O tym, jak doszło do procesu Sokratesa, oraz o tym, że lepiej nie czynić dobrze bliźnim.
Oto oskarżenie: „Meletos, syn Meletosa, z gminy Pitteus, wnosi pod przysięga następujące oskarżenie przeciwko Sokratesowi, synowi Sofroniska, z gminy Alopeke: Sokrates winien jest nieuznawania bogów, których uznaje państwo, i wprowadzania kultu jakiś nowych bóstw; jest też winien psucia młodzieży. Za co powinien ponieść karę śmierci.” (Diog. Laertios) Tabliczka z tekstem oskarżenia zachowała się w Metroon (archiwum ateńskie) aż do II wieku naszej ery.
Oskarżycieli było trzech. Pierwszy to Anytos, bogaty ateński garbarz, po naszemu przemysłowiec. Garbarnia to brudny i cuchnący interes, ale przynoszący wielkie zyski. W starożytności do garbowania wykorzystywano również urynę. Anytos miał syna, który miast pilnować śmierdzącego, ale popłatnego, rodzinnego interesu wolał słuchać Sokratesa. Człowiek bezwzględny, sprytny i obrotny, no i mściwy. Drugi oskarżyciel to Meletos, podrzędny dramatopisarz, po naszemu twórca, artysta. Podjudzony przez Anytosa, Meletos wniósł skargę podpisawszy ją własnym imieniem. Trzeci skarżący to Lykon, opisywany jako retor, lub demagog. W starożytnych Atenach retoryka, czyli sztuka wymowy, była ważnym, wręcz niezbędnym składnikiem edukacji. Młodzi ludzie z dobrych, bogatych domów, uczyli się pilnie retoryki, aby zabłysnąć na Zgromadzeniu Ludowym, wybierając karierę polityka. Tych była mniejszość. Albo, tych było znacznie więcej, aby występować przed sądem we własnej sprawie, lub cudzej, za wynagrodzeniem. Lykon zatem to reprezentant polityków i prawników. Lykon, jako prawnik, przygotował proces pod strony oskarżenia. Przecież obecnie w naszym parlamencie większość posłów i senatorów to prawnicy z wykształcona. Podobnie jest w parlamentach innych państw. Nic się nie zmieniło po dziś dzień. Trzech oskarżycieli reprezentowało trzy ważne grupy: Anytos – biznes, bogatych przedsiębiorców, kupców, Meletos – pisarzy, poetów, ogólnie artystów, zaś Lykon – polityków i prawników, adwokatów. Tych trzech oskarżycieli reprezentują elity społeczeństwa, tak kiedyś, jak dziś.
Wszystkim im zalazł Sokrates za skórę. Anytos prócz syna, miał osobiste powody, by nienawidzić Sokratesa, który go publicznie ośmieszył, dowodząc mu, że nie jest taki mądry, jak mu się zdawało.. Sokrates wszystkich traktował tak samo, nie robił wyjątków dla nikogo w tym Anytosa. Chajrefont, uczeń i wielbiciel Sokratesa, udał się do kapłanów Apollona w Delfach, gdzie była tam świątynia i sławna wyrocznia z pytaniem, kto jest najmądrzejszy. Otrzymał taką odpowiedź:
Sofokles mądry jest; mądrzejszy Eurypides.
A pośród wszystkich ludzi Sokrates najmądrzejszy.
W tej przepowiedni tkwił kamień obrazy i przyczyna skazania Sokratesa na karę śmierci. Diogenes Laertios tak to ujmuje: „To był też powód do zawiści i nienawiści, którą wzbudzał; a już szczególnie był znienawidzony za to, że wykazywał, iż ludzie, którzy mają o sobie wielkie mniemanie, są w rzeczywistości głupcami”. Sokrates nie upokarzał ludzi dla przyjemności, ale by wykazać im, że są w błędzie, i że winni szukać prawdy. Co zresztą nie zmniejszało obrazy.
Krótko o procedurze karnej, innej w starożytnych Atenach, ale w sumie podobnej. Sędziów było pięciuset, wybranych losem spośród obywateli Aten. Dlaczego tak wielu? Aby uniknąć przekupywania sędziów. Nawet przy tylu sędziach zdarzały się przypadki kupowania wyroków. Aż strach pomyśleć, co u nas się dzieje, gdy sędzia jest jeden, lub trzech? Proces trwał jeden dzień, w sprawach państwowych, czyli politycznych, zagrożonych karą śmierci nie było apelacji. Sędziowie oddawali głosy za lub przeciw oskarżonemu wrzucając kamyki, muszelki, skorupki, czy ziarna bobu do odpowiedniej urny. Głosy liczone były publicznie – wysypywano je na kamienny stół. Najpierw odbywała się rozprawa pojednawcza. Jeśli oskarżyciel nie zawarł ugody z oskarżonym, dochodziło od właściwej rozprawy. Pamiętajmy, że w starożytności nie było zawodowych prokuratorów. Każdy pokrzywdzony musiał sam dochodzić sprawiedliwości. Albo odpuścić, godząc się z krzywdą swoją, lub bliskich. Rozprawa składała się z trzech etapów. W pierwszym oskarżyciel i oskarżony przemawiali przedstawiając swoje racje. Strony mogły reprezentować wynajęci prawnicy. Strony mogły też wzywać świadków, którzy byli obowiązani odpadać na pytania strony skarżącej i obwinionej. Przedstawiono inne dowody, jeśli istniały. Czas wystąpień mierzono. Sędziowie mogli przerywać i zadawać pytania. Winę rozstrzygano bezwzględną większością głosów. Remis był zwycięstwem oskarżonego. Biorąc pod uwagę okoliczności, Ateńczycy naprawdę zrobili co mogli, aby zapewnić maksymalną bezstronność i sprawiedliwość sądzenia. Choć proces Sokratesa może być dowodem na tezę przeciwna. Człowiek sprytny i pozbawiony skrupułów zawsze znajdzie sposób, aby mieć za sobą wyrok sądu. Tak było, jest i będzie.
Jeśli sędziowie orzekli winę, następował drugi etap procesu. Tu oskarżyciel i oskarżony proponowali karę. W tych czasach kodeks karny nie istniał a prawo precedensowe było w powijakach. W drugim głosowaniu sędziowie przychylali się do kary, jaką orzekł obwiniony, albo oskarżyciel. Dlatego Sokrates przemawia trzykrotnie. Pierwszy raz zbijając argumenty oskarżycieli. Jest to właściwa obrona Sokratesa. Drugo raz przemawiał proponując karę dla siebie. Karę całkowicie kuriozalną. Trzeci raz to krótkie podsumowanie i poleganie.
Czy Platon zapisał rzeczywista obronę Sokratesa? Przecież uczeń – Platon, uczynił ze swego nauczyciela, mistrza – Sokratesa swoje alter ego, wkładając w jego usta słowa, idee, czy pomysły, których Sokrates nigdy by nie wypowiedział. Gdyby Sokrates przeczytał był wiele dialogów Platona, gdzie jest głównym bohaterem, bardzo by się był zdziwił, że coś takiego głosił. Jedyna w swoim rodzaju, subtelna i wyrafinował zemsta, czy rewanż ucznia na swoim mistrzu. Wydaje się, że tu Platon nie zmyślał. Ograniczył się do przytoczenia słów Sokratesa, być może nieco je wygładzając. Platon był na procesie Sokratesa, pamięć miał doskonałą, pewnie robił notatki. Sokrates w Obronie jest inny niż w innych dialogach. Jest osobą z wątpliwościami, lękami, z rozgoryczeniem, żalem, i swoim, swoistym poczuciem humoru. Nawet mówi innym językiem: potocznym, zwyczajnym, jaki można słyszeć na targach, ulicach czy placach. Nie nic z subtelnego intelektualisty analizującego drobiazgowo argumenty. Nie pomnik to, lecz żywy człowiek, którego sądzą za całe jego życie. Obrona Sokratesa to jedyny dialog, gdzie Sokrates własnym głosem mówi własne słowa. Może jeszcze Fedon, a raczej zakończenie tego dialogu. Tu Platon – filozof milczy, przemawia za to Platon – wielki pisarz. Albowiem Obrona Sokratesa to dzieło literackie nieprzemijającej wartości. Ludzie myślą: Platon!? Nie, to za trudne. Nie tu! Tutaj Sokrates, stary, zgnębiony i rozgoryczony wychowawca młodzieży rozlicza się, i jest rozliczany z tego, czego dokonał. Jedno z najwspanialszych dzieł światowej literatury. Ale też wierna kronika tamtych wydarzeń. I słow.
Jest rok 399 p.n.e. Nie znamy bliższej daty. Może to było upalne, ateńskie lato? Sokrates zabiera głos na swoim procesie: „Jakieście, wy, obywatele, odebrali wrażenie od moich oskarżycieli, tego nie wiem; bo i ja sam przy nich omal żem się nie zapomniał, tak przekonująco mówili.” Tak zaczyna się obrona Sokratesa. Ale o tym później. Temat to zbyt obszerny i trudno go zamknąć w jednym tekście. Podzielę go zatem na dwie części. W pierwszej naszkicuję ogólne tło wydarzeń, to jest procesu Sokratesa. W szczególności skupiając się na sędziach, zwyczajnych Ateńczykach, którzy sądzili i skazali filozofa na karę śmierci. W drugiej części zajmę się samą obroną, jaką sam dla siebie wygłosił Sokrates, a którą spisał jego uczeń, Platon.
Łatwo potępiać Ateńczyków za to, że skazali na śmierć starego filozofa. Jednakże postaram się wziąć ich w obronę uświadamiając okoliczności tego zdarzenia. To nie było tak, że kołtuńscy, ograniczeni, syci i wygodni ateńscy obywatele zabili tego upartego gza, Sokratesa, co zakłócał im spokojne trawienie i burzył tępe samozadowolenie. Jest 399 rok p.n.e., pięć lat po bezlitosnym oblężeniu Aten, podczas którego wielu Ateńczyków umarło z głodu i upadku miasta. Klęska Aten zakończyła okrutną wojnę peloponeską jaką w latach 431 – 404 p.n.e. toczyły Ateny i ich sprzymierzeńcy ze Spartą i ich sojusznikami. Wojna peloponeska była dla Greków równie niszczycielska jak wojna trzydziestoletnia dla Niemców prawie dwadzieścia wieków później. Ledwie cztery lata minęły od okrutnych rządów Trzydziestu. Ateńczycy udręczeni klęskami zgodzili się poświęcić ukochaną demokracje i oddali rządy – arystokratom, czyli pięknym i dobrym. Arystokracja to połączenie słów: ἄριστος (aristos) „najlepszy” oraz κρατέω (krateo) „rządzę”. „Rządy najlepszych” owych Trzydziestu to rządy terroru. Tyrania Trzydziestu to właściwie pierwsza rewolucja w dziejach. Ci Grecy muszą zawsze być pierwsi. I jak każda rewolucja zaczyna się i polega głownie na mordowaniu oponentów. Tysiące Ateńczyków padło ofiarą powszechnego terroru; stracono ich lub wygnano. Inni sami uciekli. Najokrutniejszy z Trzydziestu był Kritiasz (lub Kritias, 460 - 403 r.p.n.e), wuj Platona, filozof, sofista, pisarz kilka lat młodszy od Sokratesa. Tyrania Trzydziestu to nie tylko pierwszą rewolucją, lecz również pierwsze w dziejach rządy filozofów. Nic dziwnego, że skończyło się na powszechnym terrorze. Jakobini i Robespierre podczas rewolucji francuskiej, czy bolszewicy z Leninem tylko powtarzali to, co pierwsi wykoncypowali i wypraktykowali Kritaisz z kompanami na Ateńczykach. Lecz ci, pierwsi nie rządzili długo.
Po ośmiu miesiącach wygnani Ateńczycy wrócili z bronią w ręku obalając Rządy Trzydziestu oraz przywrócili demokracje. Kritiasz padł w walce. Nie uciekł, walczył do końca. To trzeba mu oddać. Kritiasz jak to zwykle bywa liczył na pomoc obcych potęg, to jest Sparty. Spartanom zupełnie nie przeszkadzało, że Ateńczycy wyrzynają się wzajemnie i spartański garnizon na Akropolu nie kiwnął palcem po żadnej ze stron. Po wojnie powszechnej krwawa wojna domowa. Rewolucja i kontrrewolucja. Nieszczęścia, śmierć i cierpienia Ateńczyków nie miały końca. Działo się to w 403 roku, p.n.e,, ledwie cztery lata przed procesem Sokratesa.
Sędziowie doskonale pamiętali, że przeklętej pamięci Kritiasz był przyjacielem i towarzyszem Sokratesa, że jakże często się spotykali i dyskutowali To że potem ich drogi się rozeszły, relatywizm moralny Kritiasza był całkowitym przeciwieństwem surowej etyki Sokratesa, nie miało znaczenia. Musiały się rozejść drogi Sokratesa i Kritiasza. Kritiasz głosił prawo natury, pojmując je jako prawo silniejszego. Silny ma prawo dominować nad słabym. Jego potrzeby, instynkty, czy wola, są prawem dla słabych. Powszechnie panujące prawa, czy wierzenia, to tylko pęta, jakimi słabi, a jest ich mnóstwo, krępują nielicznych wolnych i silnych. Czy nam coś to przypomina? Fryderyk Nietzsche (1844 - 1900), z wyksztalcenia filolog klasyczny rozczytany w pismach starożytnych Greków, naprawdę nie był pierwszy, ani specjalnie oryginalny. W „Państwie” Platona podobne poglądy głosi Trazymach. Kritiasz doszedłszy od władzy rządził tak jak głosił. Konsekwencja nie zawsze jest godna pochwały. Sędziowie pamiętali, że Alkibiades (450 – 404 p.n.e.), inny uczeń i przyjaciel Sokratesa zdradził Ateny. A jego podstępne rady znakomicie ułatwiły Sparcie pokonanie Aten w drugiej fazie wojny peloponeskiej, po wyprawie sycylijskiej (415 – 413 p.n.e.), których głównym celem było zdobycie Syrakuz – wielkiego i bogatego greckiego miasta na Sycylii. W tragicznej wyprawie sycylijskiej Ateny i ich sojusznicy, stracili cała wielką flotę i świetną armię lądową. Jak pisze Tukidytes: „Było to najważniejsze wydarzenie w tej wojnie, jak mi się zdaje najważniejsze w całej greckiej historii; najwspanialsze dla zwycięzców i najżałośniejsze dla zwyciężonych. Pokonani na lądzie i morzu, stoczywszy się na dno cierpień, [Ateńczycy i ich sprzymierzeńcy] ulegli całkowitej zagładzie. Z piechoty i okrętów nic nie pozostało. Z wielkiej liczby jedynie garstka wróciła do domu. Taki był los wyprawy sycylijskiej.” (Wojna peloponeska, Księga VII)
Wydawało się, że z tej klęski Ateny się nie podniosą. Wiele grackich miast i wysp podniosło bunt, by zrzucić twarde panowanie Aten, pierwszego morskiego imperium, które rządziła koloniami greckimi za pomocą tzw. Związku Morskiego. Lacedemończycy i ich sojusznicy w tym Syrakuzy, Korynt, Teby czuli się już zwycięzcami. Upadek Aten wydawał się kwestią miesięcy. Atoli Ateńczycy na klęskę zareagowali błyskawicznie, z wielka energią i niezwykła brutalnością. Uchwalili prawo, że każdy kto choćby wspomni o pokoju, czy poddaniu, będzie uznany za zdrajcę i ukarany śmiercią. Ogołociwszy skarbiec miasta i Związku oraz skarbce świątyń ze złota i srebra wystawili nową, wielką flotę, Po czym flota ateńska ruszyła do kontrataku. Wojna peloponeska wkroczyła w nową fazę, jeśli to możliwe jeszcze brutalniejszą i bardziej okrutną. Miast szybkiego zwycięstwa długa, ciężka wojna, walka o każdą wyspę, o każde miasto.
By się za długo nad tym nie rozwodzić. Spartanie i ich sojusznicy w 407/406 p.n.e roku podjęli nową kampanię w celu opanowania grackich miast nad Hellespontem i Botfortem, które były po władaniem Aten. Opanowanie Bosforu oznaczało zakończenie dostaw zboża z grackich kolonii nad morzem Czarnym, a tym samym zagłodzenie Aten. W odpowiedzi Ateny wysłały na północ wszystkie swoje siły morskie. Aby obsadzić okręty zamustrowano na pokłady nie tylko obywateli Aten, ale metojków, (cudzoziemców bez praw obywatelskich) a nawet niewolników. Najpierwsi obywatele Aten zaciągnęli się, by wiosłować na okrętach. Dowodziło dziewięciu ateńskich admirałów, każdy na czele swojej eskadry. Bitwa pod Arginuzami, w roku 406 p.n.e, koło wyspy Lesbos, największa bitwa morska wojenny peloponeskiej była bardzo zacięta i krwawa, i długo wyrównana. Doświadczenie ateńskich dowódców i marynarzy wzięło górę i ateńskie okręty przełamany linie lacedemońskiej floty. Gdy zginął spartański dowódca, Kallikrakidas, okręty Lacedemończyków rzuciły się do ucieczki. Ośmiu admirałów z swoimi okrętami ruszyło w pogoń, zaś dziewiąty został, by ratować rozbitków. Niestety, nadeszła wielka burza, sztorm, i prawie nikogo nie udało się uratować. Okręty ateńskie, często uszkodzone, musiały chronić się na brzegu, by same nie pójść na dno. Bilans bitwy: Ateńczycy stracili 25 okrętów, zaś Spartanie 70, prawie trzy razy więcej okrętów i ludzi. Niepodważalne zwycięstwo Aten? Niezupełnie. Spartan w bitwie zginęło ledwo kilku, z tym narwany i niedoświadczony admirał Kallikrakidas, zginęło mnóstwo sojuszników Sparty, ale Spartan to nie wzruszało. A ich flota choć z dużymi starami zdołała się wymknąć. Po drugiej stornie zatopienie 25 ateńskich okrętów oznaczało śmierć 4000 ludzi, w tym wielu obywateli Aten. W Atenach na wieść o bitwie pod Arginuzami i śmierci tylu Ateńczyków, oraz wieści, że nie podjęto i nie pochowano ciał poległych, zapanowała rozpacz i gniew, i żądza odwetu. Zginęło tylu ich braci, synów, mężów i ojców. W Atenach nie było rodziny, która by kogoś nie straciła. Jeśli bitwa pod Arginazami była zwycięstwem Aten, to była zwycięstwem pyrrusowym.
Po powrocie floty, oskarżono admirałów o to, że nie ratowali rozbitków. Oskarżenie było zbiorowe, co było sprzeczne z prawem. Ale zbyt wielki był gniew i rozpacz krewnych tych, co zginęli. Ich bliscy nie tylko nie zostali uratowani, ale ich ciało pożerały ryby, czy mewy, albo walały się gnijącym ścierwem po brzegach. Nie tak przystoi tym, co polegli dla ojczyzny. Na Zgromadzeniu Ludowym, najwyższej władzy w Atenach, padł wniosek, aby wszystkich dowódców sądzić razem. Zbiorowo. Tego dnia, stanowisko przewodniczącego losem przypadło Sokratesowi, który powiedział nie! Nie zgadzam się. To sprzeczne z prawem. Gardłowa sprawa każdego obywatela musi być rozpoznawana indywidulanie. I choć lżono Sokratesa i wyzywano, zarzucano zdradę, grożono mu śmiercią, włączeniem do oskarżenia razem z admirałami, Sokrates wytrwał i nie dopuścił do zbrodni sadowej. Sprawę odroczono. Następnego dnia z nowym przewodniczącym wniosek przeszedł i sześciu obecnych admirałów skazano na śmierć. Wyrok natychmiast wykonano, a ich dobra skonfiskowano. Ciekawe, że Teramenes - admirał, któremu powierzono ratowanie rozbitków, ocalał. Uratował życie oskarżając kolegów i na nich zrzucając winę. Tak to już bywa.
Jeśli na śmierć skazuje się zwycięskich dowódców, to co stanie się z tymi, którzy przegrają? Po jakimś czasie Ateńczycy ochłonęli i poniewczasie uznali swój błąd. Skazali na śmierć jednego z największych wichrzycieli, innych wygnali, ale… mleko już się rozlało. Egzekucja zwycięskich admirałów z bitwy pod Arginuzami to dla wielu przykład głupoty, fanatyzmu Ateńczyków. Ciemny, żądny krwi tłum. Motłoch. Ja bym tu widział objaw rozpaczy. Wiadomo, że ludzie działający pod wielkim obciążeniem, w sytuacji bez wyjścia, podejmują działania arbitralne, szkodliwe dla siebie, bezsensowne, wręcz głupie. Psychologiczna prawidłowość obowiązują tak wówczas, jak obecnie. W sytuacji zagrożenia, gniewu, presji, szczególnie w tłumie podobnych, ludzie wyłączają umysł, działają pod wlewem impulsu, chwili, namiętności. Gdy się budzą, jest zwykle za późno. To że Sokrates nie uległ zbiorowemu szaleństwu, że chciał ocalić niewinnych, wcale mu nie przysporzyło popularności pośród Ateńczyków. Przeciwnie. Nikt nie lubi tych, co mu przypominają o swoich błędach. Nawet jeśli milczą. Na procesie Sokrates wcale o tym nie zamilczał. Przypomniał o wydarzeniach, o których jego sędziowie chcieliby zapomnieć. Po co? Nie po to, żeby ocaleć.
W rok po bitwie pod Arginuzami, doszło do kolejnej bitwy morskiej. Było to 1 września roku 405 p.n.e,, bitwa u ujścia Ajgospotamoj, rzeka na północnym półwyspie Hellespontu. Nowy spartański dowódca Lizander miał około 200 okrętów, Ateńczycy 180, siły z pozoru wyrównane. Lizander, całkiem dziś zapomniany, to jeden z największych geniuszy militarnych starożytnego świata, wódz na miarę Aleksandra Wielkiego. Lizandrowi nie była pisana kariera Alessandra, bo był… Spartiatą! Jego rodacy pilne baczyli, by żaden Spartiata nie wyrósł za bardzo. Gdy Lizander stał się zbyt potężny, tak że zaczął snuć plany podboju imperium perskiego (tak Lizander był pierwszy, długo przed Aleksandrem, czy Filipem Macedońskim) Spartanie pozbawili go dowództwa, wpływów. Lizander odbudował flotę po klęsce pod Arginuzami za perskie złoto (za radą Alkibiadesa) a jednoczenie snuł prany podbicia Persji! Prawdziwy polityk, urodzony wódz wie, że państwa nie mają przyjaciół, ani wrogów, a jednie interesy. Dzisiejszy przyjaciel może być jutrzejszym wrogiem, i na odwrót. Czy nasi politycy, tak ślepo zapatrzeni i związani z jedną ze stron obecnej wojny na wschodzie, pamiętają o tej prostej, lecz fundamentalnej zasadzie rządzenia? Mniejsza o to. Lizander zginie w mało znanej bitwie w roku 385 p.n.e. Ale to będzie później. W bitwie pod Ajgospotamoj Lizander zniszczy całą flotę ateńską. Ze 180 przez linię wrogów przebije się ledwie 20 ateńskich okrętów. Przyczyną klęski Ateńczyków były nie tylko podstępy Lizandra, lecz przede wszystkim fakt, że gdy przyszło do decydującego starcia Ateńczycy mogli obsadzić marynarzami ledwie połowę swoich okrętów! Lizander mając perskie złoto płacił swoim marynarzom dwa razy więcej niż Ateńczycy. Nie żelazo, a złoto zwycięża na wojnie. Po bitwie Lizander kazał stracić wszystkich, czyli 3000 ateńskich jeńców. Motywując to, wcale dowcipnie, okrucieństwem Ateńczyków. Jeńców z miast sprzymierzonych z Atenami Lizander kazał zwolnić. Starannie przemyślana i odmierzona łaskawość i okrucieństwo.
Warto zauważyć jedną rzecz: straty Ateńczyków były wyższe w bitwie zwycięskiej, pod Arginuzami, niż w tej zakończonej klęską, utratą floty i rzezią jeńców, i to aż o jedną trzecią. Czy Ateńczycy mieli zatem prawo postawić dowódców spod Arginuz przed sądem? W dwóch bitwach poległo 7000 obywateli, włączając innych którzy zmarli, czy zginęli w drobniejszych potyczkach w ciągu dwóch lat 407-406 Ateny pewnie stracili z połowę obywateli. Straty przerażające. Sparta wykrwawiła Ateny. Lecz najgorsze miało nadejść. Po klęsce pod Syrakuzami, Ateny wystawiły szybko nową, wielką flotę. Po klęsce pod Ajgospotamoj Ateńczycy nie mieli ani złota na nową flotę, ani drewna na budowę okrętów, ani marynarzy do ich obsadzenia. Ateńczycy mogli tylko czekać na nieuchronny, ostateczny cios. Lizander nie śpieszył się. Podbijał miasto za miastem, wyspę za wyspą pozwalając dobrotliwie (?!) uchodźcom uciec do Aten. Jak rybak zaciągający siecią ryby w pułapkę. Oblężenie Aten zaczęło się w roku 404 p.n.e. Pod wodzą Lizandra od lądu armia spartańska, od morza flota sprzymierzona otoczyły Ateny. Samotne, pozbawione sojuszników i nadziei na odsiecz oraz bez zapasów żywności oblężone miasto musiało upaść.
Spartanie i ich sprzymierzeńcy spierali się, co zrobić z Atenami i Ateńczykami. Najbardziej zawzięci Koryntyjczycy, (z Koryntu) i Tebanie (z Teb) żądali, by Ateńczyków potraktować tak samo, jak Ateńczycy postępowali ze zdobytymi przez siebie miastami greckimi: mężczyzn wymordować, kobiety i dzieci sprzedać w niewolę, miasto zburzyć. Ale Lizander miał inne plany. Nie chciał zapisać się w dziejach, jako ten, który zniszczył najpiękniejsze, i najwspanialsze greckie miasto. Poza tym, Lizander, wytrawny polityk, bardziej się obawiał wzrostu potęgi sprzymierzeńców: Koryntu i Teb, niż pokonanych Aten. Zaczęły się negocjacje, do których Ateńczycy wysłali delegacje pod wodzą Teramenesa, tego samego admirała, który miał ratować rozbitków po bitwę pod Arginuzami, a zadania nie wykonał. Teramenes był zwolennikiem oligarchii i arystokratą. Ateńczycy zagrożeni zagładą liczyli, że oligarcha łatwiej dogada się z oligarchami po drugiej stronie. Negocjacje się przeciągały, a w Atenach coraz więcej ludzi umierało z głodu. Negocjacje przeciągał… Teramenes, który zorientowawszy się, że Lizander nie zamierza zniszczyć Aten, grał na zwłokę licząc, że im więcej Ateńczyków umrze z głodu, tym łatwiej obali demokrację. Jeśli to nie jest zdrada, i to najpodlejsza ze zdrad, to to słowo nic nie znaczy. Wreszcie Teramenes i towarzyszący mu posłowe przybyli do Aten. „Przybyłych otoczył dookoła mnogi tłum ludzi pełnych lęku, że wrócili niczego nie osiągnąwszy; nie było już bowiem czasu do zwlekania z powodu mnóstwa umierających z głodu” (Ksenofont, Historia grecka)
Ateny skapitulowały. Ateńczycy sami zniszczyli Długie Mury, na Akropolu stanęła spartańska załoga, zaś Teramenes z Kritiaszem i innymi, przy wsparciu obcych potęg – Lacedemończyków, obalili demokrację ustanawiając tak zwane rządy Trzydziestu. W tym samym roku 404 p.n.e Kritiasz podstępem pozbędzie się kolegi, skazując go na śmierć. Teramenes podejmując kielich cykuty – ten sam rodzaj śmierci, jak u Sokratesa – strąci kilka kropel na ziemie: „Na zdrowie pięknego Kritiasza” – powie. Teramenes umiał pięknie umrzeć. Rewolucja pożera własne dzieci – wiedzieli to już Ateńczycy. Teramenes, podobnie jak Kritiasz, czy Alcybiades, byli przyjaciółmi, słuchaczami i rozmówcami Sokratesa. W pięć lat później, w dniu sądu w roku 399 p.n.e. sędziowie doskonale o tym pamiętali. O oblężeniu Aten, o głodzie, o śmierci, o zdradzie oligarchów, o krwawym terrorze.
Dialogi Platona, w tym „Obronę Sokratesa” spolszczył Władysław Witwicki, do tej pory czytamy jego tłumaczenia. Władysław Witwicki (1878 - 1948) był wspaniałym filologiem klasycznym, ale jego uwagi, komentarze, często są, powiedzmy, naiwne. Nie jest tak, jak to pisze Witwicki we wstępie do Obrony Sokratesa, że po jednej stronie stoi wspaniały, nieskazitelny, stary filozof, a po drugiej ciemny, głupi tłum żądny krwi tych lepszych. Że wszystkie racje są u Sokratesa, a jego sędziów żadne. Sędziowie z procesu Sokratesa to nie byli owi mityczni, straszni mieszczanie rodem z XIX wiecznej parodystycznej literatury. Spaśni, śmieszni i straszni, nienawidzący wszystkiego, czego nie rozumieją.
„Obrona Sokratesa” zawiera tylko i wyłącznie słowa Sokratesa. Nie ma mów oskarżycieli, ani sprawozdania z procesu. Sędziowie słuchają oskarżycieli, potem obrony, analizują argumenty, dowody i wreszcie wydają wyrok. „Obrona Sokratesa” jest literaturą subiektywną, stronniczą. Taki był wybór Platona. A mistrz to słowa, czyli złudzenia, najpierwszy. Czytelnicy „Oborny Sokratesa” nie mając pełnego obrazu procesu wieszają potem psy na sędziach za wyrok, jaki wydali. Że Sokrates z definicji był niewinny? Żaden prawdziwy sędzia nie może tego z góry powiedzieć o oskarżonym. Przypadek Kritiasza dowodzi, że i filozofowie zdolni są do najcięższych zbrodni. Nie znając argumentów oskarżenia skupiam się tu z konieczności na sędziach. Wybranych losem obywatelach Aten. Sędziowie mający, co najmniej, trzydzieści lat, doświadczyli wszystkiego, co przeszły Ateny w ciągu ostatnich lat. Przeżycia wielu z nich we współczesnych czasach mogłyby być tematem serialu. Wydaje mi się, że trzeba i o nich powiedzieć trochę prawdy, oddać im choć część sprawiedliwości. Wygłosić obronę sędziów. Od ponad dwóch tysięcy lat sędziowie, którzy skazali Sokratesa, są przedmiotem nieustającego ataku, pomówień, czy hejtu tudzież mowy nienawiści. Czytając Obronę można wyczuć, że większość z nich wcale nie chciała skazać Sokratesa. Ale też Sokrates, niewiele, a właściwie w niczym nie ułatwił im zadania. Przeciwnie. Sokrates jakby sam starał się, żeby go skazano. Ale to już temat na oddzielny tekst o właściwej obronie Sokratesa, tak jak ją zapisał i przekazał Platon.
Źródła:
Platon, „Uczta, Eutyfron, Obrona Sokratesa, Kriton, Fedon”, przekład Władysław Witwicki,
Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1982,
Diogenes Laertios, „Żywoty i poglądy sławnych filozofów”, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1988,
Ksenofont, Historia grecka, Ossolineum, 2004
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.
Dla chcących więcej polecam książkę:
"Kto może być zebrą i inne historie"
wydawnictwo: e-bookowo
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura