O wolności, tolerancji i akceptacji. O ty że jesteśmy tym, kim chcemy być. A przynajmniej niektórym tak się zdaje. I o tym, że psychiatrów należy wywalić z roboty. Wszystkich..
Tekst już dawny, sprzed ponad dziesięciu lat. Przypominam go, bo myślę, warto w imię tolerancji, postępu, akceptacji i wolności. Mamy teraz mężczyzn, którzy uważają, że są kobietami, albo rzadziej kobiet, które chcą być mężczyznami. I słusznie. W imię wolności. Czujesz się kobietą, jesteś kobieta, albo na odwrót. Idźmy dalej. Jeśli ktoś chce być psem, jest psem. Koniem? Jest koniem? Albo zebrą? Dlaczego nie mogę być zebrą, jeśli czuję się zebrą? Taka jest dialektyka wolności.
Jesteś tym kim chcesz być. Prawda nie istnieje, fakty nie maja znaczenia, dobro i zło to tylko słowa. Filozofowie i naukowcy mają inne zdanie? I co z tego? Psychiatrzy stają okoniem? Do diabła z psychiatrami! Wyrzucić psychiatrów z pracy. Otworzyć zakłady psychiatryczne. To nie szpitale dla chorych, ale więzienia dla... innych. Tych mądrzejszych, wrażliwszych, odmiennych. Nie ma zdrowych i chorych, nie ma normy, prawda to złudzenie. Jesteś tym, kim chcesz być. Kobieta, supermenem, albo zebrą. Wolno ci. Taką zgotowano nam przyszłość?
Oto wywiad, jaki ja Wacek – blogier postępowy przeprowadziłem z panem/panią posłem/posłanką Turskim(ą) z partii radykalno – postępowej. Siedziałem sobie w holu Sejmu, czekając na przybycie posła/posłanki Turskiego(iej) na umówiony wywiad, gdy wtem moją uwagę przyciągnęła niezwykła postać, która z rżeniem i tupotem kopyt galopowała przez hol. Był to… osobnik, tak go nazwijmy, wielki a tłusty; jego wielki brzuch opinała spódniczka z trawy lub sitowia, spływająca do kolan, obfite spływające na boki piersi miał (miała?) ukryte w białym, i brudnym, biustonoszu. Kto zacz, trudno było poznać, albowiem cale ciało oraz twarz owego indywiduum pokrywały poziome, nieregularne czarno-białe pasy; dodatkowo nad czołem miał on, lub miało ono, szorstką, sterczącą grzywkę, przypominającą szczotkę. Osobnik ów, wystukując stopami koński rytm, stopami obutymi w coś, co przypominało pomalowane na czarno drewniaki, dwukrotnie okrążył fotel, na którym siedziałem, zarżał zwycięsko, po czym opadł na fotel naprzeciwko.
– Przybyłam na spotkanie. Mam nadzieję, że się nie spóźniłem, -łam – wydyszało dziwaczne indywiduum.
– Ależ skąd, proszę pani posłe, posłanki! Tak się cieszę – krzyknąłem z przejęciem.
Dopiero teraz poznałem, że to panem/panią posłem/posłanką Turskim(ą) mam do czynienie. Te pasy na twarzy i ta… grzywka. Ona ma pędzel przyczepiony do czoła - pomyślałem zdumiony
– Chciałem panią spytać, o prześladowania, jakich pani doznaje, ze strony naszego społeczeństwa, które nie chce uznać w pani prawdziwej kobiety – zacząłem rozmowę.
– Oh, to już przeszłość. Poszedłam dalej. Nic nie zatrzyma kobiety chcącej osiągnąć to, co chce osiągnąć – wyszeptała pani Turska, uśmiechając się skromnie – Jest pan pierwszym dziennikarzem, któremu udzielam wywiad po mojej przemianie! Jestem całkiem nową osobą, jestem odmieniona, jestem taka podniecona…
– Taaaak… – powiedziałem, by cokolwiek powiedzieć.
– Niech pan nie mówi, że pan nie wie, kim jestem.
– Myślę, ze jest pani… sobą – w ostatniej chwili przyszła mi do głowy ta, iście salomonowa odpowiedź.
– Tak! Jestem sobą – wykrzyknęła w zachwycie pan/pani Turski(a) podnosząc do góry szczotkę przyklejoną do czoła – Wreszcie osiągnęłam prawdę i spełnienie. Jestem… zebrą!
– Proszę…? – wydukałem.
– Tak jest. Jestem zebrą, jestem sobą, i jestem z tego dumna! Proszę spojrzeć! Oto moja grzywa!
Pani Turska wstała obracając się; na plecach miała przyczepione, czy przyklejone, rząd sterczących kłaków, jakby kilka szczotek w rzędzie, sięgających od potężnego karku, po prawdzie jak u byka, a nie zebry, po spodniczkę z trawy.
– Zebry mają sterczącą grzywę i ja mam taką samą. Mam też ogon!
Istotnie, miała ogon, wypychający spódniczkę w miejscu, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę.
– Tak, tak, tak! Ma pani ogon i grzywę, jak prawdziwa zebra. Proszę usiąść i wszystko mi opowiedzieć – wykrzyknąłem pośpiesznie.
Wolałem się za bardzo się nie przyglądać tym szczegółom. Pan/pani Turski(a) usiadł(a), no usiadło.
– Więc, przepraszam, a więc od dawna czułam, że moje ciało nie pasuje do mojej duszy. Kiedy widziałam w telewizji filmy przyrodnicze, stada zebr pasące się na afrykańskich stepach, te ich prężne ciała, nogi silne jak ze stali, ten łuk szyi z grzywą, te przecudne pasy, i piękne pyski o wyrazistych rysach; jak się parzą, jak biegają, jak rżą, tarzają w trawie – tu pani posłanka Turska zarżała donośnie, aż się na nas obejrzeli sąsiedzi, trzeba przyznać, ze zarżała całkiem udanie – to czułam, że tam jest moje miejsce, na afrykańskim stepie, w stadzie, pośród innych zebr. Że jestem w duszy zebrą! Że od zawsze marzyłam, by pędzić w galopie po stepie, a wiatr rozwiewał mi grzywę. To moja natura, moja prawda, moje przeznaczenie. I odważyłam się, zrobiłam to. Zostałam zebrą!
– Ale…, czy to nie za śmiałe. Niektórym to się nie spodoba. Nie uwierzą, ze jest pani zebrą – powiedziałem z wahaniem.
– Nie uwierzą? Wiem, że ten rasistowski, ksenofobiczny i nacjonalistyczny naród nie dorósł do takich, wolnych… stworzeń jak ja. Wiem, ze nie uwierzą! I co z tego? Będę walczyć o swoja wolność. Nie poddam się. Ja wiem, że jestem zebrą. Kto może być zebrą, jak nie ja? Jestem w duszy zebrą. Teraz ciałem staję się zebrą. Trwa przemiana, bolesna i kosztowana. Jeśli ciało mam zebry i zebrzą mam duszę, to jestem zebrą, prawda? Kim innym mam być?
– Rozumiem, proszę się nie unosić, ale nieżyczliwi, tych nie brak, powiedzą, ze nie wystarczy przykleić do czoła i pleców szczotki i pomalować się paski, by stać się zebrą.
– Co oni wiedza o najgłębszych poruszeniach mojej duszy! O mych marzeniach, snach? O tym, jak cierpię, ukrywając w ludzkiej powłoce mą prawdziwą, zebrzą naturę – rozpłakała się pan/pani Turska(i).
Zamyśliłem się. Jak tu pisać o mojej rozmówczyni? Nie on już; był mężczyzną a stał się kobietą; lecz ona to też przeszłość, bo ona nie jest już człowiekiem, ale zebrą, dzikim koniem. Zwierzę to rodzaj niejaki, czyli ono Tursko? Tak mam pisać? Czy to prawidłowa forma? Z drugiej strony zebra – rodzaj żeński, czyli ona.
– Ta grzywa, to wszczepy w skórę. Jak bolało, jak bardzo bolało…! Paski to nie malowanie, ale tatuaż, wytatuowała całe moje ciało w pasy białe i czarne. A ten ogon tez jest wszyty w ciało. Czeka mnie jeszcze kilka operacji. Ale to zrobię. Przemiana musi się dokonać. Dokonam tego, bo jestem zebrą. Jestem zebrą! Zebrzość to moja prawdziwa tożsamość, psychiczna i fizyczna. Jeśli czujesz się zebrą, nikt, żadnymi metodami nie przekona cię, że jesteś kimś innym. Wiem, ze jestem zebrą, bo zebrzą mam duszę.
– Dlaczego zebrą, a nie wielbłądem, psem czy… hieną? – zapytałem.
– Wielbłądy są takie brzydkie, z tym garbem, Psy liżą się po jajach, a hieny śmierdzą. Jestem zebrą, to moje przeznaczenie.
– Ale czy ma pani zebra – spytałem z wahaniem, by jej/jego/onego nie urazić – czy ma prawo nazwać się prawdziwą zebrą?
– Kto może być zebrą? Zebry z Afryki, oraz ci, co czują się zebrami. Co znaczy być prawdziwą zebrą? Co to być człowiekiem? Co znaczy być kobietą? – odparła z naciskiem pan(i) Turski(a) – Według prawa w Polsce kobietą jest osoba, której zewnętrzne, drugorzędowe narządy płciowe w momencie urodzin stwarzały wrażenie, że są rodzaju kobiecego i zostało to odnotowane w akcie urodzenia. Zdarza się czasem, że o kobiecej płci prawnej jakiejś osoby transseksualnej lub interseksualnej decyduje sąd. Podobnie z człowieczeństwem. Człowiek i zebra mają 95 % wspólnych genów. Po co podkreślać nieistotne różnice? Z całą ufnością spuszczę się na sąd w tej kwestii. Sąd orzeknie, czy jestem zebrą, czy człowiekiem. Ma zaufanie do polskich sądów. Już raz sąd orzekł, że jestem kobieta. Dlaczego sąd ma nie orzec, że jestem zebrą?
– Jednak niektórzy upierają się, że te drobne różnice są bardzo istotne. Że tożsamość biologiczną, mężczyzna czy kobieta, człowiek czy zebra nosimy w sobie, zapisane w komórkach, w genotypie…
– Proszę mi o tym nie mówić, o tych wstecznikach, niedouczonych nieukach – żachnęła się pan(i) Turski(a) – Grupa fundamentalistycznych tzw. „katolickich” publicystów, reprezentujących określony typ myślenia, czysty islam nad Wisłą, uważa, że zebrą jest tylko osobnik z zebrzym zestawem genów i wyglądający jak zebra. A więc nie ma prawa być zebrą, kto nie ma odpowiedniego zestawu genów. Jednak to nauka, a za nią prawo rozstrzyga, że ostatecznie to, kim jesteś, określa twoja psychiczna tożsamość. Tożsamości psychicznej nie da się zmienić. Ona po prostu jest w nas. Jeśli czujesz się zebrą, nikt żadnymi metodami nie przekona cię, że nie jesteś zebrą. Zebrą jest każdy, kto ma zebrzą duszę.
– Nadal jednak u wielu zwycięża pogląd, ze to, jak wyglądasz określa, kim jesteś, a nie to, kim się czujesz – zapytałem z wahaniem.
– Nie wszyscy w Polsce tego nie rozumieją. Genitalny lub cielesny punkt widzenia nie przeważa nad racjonalnym i uzasadnionym naukowo-humanistycznym poglądem o istocie człowieka lub zebry. Dla mnie dziwne jest, że niektórzy ludzie, którzy określają się, jako katolicy, dla definiowania płciowości, istoty człowieka, czy zwierzęcia, używają argumentów prymitywnie biologicznych. Zawsze wydawało mi się, że dla człowieka wierzącego w Boga prymat duszy nad ciałem jest oczywisty, a miłość i tolerancja jest zasadą. Jestem pewna, wiem, że psychika zebry osadzona w jej ciele jest istotą jego zebrzystości, a godność zebry i jego (jej) podmiotowość jest niezbywalna. Zebrą jest, więc każda osoba, która czuje się zebrą.
– Ah, jakie to głębokie, słuszne i postępowe. Nareszcie wyprzedzimy Anglię, Francję cały Zachód w tolerancji. Pierwsza osoba transseksualna i transgatunkowa. Transseksualizm i transgatunkizm! Boże! Wytyczymy nowe drogi na niwie tolerancji – zakrzyknąłem w podziwie, zrozumiawszy doniosłość nowiny – Tolerancja doprowadzona do krańca, do gołej blachy. Zebra, człowiek, kobieta w jednym. Jesteś najprawdziwszą, najcudowniejszą zebrą, jaką widziałem - zakończyłem czule
– Zebrą, ale i kobietą. Jestem zebrą i klaczą – powiedział(a) z godnością pan/pani Zebra – Turski(a) – Proszę nie o tym zapominać. Musze już pokłusować do mojej stajni. Czeka tam na mnie zebra, płci męskiej, to jest ogier, prosto z zielonych pól Serengetti. Mamy sobie tyle do opowiedzenia. No, pa, pa, pa.
Pan(i) Zebra – Turski(a) zerwała się i rżąc pogalopowała przez hol parlamentu. Wiatr rozwiewał jej szczotkę z włosia na grzbiecie i spodniczkę z trawy a jej nozdrza drgały lubieżnie wietrząc zebrzego ogiera. Zostałem sam z niekompletnymi notatkami i z nawałem myśli w głowie. I sam już nie wiem, czy mi się to śniło, czy też wyczytałem gdzieś, coś podobnego, gdzie indziej, może w mej ulubionej gazecie? Kto wie…?
Dla chcących więcej polecam książkę:
"Kto może być zebrą i inne historie"
wydawnictwo: e-bookowo
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura