Kilka rzeczy ostatnio się wydarzyło. Pierwszy to wpis naszego suzerena, capo di tutti capi unii niemieckiej, Pana kanclerza Niemiec, Olafa Scholtza. Der Bundeskanzler der Bundesrepublik Deutchland z okazji kolejnej rocznicy zakończenia II wojny światowej raczył był napisać coś takiego: „78 lat temu Niemcy i świat zostały wyzwolone z tyranii narodowego socjalizmu. Zawsze będziemy za to wdzięczni.” Ciekawa myśl. Równie ciekawa była reakcja. Media opozycyjne, głęboko „tolerancyjne” i progresywne, nie ustające w wychwalaniu zachodnich wzorców tudzież pozostające we władaniu kapitału zagranicznego, głownie niemieckiego – jakoś to się łączy razem – całkowicie zignorowały słowa kanclerza. Jakby ich nie było. Co zadziwia. Słowa kanclerza Niemiec to dla nich najwyższa wyrocznia, by nie powiedzieć świętość. A tu co? Nic, cisza. Zero. Gdy media postępowe piszą o szefie niemieckiego kraju, zawsze piszą z szacunkiem, per kanclerz Scholtz. Kanclerz Scholtz przemawiał o ciężkim brzmieniu białego człowieka, to jest o przywództwie Niemiec; kanclerz Scholtz zaszczycił swą bezcenną obecnością, wyznaczył cele Unii Europejskiej i te pe, i te de. Kiedy zaś piszą o naszym prezydencie to się nie certolą, walą po nazwisku: Duda zaskoczył, Duda dał plamę, Duda skrewił, Duda znów się ośmieszył i tak dalej… No i słusznie. Tak się należy. Znaj proporcją, mocium panie. Oni znają.
Kim zatem byli owi okropni naziści? Pytanie zasadne, skoro nie Niemcy, ani nie Austriacy. Zdaniem amerykańskich nastolatków nazistami byli Polacy! Ma to sens, przynajmniej wedle elit niemieckich, według Żydów w Izraelu, oraz amerykańskiego systemu edukacji. Ktoś musi w końcu być tymi nazistami, prawda? Padło na nas. Trudno. Tak orzekli ci mądrzejsi, lepsi pod każdym względem. Zostaje nam tylko się podporządkować. Słuchać i milczeć. Ciekaw tylko jestem, co powiedziałby Adolf Hitler (Führer und Reichskanzler), wódz i kanclerz poprzedniej Rzeszy, tej o numerze 3, Joseph Goebbels jego minister propagandy czy Heinrich Himmler, minister policji i główny kat, gdyby dowiedzieliby się, że w istocie są… Polakami? Mina i reakcja Adolfa Hitlera na ową zdumiewającą wiadomość, byłaby… bezcenna. Zbyt absurdalne rozważania? Na ten temat wiemy tutaj, w Polsce znacznie więcej niż przeciętny, urajany marihuaną, lub innymi prochami amerykański nastolatek. I kogo to obchodzi? Oni wiedza lepiej. Aby nikogo nie urazić, krakowskim targiem przyjmijmy, że naziści to kosmici. Naziści są z Marsa. Tak powiedziałem pewnemu, jak mi się zadawało, amerykańskiemu profesorowi. Było to na bankiecie na koniec pewnej konferencji naukowej w Poznaniu. Ciepły, letni wieczór, staliśmy na balkonie kamienicy patrząc na poznański stary rynek. Wieczór, spokój, cisza. Powiedziałem temu Amerykaninowi, że Poznań, otoczony jest koroną cierniową masowych grobów, w tym owym niesławnym fortem VII inaczej KL Posen, gdzie Niemcy wymordowali tyle tysięcy Polaków z Poznania, Wielkopolski. Amerykanin zaprotestował: nie Niemcy, a naziści. Opowiedziałem wówczas pewien dowcip, dowcip z tamtych czasów.
Niemiecki żołnierz otrzymuje rozkaz: ma rozstrzelać 20 więźniów. Zwykły dzień na służbie. Niemiec strzela więźniów i liczy ciała: eins, zwei, drei. … dziewiętnaście, dwadzieścia, dwadzieścia jeden? Hmm, jeszcze raz. Eins, zwei, drei…, dwadzieścia, dwadzieścia jeden! Niemożliwe. Unmöglich! Jeszcze raz: eins, zwei, drei. … dziewiętnaście, dwadzieścia. Dwadzieścia jeden! O mój Boże – mówi niemiecki żołnierz – Zabiłem niewinnego człowieka! Zapytałem tego Amerykanina, czy jego zdaniem ten żołnierz był dobrym Niemcem czy nazistą? Zabił co prawda jednego, niewinnego człowieka, ale w sumie to była pomyka. Nieporozumienie. Nie wolno utożsamiać Niemców z nazistami – zapewniał tamten. Zapytałem, czy naziści przybyli z Marsa, czy z niemieckich miast i wsi? Nie odpowiedział. Chyba się obraził. Gdy odszedł, jeden z kolegów powiedział z wyrzutem, że to Niemiec a ja niby atakuję niewinnego takimi opowieściami. W wielu z nas jest taka przesadna nadwrażliwość. Istotnie, ten profesor miał niemieckie nazwisko, ale na wykładzie mówił po angielsku z perfekcyjnym, amerykańskim akcentem. Amerykanin, pomyślałem i się pomyliłem. Dowcipny są również świadectwem swoich czasów. Jakie czasy, takie żarty. Ta anegdota przynosi odpowiedź na współczesne pseudo dylematy, na dzielenie włosa na czworo, na subtelne rozróżniania między nazistami (z Marsa?), a dobrymi Niemcami. Różnica sprowadza się do jednych, dodatkowych zwłok mniej lub więcej na stosie trupów.
A teraz z innej beczki. W ulubionej gazecie postępowej przeczytałem przerażający artykuł o tym, że Polska znów jest ostatnia! Ze jest najbardziej homofobicznym krajem w unii europejskiej. A gorzej jest tylko w Tadżykistanie, Armenii, czy innym Afganistanie. Straszne, niepojętne, hiobowe wieści! Pisze to nie byle kto, obywatelka z grona LGTIBiQiZiNiPi….. plus. Ciekawe, jak duży jest ten plus? Nie, wcale nie ciekawe. Pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć. Zatem ta pani, działaczka, aktywista z LGTIBiQiZiNiPi+, wie, co mówi, gdy skarży się na homofobię. I ciągnie z tej beczki, lejąc zarzuty jak wodę. Lesbijka mocna w języku. Z bólem serce muszę przyznać tej pani rację. Ludzie! Ogarnijcie się? Co wy wyrabiające? Europa znowu się z was śmieje! Co wam przeszkadza, że geje chcą się żenić, czy pobierać? Bo niby czemu ma być mąż z żoną, a nie mąż z mężem, czy żona z żoną? Dla gejów czy lesbijek ślub ma takie znacznie jak święty obrazek, ale noc poślubna, owszem, to się liczy. Chcą się żenić? Niech się żenią! W dwóch, we dwie, w trzech lub pięcioro. Są już takie pomysły na zachodzie: małżeństwa poliamoryczne, ale oficjalnie w urzędzie stanu cywilnego lub przed pastorem w odpowiednio postępowym kościele chrześcijańskim: trzech, pięciu czy sześciu gejów bierze ślub. Przecież wszystko wolno. Oni i tak będą się bzykać każdy z każdym a tak wszystko zostanie w jednej, jakże szczęśliwej i ociekającej spermą, wielkiej, tęczowej rodzinie. A Bundeskanzler suzeren też byłby zadowolony. Oni w Niemczech lubią takie klimaty. Jak chcą to niech się żenią i z kozą, z psem czy kotem. Małżeństwa transgatunkowe? Jeśli to zadowoli (j)elitę z beczki LGTIBiQiZiNiPi+? Jak tolerancja, to tolerancja do samego dna, do samego spodu lub jeszcze niżej. Działacze z towarzystwa opieki nad zwierzętami nie byliby zadowoleni, ale trudno, ich problem. Wszystkich nie da się zadowolić.
Inny przykład. Klimatyczny. Jak wiadomo najważniejszym problemem ludzkości i Ziemi jest narastający efekt cieplarniany. A tu, nadchodzi El Niño – chłopczyk, ciepły prąd pacyficzny. Pogoda oszaleje, jak głoszą przepowiednie poprawnych politycznie naukowców, klimatologów. Nadchodzi El Niño jakiego jeszcze nie było. Pogoda na świecie dosłownie oszaleje. Ugotujemy się! – powiedziała z satysfakcją, w myśl zasady: a macie za swoje – pewna aktywistka organizacji powołanej do działania na rzecz ziemi i klimatu ze zielenią w nazwie. Widziałem ją w telewizji. Dorodna dziewoja, doskonale ułożona, włosy, makijaż – ideał, gustowny i drogi ubiór z dyskretną elegancją, dress code typowy u przedstawicieli korporacji wyższego szczebla. Muszą jej nieźle płacić w tej ekologicznej organizacji. I owa dziewoja tryskała potokiem mądrości z propagandowych ulotek organizacji ekologicznych z zapałem godnym lepszej sprawy. Średnia temperatura wzrośnie o jeden stopień Celsjusza! Nie, gdzie o jeden. Mało. Temperatura wzrośnie o półtora stopnia Celsjusza. Nieprawda: o dwa stopnie! Przebija teza: o pięć stopni! Ani stopnia mniej. Ideolodzy tak mają: albo naprawiają ludzkość, albo hodują nowego człowieka, albo chronią klimat. Tylko przed czym? Czy przed kim? Zieloni, czerwoni. Kolor na sztandarach się zmienia, ale nawiedzeni czy wtajemniczeni, jak zawsze wiedzą lepiej. Jak nie porzucimy samochodów, nie wyłączymy piecyków gazowych, o piecach węglowych nie wspominając – piec węglowy to czysta zbrodnia na żywym ciele Ziemi - nie będziemy segregować śmieci, nie ograniczymy emisji gazów – dla niektórych osobników to może być ciężkie zadanie, zadanie ponad siły – to ugotujemy się jak żaby w garnku. Trudno, ale nawet jak padniemy to użyźnimy ziemi szmat i otworzymy przestrzeń dla nowych, lepszych gatunków, dla lepszej przyszłości. Dlaczego aktywiści klimatyczni tego nie widzą? Oni walczą o wszystkie istoty poza człowiekiem. Wydaje się, że szczerze nienawidzą ludzi i najchętniej by ich wytępili, rzecz jasna dla lepszej przyszłości. Człowieka? Raczej nie. Żab, krokodyli, padalców i innych lepszych istot. No i Ziemi, Kosmosu, wszech natury.
I tak to idzie. Od pana kanclerza, przez prawa dla LGTIBiQiZiNiPi+, po efekt cieplarniany i ciepły prąd pacyficzny El Niño. Wszystko nawarstwia się i kłębi. Tylko jaki z tego morał? Nie przychodzi mi na myśl żadna błyskotliwa i cięta puenta. Psy szczekają a karawana jedzie dalej. Chyba tylko to. Za oknem zbiera się na burzę. Żadna metafora, lecz fakt. Nie z każdej chmury burza. Jest jak jest, a będzie co będzie. Ale skoro już mamy się ugotować jak żaby…? Przynajmniej aktywiści klimatyczni doznają ekstatycznego orgazmu przez zgonem. Niby mała rzecz, a cieszy.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.
Tagi: Niemcy, unia europejska, ekologia, efekt cieplarniany
Komentarze
Pokaż komentarze (1)