Czterdzieści dni minęło. Czterdzieści dni to… czas kwarantanny. Gdy do portu wpływał statek, a podejrzewano, że wśród załogi, czy pasażerów są chorzy na dżumę, cholerę, czy inne paskudne choroby zakaźne, to pakowano wszystkich, bez wyjątku, nie bacząc na żadne prośby, żale, czy błagania, do miejsca odludnego i zamkniętego, na przykład na jakiejś niezamieszkałej wyspie, miejsca, które niczym się nie różniło od więzienia. A było znacznie gorsze od najcięższego więzienia, bowiem zamknięcie razem zdrowych i chorych nie dawało tym pierwszym większej szansy na przeżycie. Po czterdziestu dniach kwarantanny zwalniano tych, co… przeżyli.
W czterdzieści dni dziecku, albo płodowi, wyrastają rączki i nóżki. W czterdzieści dni kijanka zmienia się w mini człowieka. Powiadają, że wiele może się wydarzyć między ustami a brzegiem pucharu, tym więcej się zdarzyć w czterdzieści dni. Mówiąc czterdzieści mam na myśli czterdzieści dni wojny między Rosją a Ukrainą. Co się wydarzyło w ciągu tych dni? Oczywiście Rosja poniosła klęskę, całkowitą, nieodwracalną, absolutną klęskę. Nic nowego. Już trzeciego dnia, nie wcześniej, chyba drugiego dnia ataku media grzmiały radosną wieścią o klęsce Rosji. Pamiętam, jak nazajutrz po wybuchu wojny generał emerytowany Bolek pędził od mediów do mediów głosząc wszem i wobec klęskę wojsk rosyjskich, jakiej najstarsi historycy wojskowości nie pamiętali. Chyba, że klęska wojska Napoleona w Rosji, w 1812. Ale to złe porównacie. Inni, nie mniej znakomici specjaliści od wojskowości prześcigali się, kto ogłosi większą klęskę Rosji, i kto zrobi mocniej i zgrabniej. W ciągu tych czterdziestu dni, co dnia ogłaszano klęskę Rosji, był czas się przyzwyczaić.
Drugi temat tych dni to car Rosjii, Władimir Władimirowicz Putler, tak go nazwano, przez porównanie do Hitlera. Ile to napisano, że car Władimir Władimirowicz zwariował. A jeśli nie zwariował, to na pewno zwariuje: nie dziś, to jutro, za chwilę, za momencik a zwariuje. Wpakują go w kaftan i zamkną gdzieś na Kremlu i wojna się skończy jak zły sen. Albo, że Władimira Władimirowicza obalą jacyś tajemniczy, ale potężni spiskowcy, złoczyńcy z Kariny Dreszczowców. Wiadomo, wszyscy carowie giną w mękach, w zamachach osób najbliższych. Przyjdzie nowy car i będzie pięknie, słonecznie, i kwiatki zaśpiewają a ptaszki rozkwitną. Inni, pozytywnie nastawieni myśliciele (?) głosili z mocą, że Putler popełni samobójstwo! Powstał tu pewien spór. Bowiem inni nie mniej postępowi publicyści głosili, że Putler już nie żyje, a to co pokazują, to jego sobowtór! Inni wierzyli żarliwe, że car Władimir Władimirowicz właśnie w tej chwili, wpierw z głuchej rozpaczy wyrwawszy resztkę włosów z głowy, podcina sobie żyły nożem do papieru, albo truje się trutka na szczury, lub kocią karmą, czy też wiesza się na klamce od drzwi, na skórzanym pasku od żołnierza ochrony.
Przyznaję, taka wizja: wielkie i wysokie, złocone wrota kremlowskie, klamka gdzieś na dwóch metrach wysokości, na klamce pasek, na pasku dyndający car Wladimir… nawet mi się spodobała. Niestety, czterdzieści dni minęło, a car Władimir Wladimirowicz, żyje jakby nic. I nic nie odpuszcza, ani nie przeprasza, nie łka, nie rozdziera szat, ani nie bije się we własne piersi – jeśli już bije to w cudze - nie błaga o zmiłowanie, nie woła gromko o pokój. Dziwny jakiś. Więcej, bezczelnie głosi, że ma racje, że… moje dzieło prawoje! Ale to oczywiście ruska propaganda. Co innego strona ukraińska, ono głoszą tylko i wyłącznie prawdę! Codziennie sztab armii ukraińskiej ogłasza komunikat, gdzie skrupulatnie wylicza straty… Rosjan, oczywiście, że Rosjan. Kogo innego? Przecież armia ukraińska nie ponosi żadnych strat.
Kiedyś Józef Stalin ogłosił z dumą: od sukcesów kręci się w głowie! Połowa lat trzydziestych XX wieku, kolektywizacja, terror, miliony umarły z głodu, miliony gniją i umierają w łagrach. Stan na dzisiaj, straty totalitarna – faszystowskiej armii rosyjskiej, według strony ukraińskiej: ponad 18 tysięcy żołnierzy, zabici, ranni, wzięci do niewoli, ze 150 samolotów, tyle samo śmigłowców, z 800 czołgów, i ze dwa tysiąc transporterów opancerzonych. Zaokrąglam w górę, albo w dół. Co za różnica? Żeby tylko od sukcesów szefostwu armii ukraińskiej i prezydentowi ukrainny nie zakręciło się w głowie! Straty ukraińskie? Nie podają. Czyli zero. Co to za cudowna wojna,! Dla Ukraińców rzecz jasna. Giną tylko wrogowie, płoną tylko ruskie czołgi, spadają zestrzelone tylko nieprzyjacielskie samoloty. Kilka dni temu ogłoszono, że ukraińska armia ma więcej czołgów, niż przez atakiem Rosjan. Nic, albo niewiele stracili, wiele zdobyli. Wiec przybyło maszyn. Czyż to nie cud na cudy? A może czołg sparzył się z czołgiem i przyszły na świat małe czołgięta? Świnie się rozmnażają, i bydło, i psy i koty, to czemu nie czołgi? Mniejsza. Czyż to nie piękna, nie cudowna to wojna? Kolorowa i przyjemna jak z kreskówki! Aż dziw, że przy takich stratach ruska armia jest w stanie walczyć! Bohaterska ukraińska powstańcza armia powinna maszerować na Kursk! I na Stalingrad. Hitlerowskie armie nie zdobyła Stalingradu, ale bohaterzy z tryzubami zdobędą Stalingrad. I Moskwę też zdobędą. Rzecz jasna bez strat własnych. Jakże słusznie prezydent ukrainy powiedział w wywiadzie: zaakceptujemy tylko zwycięstwo!
Tylko jakie zwycięstwo zaakceptuje ukraińska amia i ukraiński prezydent? Wystarczy, że ukraińskie konie napiją się wody z Wołgi? A woda z Obu, Jeniseju, czy Amuru, to gorsza? A słona woda Pacyfiku, koło Władywostoku? Ukraina od Atlantyku po Pacyfik, to byłoby zwycięstwo! Byłem z dziesięć lat temu na Ukrainie na konferencji i zaszedłem do pewnego muzeum. Tam osobnik w białej, wyszywanej, lnianej bluzie uświadomił mnie, że nie tylko ziemie po Wisłę są ukraińskie, ale i dalej po Odrę, Ren, a nawet Atlantyk to rdzennie ukraińskie ziemie. Podobnie na wschód, aż po Władywostok. Żyje sobie człowiek i nic nie wie. Jednak podróże kształcą. Tylu wariatów na tym świecie, a ja się czepiam tego jednego? Może i tak, ale jakoś mi się przypomniało na czterdziestą rocznicę.
Ukraiński prezydent to oddzielna opowieść. Jego niegolona broda, zmęczona twarz, jego koszulki, i płomienne przemówienia gdzie ruga, łaje, wyzywa, lży wrogów, wychwala bohaterstwo swoich, obiecuje, prosi, grozi, apeluje i napomina… Prawie jak Winston Churchill. Taki Adolf Hitler, promotor i orędownik Ukraińskiej Powstańczej Armii, też umiał przejawiać, to trzeba mu przyznać. Ale ani Churchill, ani Hitler nie byli aktorami, to byli amatorzy, a tu mamy zawodowca. I tak mamy codzienny spektakl jednego aktora. Było, nie było, prezydent ukrainy to z zawodu aktor, czyli komediant. Świetnie gra swoją rolę, najważniejszą rolę w życiu. Koledzy komedianci zielenieją z zazdrości. Oni musza walczyć o widza, a ten ma widownię zapewnioną. Gdzie tu sprawiedliwość?
Przypomina mi się postać z dawnych filmów, filmów czechosłowackich, czyli z czasów komuny. Kinematografia czechosłowacka, wówczas istniała Czechosłowacja, produkowała między innymi wiele filmów dla dzieci i młodzieży. Bohaterem jednego z cyklów takich filmów był klaun Cebulka. Pozytywnym bohaterem. W kinie amerykańskim klaun to bohater horroru. W czeskim świecie knedelków, piwa i rodzinnej rozrywki, np. w cyrku, klaun to miła osobowość. Samego filmu nie pamiętam, i naprawdę nie wiem, czemu przypomniał mi się klaun Cebulka z czechosłowackiego filmu. Może przez pokrewny zawód? Komediant opowiada dowcipy, błazen błaznuje. Choć wiele jest podobieństw między zawodem aktora i polityka to nie należy mylić estrady ze sceną polityczną. Ukrainie przydałby się prezydent, co mocno stąpa po zmieni i ma mniejsze parcie na szkło. Scena, czy cyrk przypomina życie, ale życie nie powinno zamieniać się w estradę. Zły komediant położy przedstawienie, lecz zły polityk spowoduje śmierć tysięcy, a nawet milionów. Niektóre dowcipy, zamiast śmiechu, wywołują długi i gorzki płacz. Komedianci i/lub politycy muszą panować na swoimi występami, w tym gdzie i jakie opowiadają dowcipy.
Co zatem mamy po 40 dniach? Stagnacje w jednych miejscach i zmiany w innych. Rosjanie wycofują swoje jednostki spod Kijowa, i przerzucają je na inne odcinki. Ukraińcy bohaterowie odzyskują utracone tereny! Przegrupowuje się jedna i druga strona. Idą następne bitwy. Na szczęście daleko od nas. Najgorsze co mogłoby spotkać Ukrainę to niekończąca się wojna, toczona przez miesiące i lata. Wojna, którą Zachód toczyłby z Rosją poprzez Ukraińców. Wojna zastępcza, wojna per procura. Zachód bardzo chętnie walczyłby z Rosją do ostatniego Ukraińca. Poza wszystkim to prawdziwa wojna: bomby, rakiety, ostrzał, rany i śmierć. Po czterdziestu daniach mnożą się doniesienia o mordach i gwałtach jakich dopuścili się żołnierze rosyjscy. Oby nie było z tym jak z wyliczaniem strat rosyjskich przez Ukraińców. Pic na wodę, fotomontaż, jak kiedyś mawiano. Ileż to razy przez te 40 dni powtarzano, że Rosjanie to mordercy, gwałciciele, zbrodniarze, a Ukraińcy to bohaterzy. Bohaterowie spod znaku Tryzuba. Spod znaku UPA. Prawda, rosyjscy żołnierze mordują, gwałcą i rabują, wiemy to dobrze, ale trudno jest się przebić przez nawałę ogniową pro ukraińskiej, czy też raczej antyrosyjskiej propagandy. Właściwie, to nawet byłoby lepiej, gdyby było to kłamstwo i propaganda. Niestety, przynajmniej w części jest to prawda. Ale o tym kiedy indziej. Tak czy siak wojna się skończy. Ukraina będzie musiała zawrzeć pokój z Rosją. Ktoś zapłaci za ten pokój. Kto? Wynik zderzania garnka żelaznego z glinianym łatwo przewidzieć. Odrzucając fantastyczne scenariusze, rodem z komiksów, za pokój zapłaci słabszy, czyli Ukraina. Mniejszy i słabszy płaci silniejszemu. Wcześniej lub później.
Ile zgarnie car Rosji, Władimir Władimirowych? Odpowiedź jest prosta: weźmie, ile się da. A ile się da, o tym zadecydują okoliczności, jakich dzisiaj nie znamy. Podobnie robiła I Rzeczypospolita w XVIII z caryca Katarzyna w Rosji zwana Wielką. Póki Rzeczypospolita była powolna i uległa, caryca ją chroniła. Gdy Polacy chwycili za broń, i utrzymanie całej Rzeczypospolitej stało się niemożliwe, Katarzyna Wielka połykała ja kawałek po kawałku dziejąc się z Prusami i Austrią. Lepiej połknąć część zostać z pustymi rękami. Zwyczajna ludzka mądrość typu: lepszy wróbel w garści niż kanarek na dachu Po konfederacji barskiej nastąpił pierwszy rozbiór. Po konstytucji 3-go maja i wojnie w jej obronie, drugi rozbiór. Powstanie kościuszkowskie spowodowało trzeci rozbiór i koniec Pierwszej Rzeczypospolitej. Władimir Władimirowicz robi to samo z Ukrainą, co Katarzyna Wielka czyniła z Polską. Może Władimr marzy, by zyskać przydomek Wieki? Ukraina o tyle ma szczęście, że nie grozi jej zagłada bo nie ma na razie chętnych do podziału. I czasy inne, a i Rosja nie taka sama, nie tak potężna jak niegdyś. Stąd taktyka salami. Układy zmielone z przemocą.
Rosja po wodzą Władimira Władimirowicza najpierw bez wystrzału zajęła i połknęła Krym. Potem skonsumowała Donieck i Ługańska. Teraz czas na kolejny posiłek. A zachód, ani usa nic mu nie zrobią. Nic, a raczej niewiele. Show must go on. Poza tym Rosja ma potężnych sojuszników – Chiny i Niemcy. Nie udało się zdobyć Rosjanom Kijowa i osadzić posłusznego władcy? Trudno. Czas na plan minimum. Krym potrzebuje komunikacji z Rosją i dostaw wody z Dniepru. Po 2014 roku Ukraińcy zasypali kanał zaopatrujący w wodę Krym. Co warty jest Krym w upalne lato bez wody? Dlatego Rosjanie w pierwszym rzędzie opanowali tereny po ujście Dniepru. Po upadku Mariupola, morze Azowskie stanie się wewnętrznym rosyjskim morzem, a komunikacja będzie zabezpieczona. Zostało zabezpieczanie Ługańska i Doniecka, cel numer dwa. Trwa operacja liposukcji, czyli odkrojenia tyle tłuszczyku z ukraińskiego brzucha, wbitego w Rosje, ile się da. Może uda się z Charkowem? Kto wie? Zobaczymy, co będzie.
Car Rosji nie jest szaleńcem na skraju załamania nerkowego. Ani degeneratem, ani psychopatą. Robi to, co od tysięcy lat czynili inni przywódcy. Rosji, Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, czy usa, by nie sięgać w głąb czasu. Ile car Rosji Władimir Władimirowicz odkroi z Ukrainy tym razem? To się okaże. Czterdzieści dni to za mało. Na pewno weźmie i połknie tyle Ukrainy, ile tylko się da. Ukrainy, albo byłych rosyjskich ziem – nazwa zależy od okoliczności. Imperialne myślenie, było, jest i będzie. Mocniejszy może więcej. Nie tylko w polityce. Czy w zwyczajnym życiu jest inaczej? W szkolnej klasie? W pracy, gdzie szef pomiata podwładnymi? Dlaczego? Bo może. Czemu w polityce miałoby być inaczej? A że za to płacą zwykli ludzie? I co z tego? Kogo oni obchodzą.
Cała reszta to przymiotniki. Powódź, zalew, potop przymiotów. Tylko krew i łzy są prawdziwe. Czterdzieści dni. Dużo to i mało. Czas kwarantanny, czas oczyszczenia. Reszta przyjdzie sama.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.
Dla chcących więcej polecam książkę:
"Kto może być zebrą i inne historie"
wydawnictwo: e-bookowo
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości