Oto ja, Wacek – blogier postępowy, w wiecznym poszukiwaniu sławy, wolności, tematów, no i dodatkowego zarobku, trafiłem do Wrocławia na XIV Ogólnopolski Kongres Kobiet. Kongres Kobiet numer XIV odbywał się pod szczytnym hasłem: MOC JEST W NAS. Kobiety na rzecz pokoju, równości, klimatu i demokracji, Na stronie portalu społecznościowego organizatorki umieściły taki tekst: „Już możemy nieoficjalnie powiedzieć, że w Hali Stulecia w dniach 8-9 października pojawiło się około cztery tysiące osób, które przyszły, by uczestniczyć w panelach, rozmawiać, uczyć się od siebie nawzajem i dzielić swoim doświadczeniem. Patrząc na te zdjęcia i energię XIV Kongresu Kobiet możemy te dwa dni opatrzyć jednym hasłem: SIOSTRZEŃSTWO”.
Obiema rękami się podpisuje, tylko jedno mnie niepokoi: czemu tylko siostrzeństwo? A braterstwo to co, pies? Nie wykluczajcie siostry, nas, braci mężczyzn, ze swojej wspólnoty. Powinno być: SIOSTRZEŃSTWO i BRATERSTWO. Ale to tylko drobna uwaga. Wielka to zaleta takich kongresów, że można zetknąć z postaciami sławnymi, z elitą polityczną, czy intelektualną naszego, jakże skądinąd ubogiego w takie skarby, narodu. Jak ja spotkałem euro posełkę Dianę Bzdurek. Stała za mną w kolejce do bufetu. I cały taki podniecony, uskrzydlony tym spotkaniem rzucam od niechcenia zamówienie: schabowy z ziemiankami i surówką z przysmażanej marchewki z fasolką. A co!? Niech wiedzą, żem PAN. Żaden gołodupiec! Że mnie stać na gest, na schaboszczaka w bufecie. A tu stojąca za mną (euro) posełka Diana Bzdurek wściekłym spojrzeniem miażdży mnie jak walec g…no. I przypominam sobie w popłochu, że posełka Diana Bzdurek to wegetarianka! Nie. Więcej. To weganka, co gardzi mięsożercami. Której celem jest ocalenie świń, krów, indyków czy kurczaków przed okrutną i męczeńską śmiercią i pożarciem przez tych potworów – ludzi. Która marzy o zamknięciu zakładów mięsnych, czy ubojni, tych współczesnych Auschwitzów! I żebyśmy stali się lepsi żrąc tylko marchew i ziemniaki, groch i soczewicę. Ewentualnie soję, dla elit w postaci wykwintnego tofu. Pospólstwo niech żre trawę, albo pokrzywy, ale wara od niewinnych zwierzątek i ich mięsiwa, skór, czy mleka! Czy innych produktów odzwierzęcych. Uświadomiwszy sobie to wszystko w mgnieniu oka oblał mnie zimny war. I wyszeptałem, prawie, bezgłośnie:
- Nie, nie, to, ja, ja, ja… chciałem… oo… proszę, sa… ła… tkę… warzywną i wodę mineralną z bą… bel… ka…miiii…
Omal się nie rozpłakałem. Taka szansa, i taka wtopa. Wszystko na nic. Nie będzie kariery, ani podroży do Brukseli. Do centrali lepszego, postępowego świata. Wszystko przez schabowego! I moją głupotę! Siadam przy stoliku ze swoją sałatką warzywną i wodą mineralną, i jem przełykając łzy. Ale coś mnie uwiera, coś niepokoi, coś przeszkadza. Obracam się. A przy sąsiednim stoliku siedzi euro posełka Diana Bzdurek w towarzystwie trzech pań i przeszywa mnie sztyletami swoich wyblakłych, wegańskich oczu. Wściekła jak osa, jeszcze chwila a podejdzie i wychlasta mnie po pysku! No tak. Myślałem, że się jej przypodobam, a tu znowu wpadka. Mój posiłek to warzywa plus majonez. A majonez to jaja, a jaja to samo zło. Ile się te kury namęczą nim zniosą te jaja. A ja to żrę! Jak gdyby nic. Odwracam się plecami do euro posełki, odgradzam się ramieniem i pośpiesznie jem moją sałatkę. Bruksela, czy nie Bruksela, niech tam. Zjem, co kupiłem. Jestem głodny. Dziwię się swojej odwadze. Kto wie, czy nie dopadnie mnie, zemsta weganki, euro posełki za zjedzony majonez za cierpienia kur znoszących jajka. Wracam do Kongresu Kobiet.
Cóż to za wspaniała impreza, cudowne spotkanie przepięknych i genialnych pań. Wiele tam spotkałem wspaniałych, cudownych kobiet i dziewczyn też, ale najważniejsze panie postępowe, gościny tego kongresu to: pani Broniarz – przedsiębiorka…? Nie, to głupio brzmi, powiedzmy bizneswoman i wiceprezeska konfederacji przedsiębiorców Lewiatan oraz pani Bralczyk, nasza miliarderka - te panie reprezentowały strefę biznesu. Agnieszka Netherland – znana reżyserka, oraz Inga Burczyk – pisarka i ceniona laureatka to świat kultury. Wreszcie profesorki Gienia Piątek i Nina Listek, godnie reprezentowały świat kobiecej nauki, nauk humanistycznych i prawnych. Świat polityki, piękniejszą jej część, to panie: wzmiankowana już euro posełka Diana Bzdurek, oraz euro posełka postępowa Joasia Zbywajska, kobieta w starszym wieku, na wózku inwalidzkim. Nawiasem mówiąc pani Broniarz niespecjalnie się udzielała na Kongresie swojej płci. Siedziała jakaś taka skulona, zlękniona trwożnie rozglądając się dookoła. Kilka dni po zakończeniu Kongresu policja aresztowała prezesa stowarzyszenia Lewiatan za korupcję i oszustwa podatkowe, i lęki wice prezeski pani Heni Broniarz stały się jasne i zrozumiałe. Druga bizneswomenka pani Bralczyk uśmiechała się, pozowała do zdjęć, ale wydawała się znudzona i zniesmaczona. Swój majątek pani Bralczyk zdobyła po kobiecemu – rozwodząc się mężem i łupiąc go przy podziale majątku – co nie powstrzymywało jej od barwnych opowieści, jak to pracowała po 20 godzin na dobę nim odniosła sukces, i gorzkich żalów na współczesną młodzież, która ani myśli pracować dla niej po 20 godzin na dobę za minimalną pensję. Dla biznesmana, czy bizneswomenki, czas to pieniądz. Pani Bralczyk przeliczając swój czas na kongresie na pieniądze żałowała straconej forsy. A w damskim w zasadzie towarzystwie nie było możności upolować nowego miliardera. Ale przynajmniej starała się miło uśmiechać. To dużo. Występ, czy performance, euro posełki postępowej Joasi Zbywajskiej, w obronie uciemiężonych irańskich kobiet, stał się gwoździem XIV Kongresu Kobiet, dokładnie jednym z trzech gwoździ, ale o tym opowiem w swoim czasie.
Jeśli chodzi o tematykę spotkań, czy paneli dyskusyjnych XIV Kongresu Kobiet to była ona jak najbardziej słuszna, feministyczna i postępowa. Najpierw było otwarcie, uroczyste otwarcie a po nim rozpoczęcie i rozgrzewka pani Mariolki. Trochę ćwiczeń, rozciągająco – rozgrzewających, aby ciało było piękne a duch ochoczy, w tym pilates dla kształtnej pupy. Wiadomo w zdrowym ciele zdrowy duch. Odegrano hymn Polski i hymn Ukrainy. Następnie zaszczycili nas, uczestniczki kongresu, prezydent Wrocławia i komisarska Unii. Prezydent osobiście, a komisarka na wideo, via łącza z Brukseli. Następnie swój speech miała nasza noblistka, laureatka Inga Burczyk – ceniona, postępowo pisarka, która mówiła długo i ozdobne. Nie bardzo wiadomo o czym gadała, można było się zgubić w tej powodzi słów, ale chyba chodziło jej o to, że on - pisarka Ingusia – jest taka czuła, genialna i wrażliwa, i tak nie cierpi t e g o kraju z jego męską, szowinistyczną, kato-faszystowską i rasistowsko-plemienną mentalnością. Wystąpienie pisarki laureatki uczestniczki Kongresu przyjęły aplauzem i burzą braw. Po czym przystąpiłyśmy do dyskusji panelowej.
Pierwszy panel to Gabinet Cieni Kongresu Kobiet. Na tym panelu zebrały się najtęższe (duchowo) dyskutantki kongresu. Niestety, profesorka Genia Piątek od razu pożarła się z profesorką Niną Listek, o to która będzie premierką, a która ministrą. Niby tylko gabinet cieni, ale też budzi emocje. Nie trzeba dodawać, że obie panie profesorki, feministki od dawna wzajemnie się nie lubią, wręcz nie znoszą. Żadna z pań nie chciała ustąpić siostrze. Argument profesorki Listek, że to ona - prawniczka powinna być premierką profesorka Piątek zbiła twierdząc, że jako filozofka jest mądrzejsza, a mądrzejsza powinna rządzić, głupsza słuchać. Tu profesorka Listek głęboko się obraziła. Od słowa do słowa przyszło do argumentów typu: wiocha, chamstwo, torba, szmata, wywłoka… Kto wie, czy nie doszłoby do naruszenia nietykalności cielesnej, bowiem rozjuszone profesorki prawa i filozofii już brały się za kudły, by siłowo rozstrzygnąć spór, gdyby nie interwencja innych uczestniczek dyskusji w tym przewodniczącej dyskusji o jakże słusznym nazwisku Fuszerka. Albo Fuszera? Jakoś tak.
Kolejny temat to: Kobiety przeciwko wojnom i na wojnach o swoje prawa. Trochę dziwny temat. W jednym zdaniu kobiety są przeciwko wojnom i są za wojnami. Kobieca logika. Kolejny temat: Jak przerwać marazm antropocenu? Nadzieja ekofeminizmu. Feminizm, czy (eko)feminizm, stopień wyższy, ma przezwyciężyć antropocen, czyli erę dominacji człowieka alias mężczyzny. Czy to znaczy, że zdaniem dyskutantek kobieta to nie człowiek? Nie warto w to wnikać. Wszystkiego nie wymienię. Wystarczy niektóre, jak: Feministyczna polityka zagraniczna, czy: Przypływ. Postmenopauzalny zapał życiowy. Następny: Wszyscy jesteśmy trans (tu akurat bym dyskutował, że wszyscy) lub (Eko)seks bez przemocy. Seks bez przemocy – rozumiem i popieram. Ale jak wygląda (eko)seks bez przemocy? Znaczy, że robi się to w parku, na trawie, w lesie, na łączce wśród kwiatków? Pytam, bo akurat na tym panelu nie byłem. Jak konsumować mniej, ale lepiej dla siebie i świata? Odwieczny problem: jak zjeść jajko i mieć jajko? Gaja i jej zagrożona bioróżnorodność. Gaja to Ziemia, mamy wątek ekologiczny. Panele zaangażowane politycznie: Feminizm kontra faszyzm - kultura feministycznego gniewu, czy Moje ciało, moja sprawa - tatuaże, body shaming, aborcja. Co to u licha jest, ten body shaming? Inne: Postmęskość. O patriarchacie, putinizmie i koniecznym przekraczaniu momentu faszystowskiego. Męskość to faszyzm, ale na szczęście schyłkowy, kobiecość to antyfaszyzm i postęp. Rozumiem. Jak powiedziałem dyskusji było tyle, że na wszystkim nie można było być. Wybrałem tylko niektóre panele i oto kilka wynotowanych, ciekawszych cytatów.
Profesorka Nina Listek: „Problemy, jakie mamy, związane są z patriarchatem, a to wszystko wynika z żądzy władzy, nerwic seksualnych mężczyzn.” Reżyserka Agnieszka Netherland: „Nie będę ministrem kultury w przyszłym rządzie. Ale nie martwcie się, że przestanę robić to, co robię, tzn. krytykować tych, co są w rządzie.” Aktywistka Fuszara: „To jest ideologia połączona z nieuctwem. Niedawno minister edukacji powiedział, że w polskim prawie jest strój chłopców i dziewczynek. Twierdzi, że jest kobieta i mężczyzna. To nieuctwo i ideologia, jeśli jest takie podejście. Jeśli ktoś tak myśli, to działań równościowych od niego spodziewać się na pewno nie można. Stop takim osobom od władzy”, „Trzeba zbudować porządne ministerstwo równości z ministrą, która ma swój budżet.” Profesorka Genia Piątek, skromnie: „Chętnie ministrą edukacji i nauki zostanę.…” „Od wielkiego penisa gorszy, lepszy jest tylko jeszcze większy penis”. „Historie trzeba zrównoważyć herstorią.” „Zwierzęta domowe posiadają niezbywalne prawo do życia i bezpieczeństwa, a także prawo do posiadania w ciałach politycznych swoich reprezentantów i przedstawicieli”. Aktywistka Sylwia Kula: „Kobieta to istota posiadająca macice”. Nowa kobieta Paulina Burdella: „Kobieta to istota posiadająca macę, lub nie posiadająca macicy.” I wiele innych złotych myśli i tych tylko pozłacanych.
Najlepsze było na koniec. Euro posełka postępowa Joasia Zbywajska urządziła performance na rzecz prześladowanych kobiet w Iranie. Publicznie na scenie obcięła maszynką swoje włosy. Takie poświecenie, kobieta w starszym wieku, na wózku inwalidzkim a obcina swoje siwe włosy by pomóc swoim siostrom w Iranie. Prawdę mówiąc euro posełka tylko skróciła swoje włosy, tak na zapałkę. Fryzjer jej wyrówna fryzurę i będzie nieźle, tylko krócej. Ale intencja się liczy. O tym heroicznym akcie poświecenia Joasi Zbywajskiej dla uciemiężonych kobiet rozpisywały się media. Atoli media nie wspomniały co było dalej. Na scenę wtargnęła kobieta, nowa kobieta na etapie tranzycji, niejaka Paulina Burdella, i wykrzyknęła, że ona także się ogoli dla innych kobiet. Z wygładu wysoki, chudy facet w kiecce i babskiej peruce w loki. Włosów na głowie sobie nie ogoli – krzyczała Paulina Burdella, i słusznie, bo na łysej czaszce miała babską perukę – Ale pójdzie dalej i ogoli swoje włosy łonowe. Nie mieszkając Paulina Burdella zadarła kiecę wyciąga męskie narządy płciowe, z torebki wydobywa maszynkę do golenia i piankę po czym jęła publicznie golić jaja, nieco obwisłe dodajmy. Fujara jej nabrzmiała, a był to organ słusznych rozmiarów. Panie tylko piszczały na ten widok. I nie wiadomo było, czy Paulina goli jaja publicznie, czy publicznie się masturbuje. Potem przeczytałem, że Paulina, jeszcze jako mężczyzna, o nazwisku Józek Knypel, kilka razy został(a) aresztowany(a), gdy publicznie obnażał(a) się przed młodymi kobietami. Ponoć ganiał z gołą pytą w pełnym wzwodzie za dziewczynami uliczkami parku Jordana w Krakowie. Być może Paulina połączyła przyjemne z pożytecznym, gdyż koniec golenia zgrał się z potężnym wytryskiem i głośnym jękiem rozkoszy Pauliny Bordella. Co się działo na damskiej widowni, tego pióro nie opisze. I wzdychy, i śmichy, i płacz, szlochy, i jęki… Wszystko naraz. Atoli to nie było jeszcze wszystko. Nagle na scenę wtargnęła aktywistka Basia, czy Gosia, i mówi, że w ramach walki z wykorzystaniem kobiecego ciała przez mężczyzn pokaże cycki. I pokazała. Prawdę mówić, cycki tej aktywistki to nic specjalnego, takie naleśniki, ale zawsze.
Na koniec XIV Kongresu Kobiet na scenie Hali Sportowej można było widzieć krótko ostrzyżoną euro posłekę na wózku inwalidzkim, ogolone jaja i członek w zwisie kobiety w tranzycji i cycki naleśniczki młodej aktywistki. Dla każdego coś miłego. Ja, Wacek, blogier postępowy syty wrażeń i pełen intelektualnego fermentu od ożywionych, postępowych dyskusji nie mogę się już doczekać następnego Kongresu Kobiet. Będzie to widowisko nie o przecenienia.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.
Dla chcących więcej polecam książkę:
"Kto może być zebrą i inne historie"
wydawnictwo: e-bookowo
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości