że obie strony tak się wyczerpią, że przyjmują jakiś zgniły kompromis, zarzewie kolejnej wojny. Minęło 1000 dni wojny, niech Ukraińcy i Rosjanie wałczą ze sobą następny rok, i następny. Może dobiją do 2000 dni? To także piękna liczba. Im dłużej, tym bardziej obie strony się osłabią. Tym lepiej dla nas. Dlatego trzeba pomagać Ukrainie, aby nie poddała się za wcześnie. Są na Ukrainie z pewnością wielbiciele Bandery i Suchewycza, których jeszcze można wysłać na front. Niech idą i spełnią z (nie)honorem swą nacjonalistyczną, ukraińską powinność. Minęło 1000 dni. Niech będzie więcej dni wojny. Póki nie otrzeźwieją. Lub się nie wykrwawią. Ale to inna opowieść.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.
Dla chcących więcej polecam książkę:
"Kto może być zebrą i inne historie"
wydawnictwo: e-bookowo
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka