O tym, co wszyscy wiedza, że lepiej jest być podłym, podstępnym i złym niż dobrym, szlachetnym i wielkodusznym.
Wiele się dzieje i nic dziwnego. Do wyborów zostało trzy tygodnie. Wyborcza gorączka osiąga szczyty. Jednym z najmocniej komentowanych wydarzeń jest premiera filmu o wydarzeniach z granicy polsko – białoruskiej. Reżyserem czy reżyserką, jest Agnieszka H. Ciekawa postać. U nas przedstawia się jako polska twórczyni – Boże, co to za potworki językowe powstają! Na Zachodzie mówi, że jest Żydówką zamieszkałą w Polsce. Ale to w sumie nic nadzwyczajnego taki dwupodział. Dwie gęby, jedna pokazywana tu, druga wystawiana tam. Ojciec pani H. był stalinowcem, propagandystą, pisał najbardziej ohydne testy wymierzone w Polskę i Polaków, a wychwalajcie osiągniecia Słoneczka Ludzkości, to jest Józefa Stalina. Wyjątkowo odrażający typ. Mama pani H. miała podobne „zasługi” na polu wysługiwania się sowieckiej władzy i jej miejscowych sługusów. Wywodząc się z takiej rodziny, cóż tu się dziwić, że reżyserka H. kręci takie filmy, jakie kręci? Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. Tak to już jest.
Spojrzę na to inaczej. Oczami Arystotelesa. Czytam właśnie jego „Politykę”. Zdumiewająco aktualny tekst. Arystoteles (384 – 322 p.n.e.) zwany krótko Filozofem, zajmował się i pisał na mnóstwo tematów, w tym filozoficznych, lecz nie tylko. Wiele jego dzieł zachowało się do dziś. Jego poglądy bywają nieco kontrowersyjne. W szczególności jego poglądy na temat niewolnictwa – całkowita aprobata; kobiet, ich praw i pozycji – niższej z natury i podporządkowanej mężczyznom; naturalnej wyższości Greków nad barbarzyńcami i tak dalej. Ale to tematy poboczne. Tematem centralnym, tak dla Arystotelesa, jak Platona, był człowiek, w tym filozof; jego wychowanie, ukształtowanie, tak aby był cennym członkiem swej społeczności, swej polis. Człowiek i jego społeczność, jego państwo. Tutaj Arystoteles był nader wnikliwym obserwatorem, a jego poglądy nie straciły na aktualności.
Przejdźmy do jego „Polityki”. Księga V.9: Środki służące utrzymaniu się monarchii a zwłaszcza tyranii. „Jest też cechą tyranów, że nie znajdują upodobania w ludziach dostojnych i niezależnych. Bo te cechy tyran chciałby widzieć jedynie u siebie, więc kto z godnością i niezależnością mu się przeciwstawia, jest znienawidzony jako podkopujący jego władzę.” (Polityka, V.9.7) I dalej Arystoteles zauważa: „Tyrania ma trzy rzeczy na celu: po pierwsze by poddani byli małoduszni, bo człowiek małoduszny nie uknuje spisku na nikogo; po wtóre, aby szerzyć wzajemną nieufność, bo żadna tyrania nie upada wpierw, nim ludzie nie nabiorą do siebie zaufania (toteż zwalczają ludzi przyzwoitych, jako szkodliwych dla swego panowania nie tylko dlatego, że nie pozwalają rządzić sobą w sposób despotyczny, ale i dlatego, że dochowują wiary i miedzy sobą, i w stosunku do innych, i nie oskarżają ani siebie, ani drugich). Po trzecie [tyrania ma na celu] utrzymanie niemocy do działania, bo nikt nie porwie się na rzeczy niemożliwe, a więc i na obalenie tyranii, jeśli brak mu sił do tego. Do tych trzech punktów tedy dają się sprowadzić działania tyranów. Jakiekolwiek byłyby ich poczynania, zawsze u podstaw będzie jeden z tych celów: czy to, by ludzie wzajemnie sobie nie ufali, czy aby byli bezsilni, czy też małoduszni. Taki to jest zatem jedyny sposób służący zachowaniu tyranii.” (Polityka, V.9.8-9)
Minęło prawie 2400 lat, a te słowa jakby były pisane wczoraj. Arystoteles pisał te słowa mając w świeżej pamięci lub będąc świadkiem, licznych tyranii w miastach grackich, jak panowanie obu Dionizjosów (ojca i syna) w Syrakuzach na Sycylii (405 – 357 p.n.e). Ale to bez znaczenia, czy tyranem jest Dionizjos Starszy (430 – 367 p.n.e) w Syrakuzach, czy Adolf Hitler w Niemczech (1933 - 1945). Najlepszym przykładem jest tyrania bolszewików w Rosji z najstraszniejszym okresem rządów Józefa Stalina (1926 - 1953). Nic się nie zmieniło, poza strojami, bo skoro ludzie się nie zmienili więc i rządy tyranów i podstawy ich władzy nie ulegają zmianie. I ich metody rządów, jak terror. Powiadają, że tyrani wprowadzają terror by zabijać prawdziwych bądź potencjalnych wrogów ich władzy. Nieprawda. To postawienie wozu przed koniem. Tyrani zabijają by wprowadzić terror. Mordy to użyteczna metoda, dzięki której pozbywają się wszelkich niezależnych i przyzwoitych ludzi, których tyrani nie znoszą, co zauważył już Arystoteles. Ale celem tyranów jest terror, czyli wmówienie obywatelom, że są małoduszni, że są gorsi, zakompleksieni, podli, marni, że nic nie znaczą; wreszcie, żeby ludzie nie ufali sobie wzajemnie. Żeby byli nieufni, żeby donosił jeden na drugiego: żona na męża, mąż na żonę, dzieci na rodziców i na odwrót, przyjaciele na przyjaciół, sąsiad na sąsiada. Czyż tak nie było w najczarniejszej nocy komuny za rządów Stalina i jego czynowników w podbitej Polsce w latach 1944 – 1945? Po trzecie, aby ludzie byli słabi, by się bali, aby czuli swą małość i słabość wobec omnipotentnej i wszechpotężnej władzy. Gdy w Polsce powstał związek zawodowy Solidarność, było to obalenie wszystkich trzech zasad władzy tyrani i początek końca tyrani władzy komunistycznej.
Ludzie poczuli swą moc, swą wartość, poczuli solidarność, świeżo nabytego i zaufania od innych i do siebie, i przestali się bać. Choć reżim komunistyczny po roku zniszczył związek zawodowy Solidarność, to solidarność, czuli zaufanie, poczucie wspólnoty, odczucie własnej wartości przetrwało. I po ośmiu latach obaliliśmy rządy komunistyczne najpierw w Polsce, potem w innych zniewolonych krajach dawnych demoludów. Wreszcie padł Związek Sowiecki, przemieniając się w Rosję. Z Hadesu patrzył na to z aprobatą Arystoteles. Teoretycy bardzo lubią, gdy praktyka zgadza się z teorią.
Ktoś powie, że to przeszłość, że dziś żyjemy w demokracji. Prawda, nikogo nie wsadzają do więzienia za opowiadanie dowcipów, nie wyrzucają ze studiów, czy z pracy za poglądy, choć to ostatnie to wcale nie jest takie pewne. Ale powiedzmy, że tak jest, przynajmniej w teorii mamy wolność głoszenia poglądów. Demokracja opiera się na wolności, co także zauważył Arystoteles. Wszelako są dziedziny, gdzie tyrania trzyma się dobrze. Mam tu na myśli media tzw. głównego nurtu, tzw. intelektualistów, rzekomych twórców, zwłaszcza w przemyśle filmowym i innych postępowych autorytetów. Czemu filmowcy to szczególny przypadek? Powieść pisze się samotnie przy biurku. Malowanie obrazów także nie wymaga pomocy innych, poza modelami. Film to praca zespołowa, film to inwestycja, to przemysł, bo film fabularny kosztuje kilka lub kilkanaście milionów.
W innych krajach reżyser(ka), który ma pomysł na film, pierwsze co robi to szuka inwestorów, którzy sfinansują ten cudowny pomysł. Rzadko kończy się to sukcesem, bo mało jest idiotów, którzy wyrzucą w błoto miliony, by jakiś samozwańczy geniusz stworzył kolejne pseudo arcydzieło (?). Ludzie bogaci pozostają bogaci dlatego, gdyż nie robią takich rzeczy. Ci co ulegają rychło przestają być bogaci i kończą życie w nędzy. Lecz to wyjątki. W naszym kraju twórca ma znacznie lepiej. U nas rządzi układ, powstały za komuny i przeniesiony do współczesności. Kto jest w układzie, jak pani H. to dostaje pieniądze na film. Ale coś się zmienia. Jeszcze kilka lat temu pani H. dostałaby pieniądze od państwa. Na ten film nie dostała ani grosza, i chyba nawet nie występowała o nie. Jej film sfinansowały różne unijne fundusze - czyli Niemcy. Od trzystu lat Niemcy nie szczędzą gorsza na wszelkie propagandowe przedsięwzięcia, które spotwarzają Polskę i Polaków. Drugie źródło finasowania to niektóre samorządy rządzone przez polityków z tzw. opozycji totalnej, jak miasto Warszawa, które lekką ręką dorzuciło 300 tysięcy. Jak opozycja totalna to opozycja. W końcu Polacy są sobie winni: oddają władzę temu ohydnemu reżimowi pisowskiemu, a oni, ci światli europejczycy w każdym calu – nic tylko post i post, diety i diety.
Ze zdobyciem pieniędzy na swoje „dzieło” pani H nie miała problemu. Gorzej z publiką w kraju, która jak się zdaje omija te seanse szerokim łukiem, zaś ci, co tam się znajdą wystawiają na forach internetowych marne opinie. Opinie krytyków filmowych, celebrytów, i innych intelektualistów z tego kręgu wzajemnej adoracji są zgoła przeciwne; ci pieją w zgodnym chórze zachwytów. Skupmy się na tym kręgu tej naszej, tak zwanej (j)elity intelektualnej. Trzy reprezentatywne postaci. Pani H – wspomniana już reżyserka postępowa. Pan M. – pisarz, intelektualista, redaktor naczelny gazety, która niesie kaganek postępu w mroczny świat tubylczej ludności. Kiedyś nazwany king makerem, twórcą królów, którego słowo stawało się prawem. Wreszcie pan C., były premier, wielokrotny minister, od zawsze poseł, obecnie poseł do europarlamentu. Polak, bo H. i M. to Żydzi. Synowie i córki synowie i córki stalinowskich morderców, oprawców i/lub propagandzistów. Reprezentanci środowiska, które starało się przez te ostanie dziesiątki lat, od końca II wojny światowej, aby stworzyć nowy, lepszy naród spośród tej tubylczej miazgi. Krwawa tyrania partii komunistycznej upadła prawie 45 lat temu. Ale pomniejsze tyranie przetrwały w kilku środowiskach. Pierwsze to środowisko sędziowskie, ta jelita prawnicza rodem z PRL-u. Nieśmiała i pełna wahań i zwrotów, w myśl zasady krok do przodu i krok wstecz, próba zmiany tego środowiska, wpuszczenia nowej krwi spoza układu, wywołały wściekły opór pseudo elit i pełne furii ataki Brukseli, czyli Berlina. Ta męczący kontredans odgrywany jest z różnym nasileniem od ośmiu lat.
Drugie środowisko tyranii to tzw. intelektualiści, celebryci, twórcy, czyli jelita intelektualna, jak pani H., pan M., czy pan C. Że to tyrani udowodnimy to za pomocą Arystotelesa. Pierwsze to to, nie znajdują upodobania w ludziach dostojnych i niezależnych. Do tego środowiska można się dostać tylko drogą inkorporacji, przyłączenia. Nic nie znaczą własne zasługi. Jak cię przyjmą, to jesteś ich. Inaczej jesteś nikim. Z zasady serdecznie nienawidzą ludzi dostojnych, czyli tych co ani siebie nie poniżają, ani nie szkalują innych, oraz szlachetnych. Szlachetność, dobro, niezależność – te słowa tylko wywołują szyderstwo i śmiech w tym środowisku. Trzy cele tyranii to, aby poddani byli małoduszni, nieufni i bezsilni. Człowiek szlachetny – by trzymać się tego określenia dziś tak niemodnego – różni się od innych dzięki własnej pracy, lub talentom, albo połączeniu obu tych czynników. Wywyższa się dzięki pracy nad sobą i pracy dla innych. Ciężka i trudna droga. Ludzie marni, podli i źli wywyższają się łatwiejszą drogą – poniżając i wyśmiewając innych, tych których uważają za gorszych. Oni są dobrzy, bo reszta jest zła. Dlatego od 45 lat nasza pseudo elita z zapałem udawania nam, że jesteśmy ciemni, głupi, zacofani i podli. Że jesteś gorszym rodzajem ludzi. Tak wmawiają nam to, co Arystoteles nazwał małodusznością.
Nieufność rozbudzają atakując rodzinę, Kościół, wszelkie niezależne od nich organizacje czy stowarzyszeni jak np. wyszydzone harcerstwo. Kościół atakują ostatnio np. poprzez zarzuty pedofilii. Szczególnie zaciekły atak idzie na rodzinę, m. in. poprzez organizacje LGTBPZN, innych zboczeńców czy fundacje zagraniczne. Celem jest, aby człowiek był sam. Celem społeczeństwo zatomizowanych jednostek, wyizolowanych, bez rodziny, znajomych, przyjaciół. Ideał to singiel, który styka się z innymi tylko na szybki seks. Wreszcie niemoc. Poczucie bezsilności. Tu narzędziem jest unia europejska. Jesteśmy tylko małą cząstką większej całości. Nic nie możemy sami zrobić. Decydują inni, mądrzejsi. Inny argument, że oni, ci lepsi poznali prawdę. Poznali prawa, rozpoznali wzór na przyszłość. Postępowi mędrcy są szafarzami pomyślności i przyszłości. Bywają nieco surowi, czasem złośliwi, jak czasami bywa ojciec dla głupawego syna. Chcą dla nas dobrze. Wiedzą co jest i co będzie. Musimy się podporządkować tym prawom, bo kto by sprzeciwiał na przykład prawu ciążenia? Społeczeństwo przyszłości to będzie społeczność samotnych ludzi, którzy nic nie zawdzięczają sobie a wszystko dostają od wszechmocnej i wszechmądrej władzy, którzy nikomu nie ufają, którzy mają się za podłych i słabych ludzi, którzy gardzą sami sobą. I choćby z nazwy była to demokracją, tak naprawdę będzie to tyrania podłych, głupich i złych ludzi. Tyrani tacy naprawdę są. Jak ci nasi kieszonkowi tyrani z jelity pseudointelektualnej, jak pan M., pani H., czy pan C.
Jak się przed nimi bronić? Tyranami dużymi i tymi małymi? Temat na oddzielny tekst. Przepis podał już Arystoteles. Być, a przynajmniej starać się być: niezależnym, szlachetnym, dumnym z własnych osiągnieć, lecz bez pogardy dla innych. I nie liczyć na zbyt wiele. Pogodzić się z ceną jaką przyjdzie zapłacić. Tyrani wystawią słony rachunek. Bo to do nich należy ten świat. To co się dzieje to nie tylko nasza przypadłość, lecz prawidłowość panująca powszechnie. W wielu krajach, na wschodzie i na zachodzie, na północy i południu. W różnych grupach, środowiskach; w pracy, w szkołach, urzędach i na uczelniach. Wszędzie. Było tak za Arystotelesa, było tak po nim, jest tak dziś i będzie tak samo w przyszłości. Tak to już jest. Tyrani duzi, średni i tyrani w wersji mini. Lecz to oddzielna opowieść.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.
Dla chcących więcej polecam książkę:
"Kto może być zebrą i inne historie"
wydawnictwo: e-bookowo
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości