O żydowskiej kolaboracji z hitlerowskimi Niemcami podczas II wojny światowej, na przykładzie Chaima Rumkowskiego i łódzkiego getta.
Niedawana rocznica początku wysiedleń warszawskich Żydów do obozu zagłady w Treblince przywiodła mi na myśl inną postać i inne miasto, getto. Osobę i wydarzenie mocno już zapomniane, czy też celowo spychane w cień, bo nie pasują do bieżących interesów, do na nowo pisanej historii i nowej mitologii. Chaim Mordechaj Rumkowski (1877 - 1944) żydowski przedsiębiorca, filantrop. Od lutego 1940 „przewodniczący Starszeństwa Żydów w Łodzi” (Der Ältester der Juden in Litzmannstadt), czyli przewodniczący Gminy Żydowskiej, zwany też królem Chaimem, lub królem getta.
To co zdarzyło się w warszawskim getcie było powtórzeniem tego, co wcześniej wykonano w wielu innych gettach, m. in. łódzkim (Ghetto Litzmannstadt). Polecam książkę Arnolda Mostowicza: „Żółta gwiazda, czerwony krzyż”. Arnold Mostowicz (1914 - 2002) jako młodym lekarz w łódzkim getcie pracował w szpitalu i w pogotowiu ratunkowym. Swoje wstrząsające wspomnienia spisał w tej książce oraz film dokumentalny z 1998 roku: Fotoamator. Dla tych co nie lubią czytać.
Chaim Rumkowski: Dzisiaj getto to miasto produkcji, z miesiąca na miesiąc powiększa się produkcyjne koło. Tu nie pracuje się z zegarkiem w ręku, więc efekty są wielkie. Coraz bardziej się z nami liczą, coraz bardziej konferują.
W łódzkim getcie Niemcy zamknęli około 320 tysięcy ludzi. Drugie co do wielkości, po warszawskim, żydowskie getto w okupowanie Europie. Wysiedlenia, czyli transporty do komór gazowych w Sonderkommando Kulmhof (obóz zagłady w Chełmnie nad Nerem) zaczęły się w styczniu 1941 roku. Akcja odbywał się według planu i przemyślanej kolejności, 16 - 26 stycznia 1941, ilość ofiar, około 10 tysięcy. Pierwsi do zagłady to więźniowie z więzienia w getcie, niezależnie od ich „przewinień”, dalej pobierający zasiłki, osoby niepracujące. Kto nie pracuje, nie ma prawa jeść niemieckiego chleba. Niemcy trzymali się zasady: „ein tag – ein tausend” (jeden dzień, jeden tysiąc). Tysiąc osób dziennie to maksymalna wydajność mordowania w SK Kulmhof). Potem z getta w Litzmannstadt wysiedlono „obcych”, w tym Żydów niemieckich, przesiedlonych z Rzeszy (ok. 20 tysięcy), każdego kto podpadł, albo biedaków, co nie mieli się czym wykupić – około 45 tysięcy ofiar. Wreszcie kolejna akcja, zwana „wielką szperą” od zakazu opuszczania mieszkań, w dniach 5 -12 września 1942 roku objęła dzieci do 10-tego roku życia i starsi po 65- tym roku. Liczba ofiar: od 15 do 20 tysięcy, i to w tydzień. Niemcy złamali zasadę: „ein tag – ein tausend”. Esesmani i Żydzi pracujący w Sonderkommado Kulmhof musieli sobie poradzić z nawałem roboty: normy gazowania i palenia przekroczone dwa, czy nawet trzy razy! Ale dali radę. Co znaczy zaangażowanie w pracy, motywacja i niemiecka organizacja! Co prawda tam było dużo dzieci, a dzieci więcej się upcha w samochodach – komorach gazowych na kołach, zamiast jednego dorosłego do pieca można wcisnąć ciała dwóch, czy trojga dzieci. Niemieckie dane statystyczne z getta, od 1 stycznia do 30 czerwca 1942 roku: „wywieziono” łącznie 54 990 Żydów, w tym 4 132 dzieci do lat 7.
Chaim Rumkowski: Naszym jedynym wyjściem jest praca.
Chaim Mordechaj Rumkowski, z przemówienia wygłoszonego 4 września 1942 roku: „Na getto spadło ogromne nieszczęście. Żądają od nas abyśmy zrezygnowali z tego co mamy najlepszego – naszych dzieci i starszych. Nie mogłem mieć własnych dzieci, więc oddałem swoje najlepsze lata dzieciom. Żyłem i oddychałem z dziećmi, nigdy nie wyobrażałem sobie, że będę musiał uczynić tę ofiarę na ołtarzu własnymi dłońmi. W moim wieku, muszę rozłożyć ręce i błagać: Bracia i siostry! Oddajcie mi je! Ojcowie i matki – dajcie mi swoje dzieci!… Pytanie jakie powstało to czy powinniśmy to wziąć na siebie, zrobić to sami, czy zostawić to innym do zrobienia? Z myślą o tym, ilu potrafimy uratować, ja i moi najbliżsi współpracownicy doszliśmy do wniosku, że jakkolwiek jest to straszne, musimy wziąć na siebie odpowiedzialność za wypełnienie tego dekretu. Ja muszę przeprowadzić tę ciężką i krwawą operację, musze amputować członki, żeby ratować ciało! Ja musze odebrać dzieci, bo inaczej – niech Bóg strzeże – inni pójdą za nimi.…Ponieważ starców i dzieci jest tylko 13 000, musimy dopełnić kwoty, wydając ludzi chorych. Co wolicie: żeby przeżyło 80–90 tys. Żydów, czy żeby wszyscy zostali unicestwieni?”
Słowa przejmujące, ale decyzje, czy słuszne? To nie było tylko szaleństwo jednego człowieka. Wybór, decyzję Rumkowskiego popierała znakomita większość żydowskich lekarzy, rabinów, uczonych, i innych elit żydowskich, o czym jasno pisze Mostowicz. To nie było tylko osobista decyzja Chaima Rumkowskiego, ale powszechnie panujące przekonanie pośród Żydów w getcie, że tak należy uczynić! Że trzeba przeżyć. Doczekać wyzwolenia. Doczekać klęski Niemiec. Przeżyć! Przeżyć za wszelką, za każdą cenę.
Po tych wszystkich akcjach, nazwijmy je czyszczących z chorych, starych z dzieci, z niezdolnych, czy niepracujących z jakiegokolwiek powodu, w getcie w Lizmanstadt zostali tylko wyselekcjonowani: młodzi, zdrowi, zdolni do morderczej pracy. Władze niemieckie i miejscowy, żydowski Führer – Chaim Mordechaj Rumkowski mieli wzorowe getto w okupowanej Europie. Wzorowy obóz koncentracyjny. Przed wielką szperą Chaim Rumkowski wygłosił dramatyczne przemówienie: „Oddajcie mi swoje dzieci!” – wołał. No i Żydzi oddali swoje dzieci. To ci uświadomieni. Nieuświadomionym, zrozpaczonym matkom ich dzieci wydzierali siłą żydowscy policjanci. Powstało jednak nieuniknione zamieszanie – przecież żydowscy policjanci mieli także rodziny, żony, no i własne dzieci – i groźba spowolnienia pracy w SK Kulmhof i obniżenia niemieckiej wydajności w mordowaniu. A niemiecka wydajność przecież to świętość. Do getta wkroczyli więc oficerowie SS, by pokierować akcją. Odtąd poszło sprawnie: dzieci, osoby starsze, i każdy, kto wydawał się być słaby, czy chory. Lub w czymkolwiek podpadł. Jeśli brakowało do dziennego kontyngentu, to łapano jak leci. Niemieccy oficerowie tylko kierowali akcją, wydawali rozkazy i pilnowali ich wykonania. Źródła nie wspominają, aby w tej akcji uczestniczyła niemiecka policja, czy wojskowe formacje. Nie musieli. Esesmani mieli gorliwych pomocników. To Żydzi łapali innych Żydów, wyrwali matkom dzieci i pędzili ich do transportu do Sonderkomando Kulmhof!
Niemcy, przez rozległą sieć swoich donosicieli i szpicli, umieli nastroje żydowskie odczytać i umiejętnie je wykorzystać. O nastrojach mieszkańców getta w Litzmannstadt (z meldunku niemieckich władz): „Żyd zatracił w międzyczasie dużo ze swojej nadziei, i pogrzebał życzenia. Ale w głębi duszy wciąż ma nadzieje, i z tępym uporem wierzy w cud, w jakąś sprzyjającą i szczęśliwą zmianę, która odmieniłaby jego położenie.” Cóż im zostało poza nadzieją? Nadzieja umiera ostatnia. Ale też nadzieja jest nie tylko matką głupich. Nadzieja jest matką zbrodni. Na przykład zabijania dzieci. Bo ci żydowscy policjanci z getta musieli wydać na śmierć nie tylko cudze, ale i własne dzieci. Taka była cena za życie. Za życie? Nie za życie. Za przetrwanie od jednej selekcji do następnej. Kilka miesięcy, lub tygodni. Lub nawet dni. Do getta w Litzmannstadt zaczęły wracać rzeczy po zagazowanych Żydach w SK Kulmhof: bielizna, odzież, pościel… W celu ponownego ich wykorzystania. W czasie wojennego niedoboru Niemcy nie mogli pozwolić na zmarnowanie nawet takich dóbr, choć były poplamione krwią, kałem, innymi wydzielinami! Ludzie rozpoznawali ubranka, swetry swoich dzieci, żon, mężów, matek, córek… I co? Nic.
Arnold Mostowicz: „Jest to zjawisko, które obserwowałem bardzo często podczas wojny. Ludzie nie chcą znać prawdy. Ludzie boją się prawdy.”
Trzeba tu podkreślić jeden, ale jakże wielki żydowski sukces, żydowski wkład w historię militarną II wojny światowej. Sukces, który jest jak nieścisłej zwiany z żydowskimi gettami w okupowanej Polsce, a zwłaszcza gestem w Litzmannstadt. Musimy wrócić do późnej jesieni 1941 roku. Niemieckie armie podchodzą pod Moskwę. Stolica państwa Stalina znajduje się w zasięgu niemieckich dział, a jej upadek wydaje się być kwestią (niedługiego) czasu. Tu następuje nieoczekiwany zwrot. Historycy zachodni, anglosascy, i niemieccy, z lubością rozpisują się o tym, że to „generał Mróz” powstrzymał niemieckie dywizje pancerne i ocalił Sowiecką Rosję. No, rzeczywiście! Jaka zaskakująca niespodzianka. W Rosji są srogie zimy! Kto by się spodziewał!? Że w dzień temperatura może spaść do minus dwudziestu, trzydziestu stopni, w nocy poniżej czterdziestu, że ostrym mrozom towarzyszą obfite opady śniegu, zamiecie i zawieje śnieżne. W 1941 zima przyszła wcześnie, już w październiku, ale to nie jest żadna anomalia. Tak się zdarza. Ten zdumiewający fakt, ten nieoczekiwany „kaprys natury”, że w Rosji przyszła ostra zima zaszokował militarnych „geniusy” z niemieckiego naczelnego dowództwa. Czy zdawało im się, że zima w Moskwie to to samo co zima w Berlinie, czy Monachium. Ponad sto lat temu Napoleon nie pomyślał o zimie rozpoczynając kampanie w Rosji, no bo po co? Już pierwsza wojenna zima 39/40 była niezwykle sroga, również w Niemczech. Rekord zarejestrowanej niskiej temperatury w Polsce! Przyroda ostrzegała, ale niektórych, zwłaszcza niemieckich generałów, nic nie przekona. Niemcy tak mają, od zawsze. Układają plan i go realizują, nie baczą na nic… póki nie wyrżną łbem w (oblodzoną) ścianę. Podobnie niemieccy „mistżowie” strategii, co zjedli zęby na analizie bitwy pod Kannami i dopracowali do perfekcji manewr dwustronnie oskrzydlający, te stalowe, pancerne kleszcze! zostali zaskoczeni przez… zimę! Ciekawe? Kogo może zaskoczyć ostra zima w Rosji? To tak jak być zdumionym upałem latem w Hiszpanii, czy na Sycylii, czy tym, że niebo jest niebieskie. Są tacy; ich nazwa zaczyna się na literę i…, i tak dalej, co dotyczy szczególnie nadętych Niemców wyposażonych w feldmarszałkowską bulwę. Mniejsza o niemieckich „geniusy” strategii i taktyki siedzących w ciepełku, palących cygara i popijających francuskie koniaki; w gorszej, właściwie przeraźliwe złej sytuacji znalazło się setki tysięcy niemieckich żołnierzy i oficerów, którzy dosłownie zamarzali pod Moskwą. Żołnierz któremu amputują odmrożone stopy, zostaje kaleką. Podobnie po amputacji palców, nawet jeśli wskazujący palec ocaleje, żołnierz raczej nie wróci do obsługi karabinu maszynowego. Jeszcze gorzej, jak chirurg musi odciąć co innego, tą męską… dumę, męskie przyrodzenie, to taki żołnierz z pewnością do niczego się nie nada.
W obliczu klęski niemieckie władze zarządzi zbiórkę ciepłej odzieży w Niemczech. W okupowanej Polsce postępowali zgoła inaczej. Niemcy nakazały konfiskatę w żydowskich gettach: futra, kożuchy, wełniane płaszcze, ciepła odzież. Żydowskie władze Judenratów musiały wykazać się odpowiednią ilością, pod karą śmierci. Co robiono z tą odzieżą? Trafiała do żydowskich manufaktur krawieckich, szewskich, kaletniczych, itp., które powstawały jak grzyby po deszczu we wszystkich gettach. Główną role odgrywało getto w Litzmannstadt. Łódź to przecież europejskie centrum włókiennictwa, dziewiarstwa. Maszyny chodziły na okrągło, nie gaszono świateł w halach, żydowscy niewolnicy pracując na zmiany po 10, 12 godzin przez siedem dni w tygodniu, za miskę zupy z brukwi, bez wytchnienia: cieli, kroili, zszywali, wykańczali… I dali radę. Przerobili te góry odzieży. Niemieccy nadzorcy nie mogli się nachwalić szybkości i jakości pracy żydowskich robotników. Do niemieckich dywizji pod Moskwą zaczął płynąc strumień swetrów, kurtek, butów, skarpet, czapek, bielizny… Czy ciepłe gacie mogą ocalić armię? Historia bitwy pod Moskwą pokazuję, że jak najbardziej. Kalesony nie wygrają bitwy, ale zapobiegną klęsce. Sowiecka kontrofensywa odrzuciła niemieckie armie o dwieście kilometrów, ale Niemcy utrzymali front. Nie dali się otoczyć, ani zniszczyć. Historycy mówią o „porażce” pod Moskwą, która w istocie była klęską, ale niemiecka armia ocalała… również dzięki ciepłym gaciom masowo produkowanym w getcie w Litzmannstadt. Jeśli to sukces, to dwuznaczny. Niemieccy żołnierze będą walczyć na froncie wschodnim jeszcze trzy i pół roku. Wystarczająco długo, by ich kamraci wymordowali polskich Żydów, w tym tych z getta w Liztmanstadt. Wniosek? Dobra praca, nie zawsze przynosi dobre skutki. Klęska narodu panów (Herrenvolku), to nasze zwycięstwo. Gdyby Niemcy wygrali pod Moskwą, na pewno dziś nie bylibyśmy tu, gdzie jesteśmy. Jeśli byśmy w ogóle byli, tak osoba, jak naród. Ale o bitwie pod Moskwą szerzej przy innej okazji.
Chaim Mordechaj Rumkowski: „Moim hasłem jest: praca, spokój, porządek.”
Getto łódzkie przetrwało najdłużej. Dłużej niż wszystkie inne getta w okupowanej Polsce. Dzięki Chaimowi Rumkowskiemu? Bardziej dzięki niemieckim przedsiębiorcom, tym rozlicznym Schindlerom, którzy na żydowskiej pracy, nędzy, głodzie i śmierci zarabiali złote góry, i którzy potrafili znaleźć dojścia i wpływy aż w samej kancelarii Rzeszy. Ale działania Rudkowskiego też miały swoje znaczenie. Jego bezkompromisowa uległość, zgoda na każde żądania niemieckich władz. Jego niepowstrzymana niczym kolaboracja. Prawie się udało. Żydowska łódź zatonęła tuż przy brzegu. Ostatnia. Gdyby udał się zamach na Hitlera z 21 lipca 1944 roku, siedemdziesiąt tysięcy Żydów z łódzkiego getta doczekałoby wyzwolenia. Gdyby Armia Czerwona nie zatrzymałaby się na linii Wisły, wskutek wybuchu powstania warszawskiego i czekając na jego stłumienie przez Niemców, to również Żydzi z getta łódzkiego by ocaleli. Jeśli tak na to spojrzeć, to czyż powstanie warszawskie nie spowodowało śmierci ponad 70 tysięcy łódzkich Żydów? Czyż Żydzi nie mają racji narzekając na antysemityzm Polaków?
Na początku sierpnia 1944 roku Niemcy rozpoczęli likwidację getta w Litzmannstadt. Między 3 a 29 sierpnia Niemcy wywieźli do KL Auschwitz 68 000 Żydów z getta w Litzmannstadt. Z ostatnim transportem do KL Auschwitz został przywieziony Chaim Rumkowski z całą rodziną. Wedle uporczywych pogłosek król getta: Chaim Rumkowski i jego rodzina, zostali spaleni żywcem w piecu krematoryjnym.
Jest taka niemiecka bajka, albo podanie ludowe: Flecista z Hameln, lub szczurołap z Hameln. Tę baśń opowiadają również bracia Grim. Opowieść o wydarzeniach, które ponoć wydarzyły się w 1284 roku w mieście Hameln. Miasto to nawiedziła plaga szczurów. Nie sposób było sobie z nimi poradzić. Pewien sprytny szczurołap, grając na cudownym flecie, wywabił z miasta szczury, które utopiły się w Wezerze. Gdy odmówiono szczurołapowi obiecanej zapłaty, ten w ten sam sposób, grając na flecie wyprowadził w nieznane wszystkie dzieci z miasta Hamlen. Dobro i zło.
Chaim Rutkowski przypomina tego czarodzieja z fletem. On też jakby grając na zaczarowanym flecie wyprowadził w nieznane z Ghetta Litzmannstadt najpierw dzieci, starów, chorych, nie pracujących, potem resztę, jak w strasznym śnie, jak w somnambulicznym tańcu. Kto grał? Kto tańczył? Główną melodię nadawali Niemcy, niemieckie władze. Ale do swoich celów Niemcy wykorzystywali miejscowe autorytety w środowisku żydowskim, żydowskich polityków, jak Chaim Rumkowski, czy w Warszawie Adam Czerniaków. Politycy odpowiadają nie za marzneia, za plany, ale za rezultaty swoich czynów. Świetnym przykładem jest getto w Litzmannstadt. Chaimowi Rumkowskiemu przypadła rola podrzędna, wtórna, ale bardzo ważna. Chaim Rudkowski nie był jeden, było ich mnóstwo w każdym getcie w okupowanie Polsce, większych i mniejszych, w Warszawie i Krakowie, we Lwowie i Wilnie, w Sanoku i Tykocinie, i dziesiątkach innych gett na terenie okupowanej Polski. Żydowscy politycy popierani przez żydowskie elity: rabinów, uczonych, przedsiębiorców, oraz żydowskie masy. Wierzący niezłomnie, że lepiej poświęcić część, by ocalić większość. Potem mówili, że zginie większość, ale przynajmniej ocaleje część. I tak tańczyli, jak Niemcy zagrali, by kończyć w komorze gazowej, albo przez lufami karabinów na wykopanymi dołami.
Pomijam tu całkowicie ogrom korupcji, nepotyzmu, i wszelkich nadużyć, jakie otaczały każdy żydowski Judenrat. Nie bez powodu Chaima Rumkowskiego nazywano „królem Chaimem”. Powiadają, że najwięcej się zarabia, gdy krew płynie ulicami. Ulicami gett szła śmierć. Od pieczątki, wpisu, albo braku wpisu na liście zależało życie, lub śmierć. Żydzi z otoczenia Judenratów zarabiali gigantycznie na niedoli, nędzy i śmierci swoich rodaków. Ale o tym nie piszę. Napiszę o czym innym. Często apologeci mitu Holocaustu podnoszą. że nie można oceniać czynów Żydów z getta, tych żydowskich policjantów, czy nawet Chaima Rumkowskiego, bo żyjemy w całkiem innych okolicznościach i nie przeżyliśmy tego co oni. Ci sami ludzie bez wahania wydają srogie oceny postępowania Polaków, żyjących w tamtym czasie. Czysta hipokryzja. Ci, co z rozmachem walą w cudze piersi, krzyczą, że nie wolno uderzać w ich! Bo oni są poza sądem i karą. A przecież każdy ma jedno życie. I taką miarę, jaka przykładamy do innych, trzeba mierzyć i siebie. Elementarna uczciwość. Tak naprawdę w tym wołaniu o wyłączeniu Żydów spod ocen, tak szczodrze stosowanych wobec innych, kryje się prosta prawda: oni są więcej warci. Ich życie jest więcej warte niż nasze.
Wróćmy do Chaima Rumkowskiego. Czarodziej z Litzmannstadt. Ten co zaczarował Żydów i wyprowadził w nieznane i znane zarazem. Chaim Rumkowski - norma żydowskiej kolaboracji z Niemcami w czasie II wojny światowej. Jego zwyczjana twarz. Getto warszawskie to wyjątek potwierdzający regułę, i to wyjątek z ostatniego miesiąca, sprzed dnia zagłady warszawskich Żydów. Wiele narodów kolaborowało z Niemcami hitlerowskimi: Francuzi, Belgowie, Duńczycy czy Norwegowie: by ocalić jak najwięcej, by zwalczyć wrogów, by zaznać przygody. Ukraińcy kolaborowali, by zgładzić Polaków i Żydów. Tylko Żydzi kolaborowali w mordowaniu własnego narodu. Taka formę kolaboracji zaoferowali Niemcy, i jakże wielu Żydów tą ofertę podjęło. Odpowiedź na pytanie, o to jaki naród najmocniej kolaborował z Niemcami w czasie II wojny światowej wydaje się oczywista.
Polecam:
Fotoamator, film Dariusza Jabłońskiego z 1998 roku.
Arnold Mostowicz: „Żółta gwiazda, czerwony krzyż”
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.
Dla chcących więcej polecam książkę:
"Kto może być zebrą i inne historie"
wydawnictwo: e-bookowo
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura