O tym, że warto się uczyć matematyki, i że brak tej wiedzy szkodzi. Jak również o tym, że prawdę trudno znaleźć szczególnie w oficjalnych statystykach.
Wiele się dzieje. Na południu mamy powódź. Porównywalną z tą z roku 1997. Sudety, Karkonosze, zlewnia Odry, górna Wisła. Ale o tym nie będę pisać. Woda spłynie, a wówczas się okaże co i jak. Dwa tygodnie temu byłem na wczasach w Karkonoszach. Pierwszych od wielu lat. Chodziłem po górach: Śnieżka, Szrenica, wodospad Kamieńczyka. Tłum ludzi, pogoda była dobra, słoneczna, wręcz upalna. Na filmach w Internecie widzę, że te szlaki zamieniły się w górskie potoki, a ładny, lecz niski i raczej, mały i skromny wodospad Szklarka zamienił się w ryczącą, wodną bestię.
Zmienia się postać świata. Przemija postać świata – to powieść Hanny Malewskiej. Bardzo dobra powieść. Lecz tytuł jest trafniejszy. Przemijanie, zmiana to czwarty wymiar naszej przestrzeni. Nie widzimy tego, bo mamy słabe… oczy. I nie tylko oczy. Ale o tym, kiedy indziej. Dziś będzie o matematyce, dokładniej o jednym, prostym wzorze. Bardzo praktyczna rzecz: procent składany. Wszyscy mamy konta w bankach, w nich lokaty i/lub kredyty. Lokaty i kredyty są oprocentowane, z kapitalizacją miesięczną, kwartalną, roczną. Wiem: matematyka budzi obrzydzenie lub łagodniej powszechną niechęć wśród tzw. „humanistów” czyli olbrzymiej większości. „Nie lubię matematyki!” ogłasza z dumą nastoletnia dziewoja z liceum. „Nie cierpię matematyki. Nie rozumiem. Matematyka do niczego się nie przydaje” – mówi nastoletni młodzieniec, maturzysta i także jest z siebie wielce zadowolony. „Po co ta matematyka, gdy mamy kalkulatory, komputery?” - pyta inny maturzysta.
Gdyby ktoś spytał: po co mi nogi, gdy mam samochód, rower i elektryczną hulajnogę? Uznano by go za niespełna rozumu. Do pedałowania na rowerze nogi są niezbędne. Nie mylić z innym… pedałowaniem. Tu nie w nogach zabawa. Jednakże są pojazdy elektryczne dla inwalidów. Podobnie samochód można przerobić tak, żeby stopy były niepotrzebne. Zatem słusznie? Po co mi nogi, gdy mam trójkołowy wehikuł i samochód przystosowany dla osób niepełnosprawnych? Szaleństwo? Kto tak powie? A przecież narzekania na matematykę, że jest głupa, niepotrzebna, nudna są powszechne tak wśród młodych, dzisiejszych uczniów, jak i starszych, którzy kiedyś byli uczniami i zmagali się matematyką. Ale to dziś modne. Jestem głupi. Jestem leniem! I jest mi z tym dobrze – mówią celebryci używając co prawda innych słów. Niech im będzie.
Dziś skupię się na wąskim zakresie matematyki, na jednym wzorze na procent składany. Prosty przykład. Pożyczamy jakiemuś bankowi (lokata) 100 jednostek; obojętnie, złotych, dolarów czy dukatów. Na dziesięć lat, na 10 % rocznie. Całość: kapitał i odsetki obieramy po upływie dziesięciu lat. Pytanie: jakie odsetki odbierzmy? Głupi, czyli „humanista” policzy tak: 10 procent od 100 to 10. 10 razy 10 to 100. Obierzemy 100 jednostek odsetek. Ale to błąd. Po pierwszym roku mamy dziesięć złotych odsetek. Ale odsetki się kapitalizują; nie odbieramy ich przecież, więc po drugim roku mamy 21 zł. Odsetek. Po trzecim 33.1 zł. I tak dalej. Po dziesięciu latach powinniśmy odebrać: 159,39 odsetek. Prawie 60 % więcej! Jeśli się o to nie upomnimy, te pieniądze to nasza strata a dodatkowy zysk bankiera. Głupi traci, mądry zyskuje. Niewiedza kosztuje, a matematyka się przydaje.
Właśnie na takiej matematycznej wiedzy, plus olbrzymi talent i szczęście (wszędzie i do wszystkiego trzeba mieć dryg i fart) swoją karierę zrobił ród Medyceuszy. Zaczynali skromnie jako drobni kupcy we Florencji, potem zajęli się bankierstwem i lichwą. Bankierstwo i licha to to samo, różnica w wielkości odsetek. Medyceusze zrobili fortunę między innymi na tym, że ich klienci, różni wielmoże, książęta i papieże nie mieli pojęcia co to jest procent składany. Od wielkich finansów mały kroczek do polityki. Medyceusze zawładnęli Florencją. Kupili sobie tytuł książęcy, potem arcyksiążęcy. Medyceusze zasłynęli jako wielcy mecenasi sztuki – Michał Anioł to ich odkrycie. Inny przykład, z północy Europy. Jakob Fuggier z Augsburga (1459 - 1525), zwany bankierem królów. Uważany za najbogatszego człowieka w dziejach Europy czy zachodu. Królowie również nie bardzo orientowali się w matematyce. Ale to przeszłość, ktoś powie. Dziś wpłacając pieniądze na lokatę mamy pewność, że bank nas nie oszuka, lecz naliczy odsetki prawidłowo – procent składany.
Zajmijmy się procentem składanym, ale z ujemnymi odsetkami. Inflacja to spadek wartości pieniądza. Spójrzmy inaczej: inflacja to procent składany z ujemnymi odsetkami. Inflacja pożera nasze pieniądze, nasze oszczędności. My tracimy, kto zyskuje? Państwo zarabia na inflacji. Nie ma znaczenia, czy się pracuje w firmie prywatnej, czy państwowej. Wynagrodzenie wszak wypłacane jest w pieniądzu. Tylko państwo emituje walutę i zazdrośnie strzeże tego monopolu. Kary za fałszowanie waluty, czyli łamanie monopolu państwa w tym zakresie kiedyś były straszliwe a i dziś są najsurowsze z możliwych. Państwo pobiera także opłatę za walutę, którą emituje. Są to podatki, to wszyscy wiedzą.
Ale takim nieformalnym podatkiem, pobieranym przez państwo, jest inflacja. Dlaczego we wszystkich państwa świata, występuje inflacja? Mniejsza lub większa, ale jest zawsze i wszędzie. Była, jest i będzie. Dlaczego inflacja jest powszechna? Ponieważ niezależnie kto rządzi: czy książę, król, czy wybrany demokratycznie prezydent, czy premier, rządzący chcą być „dobrzy”. W pierwszym rzędzie dla siebie, ale także dla rządzonego ludu. Choćby po to by się nie buntował. W domu i w państwie często jest więcej wydatków niż dochodów. Zwykły człowiek w takiej sytuacji szuka dodatkowej pracy, tnie wydatki, oszczędza. Ale rządzący mają cudowny przywilej: wyłączne prawo do bezkarnego fałszowania waluty, choć do tego nigdy się nie przyznają oficjalnie. Dawniej królowie psuli monetę. Jak? Proste np. wydawali polecenie, aby w dukacie zmniejszyć ilość złota z 2 gram do 1.8 grama. W ten sposób z 1 kilograma złota zamiast 500 dukatów można wyemitować ich 555. „Drobna” zmiana a zysk 11% dukatów więcej do wykorzystania przez władcę na cele jemu miłe i dlań przydatne. Atoli takie „oszczędności” rychło się mszczą poprzez inflację. Wbrew pozorom ludzie nie są głupi (jeśli chodzi o ich dochody) a zły pieniądz wypiera dobry, prawo Kopernika - Greshama. Tak to ten sam Kopernik astronom. Nie tylko patrzył w gwiazdy. Dlatego wszystkie wielkie waluty znane z historii jak rzymski denar, floren – ten od Medyceuszy, rozliczne dukaty, talary, nasz czerwony zloty spoczęły na marach historii. Taki sam los dotyka właśnie amerykańskiego dolara. Żyjemy w ciekawych czasach. Między innymi obserwujemy agonię światowego pieniądza – us dollar! Zdycha biedaczek. Nie ma szans na przeżycie, bo zarzyna go własny, amerykański rząd. Wspólnie, kolejne administracje zaciskają mu pętlę na szyji. Lecz nim zdechnie i gdy zdechnie, wiele, bardzo wiele się wydarzy.
Hasło z Wikipedii: „The United States dollar (symbol: $; currency code: USD; … referred to as the dollar, U.S. dollar, American dollar, or colloquially buck) is the official currency of the United States and several other countries.” Dolar to oficjalna waluta United States i wielu innych krajów oraz waluta światowa. Kiedyś królowie psuli monetę, obecni rządzący mają o wiele łatwiej: dysponują maszynami drukarskimi drukujące masowo papierki zwane banknotami. Dlatego współczesna inflacja jest łatwiejsza i szybsza niż drzewiej bywało. Co kiedyś zajmowało stulecia, dziś rządzącym zajmuje dziesięciolecia. Postęp niejedno ma oblicze, tu gwałtowne przyspieszenie inflacji. Inflacja oczywiście występuje także u nas w Polsce, ale dziś skupię na inflacji w usa. Kiedyś już o tym pisałem. Ale warto to powtórzyć i rozwinąć. Inflacja to oprocentowanie ujemne waluty. Deflacja to oprocentowanie dodatnie. Wszyscy rządzący nienawidzą deflacji, bo na niej tracą. W deflacji zmniejszają się dochody państwa i rządzący nie mają za co być „dobrzy”: pomagać dzieciom, w tym nienarodzonym, kobietom w ciąży, sierotom i inwalidom. Zgroza!
Jak to wygląda w Ameryce? Amerykański urząd statystyczny podaje, że od prawie 50 lat, inflacja w usa (cpi – consumer price index) wynosi średnio 2 – 3 % rocznie. Oczywiście z odchyleniami w dół, czy w górę. Niby niewiele. W wielu europejskich krajach inflacja jest, czy była w tym czasie, znacznie większa. W usa lepiej się rządzą? W Europie wiele państw jest w recesji, czy na skaju recesji, usa notuje wzrost gospodarki. Problem w tym, że nasz, europejski wskaźnik inflacji i wskaźnik cpi w usa mierzą nie to samo! Przez wiele dziesięcioleci było to to samo. Po kryzysie z lat 70-tych XX wieku w usa zmieniono definicje współczynnika inflacji cpi (1980 based). W latach 90 ponownie zmieniono konstrukcje wskaźnika cpi (1990 based). Po co prezydenci czy administracje (rządy) usa zmieniały konstrukcje cpi? Po to by było lepiej! Na wykresach i w statystykach. Wiarygodne wskaźniki inflacji w usa, porównywalne z tymi w Europie, to te sprzed tych zmian! Gdzie znaleźć rzeczywistą inflację w usa? Nie na stronach rządowych czy korporacyjnych. Liczą to niezależni ekonomiści. Polecam stronę: https://www.shadowstats.com.
Popatrzmy ma prawdziwe wskaźniki inflacji w usa (na powyższej stronie internetowej). Ograniczając się do XXI wieku widzimy, że inflacja w usa to 10 % rocznie średnio. I to od prawie 24 lat. Są rzecz jasna odchylenia, na przykład skok inflacji, to jest cpi w 2023 roku do 9 % (oficjalnie) lub do prawie 20 % - rzeczywista inflacja w usa w 2023 roku. Wbrew temu, co oficjalnie głoszą dane rządu usa, usa nie są krajem malej i kontrolowanej inflacji, lecz państwem stałej, chronicznej i wysokiej inflacji i to od prawie 30 lat. Skąd się bierze wysoka inflacja w usa? Jednym z przyczyn jest to, że dolar to pieniądz światowy. Maszyny w FED (rezerwa federalna) nieustannie drukują dolary. Powódź dolarów, której jednym ze skutków jest wysoka inflacja w usa. Cena imperium.
Kilka prostych obliczeń. Ile będzie warte 100 $ po dwudziestu latach stałego, ujemnego oprocentowania (inflacji) w wysokości -10 %? Odpowiedź: nieco ponad 12 $. Strata wartości to 87 %. Biorąc ostanie 30 lat i zakładając stałą, średnioroczną inflację 8 %, otrzymamy wartość 8.2 $ i stratę 92 %. Wydaje się zasadny wniosek, że w ciągu ostatniego ćwierćwiecza amerykański us dolar $ stracił na wartości 90 % swej wartości.
A dochody? Jak jest inflacja to powinny rosnąć płace i dochody. W Europie mamy strajki i wymuszone podwyżki płac. W usa sytuacja przedstawia się zgoła inaczej. Związki zawodowe są słabe, społeczeństwo rozbite, zatomizowane. Rozbujany indywidualizm to zerowa solidarność. Zajrzyjmy do danych. W 1999 roku średni dochód roczny gospodarstwa w usa wynosił 56 665 $ - to maksimum lokalne. W roku 2016 dochód średni to nieco ponad 58 000 $. W ciągu 17 lat przy bardzo wysokiej inflacji rocznej dochód praktycznie się nie zmienił. W ostatnim 2023 roku średni dochód wyniósł 80 610 $. Widać nieduży skok, skutek wzrastającego nacisku inflacyjnego. Wzrost o dochodów średnich o 14 % w stosunku do roku 1999, gdy inflacja w tym samym czasie „zjadła” 90 % wartości dolara, to żadna rekompensata. Wniosek: amerykanie średnio stracili 3/4 swej siły nabywczej. Zaraz, ale przecież w Ameryce jest dobrze. Amerykanie są bogaci. Byli, już nie są. Jeśli jest tak źle, to czemu jest tak dobrze? Dobre pytanie, na oddzielny tekst.
Trzeba przyznać, że oligarchia amerykańska, ta ekonomiczna: koncerny, korporacje i polityczna, bo stanowią już jedno, wyciska amerykanów jak cytrynę. I to praktycznie bez większego sprzeciwu. W Europie, szczególnie w Polsce w podobnej sytuacji mielibyśmy bunty, strajki, barykady, walki, w usa cisza, spokój. Dlaczego? Długo by o tym mówić. Minimalny wzrost dochodów i gwałtowny spadek wartości waluty – to są fakty ostatnich dwudziestu, trzydziestu lat w usa. I to jest przyczyna wyciskania (ang. squeezing) amerykańskiej klasy średniej. Zaniku klasy średniej w usa. To klasa średnia bierze cały ciężar inflacji. Biedni, bezdomni, oni tego specjalnie nie odczuwają, bo żyją na krawędzi przeżycia. Bogaci owszem, ale na plus. W usa realizuje się powiedzenie, że biedni są coraz biedniejsi a bogaci są coraz bogatsi. Obszar pośrodku zajęty przez klasę średnia zanika. Ludzie w usa czytają lub widza w telewizji, że inflacja jest mała i pod kontrola, że kraj się rozwija, potem idą na zakupy i widza, że ceny rosną w oczach: mleko, chleb, steki, mydło, itp. I widzą, że na coraz mniej ich stać. Znam to. Pamiętam czasy hiper inflacji Jaruzelskiego w latach 80-tych. Ale to nasze, trudne dziedzictwo. Dla amerykanów, którzy z zasady wierzą swemu rządowi i temu co mówią w telewizji, to musi być szok. Klasa średnia: nauczyciele, urzędnicy, drobni przedsiębiorcy. Jako klasa skazani na zagładę. Pauperyzacja – tak to się nazywa. Oczywiście ktoś na tym korzysta. Bogaci są coraz bogatsi. Nigdy w dziejach nie było tylu tak bogatych ludzi jak obecnie w usa. Ludzie, którzy tracą mieszkania czy domy, bo nie stać ich na czynsz, czy opłaty. Inni, którzy nie leczą się, póki nie padną na ulicy. Młodzi ludzie po studiach, których nie stać na spłatę kredytu studenckiego. Kredy jest komercyjny, rata rośnie, a ich dochody ledwie starczają na czynsz i utrzymanie. Po co zatem były te studia? Po co się uczyć, studiować? Inny skutek: młodzi ludzie, którzy nie chcą pracować. W kraju, gdzie praca jest podstawą statusu społecznego. Epidemia abnegacji? Nic podobnego. Racjonalny wybór. Ci ludzie wiedzą, że zarobek nie wystarczy nawet na zapłatę czynszu i dojazdy. Po co się męczyć? Narobią się jak woły a i tak wylądują na ulicy. Wiele innych skutków.
Pora na podsumowanie. Już Arystoteles zauważył, że to na klasie średniej opiera się demokracja. Nie ma klasy średniej, nie ma demokracji. Taki los nieuchronnie czeka usa. Upadek demokracji. Ale co to nas…? Co się dzieje w usa ma wpływ także na innych. Powinno także nas obchodzić. O innych skutkach wyciskania klasy średniej w usa szerzej, kiedy indziej. Wspomnę tu jedynie, że gdy weźmiemy pod uwagę rzeczywistą inflację, to okaże się, że gospodarka usa od 2020 roku, to jest od czterech lat jest w (głębokiej) recesji. Zwija się a nie rozwija.
Jaki z tego wniosek? Warto uczyć się matematyki, choćby po to, by policzyć procent składany. Jeśli to umiesz, wiesz kto cię wyciska i domyślisz się może nawet dlaczego. Czy kłamstwo jest lepsze do prawdy? Choćby to w rządowych statystykach? Lepsze, gorsze to tylko słowa. Kłamstwo na pewno milsze jest i bardziej opłacalne. Rządzącym i rządzonym. Ale nie po równo.
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.
Dla chcących więcej polecam książkę:
"Kto może być zebrą i inne historie"
wydawnictwo: e-bookowo
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka