Bielinski Bielinski
185
BLOG

Dżuma, czy cholera?

Bielinski Bielinski Społeczeństwo Obserwuj notkę 2

Mam już dość. Dość rozważań o tym, czy Rosjanie wejdą na Ukrainę, czy nie wejdą. Czy będzie wojna na wschodzie, czy nie będzie? I te ostrzeżenia że uderzą: dziś, albo juto, albo w środę, czy inny piątek. I analizy, jakie siły ma jedna strona, jakie druga. Analizy głębokie, głębsze, i jeszcze bardziej głębinowe, i ten mapy z narysowanymi strzałkami możliwych kierunków ataku wojsk rosyjskich na niewinnych Ukraińców. Nawiasem mówiąc jak także bawiłem się kiedyś rysowaniem strzałek na mapie. Zniszczyłem w ten sposób mój ulubiony atlas geograficzny, dzięki któremu przewędrowałem, palcem po mapie, cały ziemski świat. Ale miałem wtedy naście, dobrze mniej niż dwanaście lat. A tu dorośli ludzie, profesorowie oczywiście, czy emerytowani oficerowie, od pułkownika w górę, albo w dół, bo i emerytowanie sierżant także może się wypowiedzieć – czemu nie, mają tyle do powiedzenia, co inni - rysują strzałki na mapach, ostrzegają, przestrzegają i publikują oczekując chwały i uwielbienia – oto współczesne Nostradamusy, Wernyhory,  i Sybille razem wzięte. Mam także dość słowa: może. 

 Dodatkowo znienawidziłem szczerze polityków wszelkiej maści i krajów. Wychodzą z namaszczeniem, w nienagannych garniturach i starannie dobranych krawatach i gadają, i ględzą, i gadają i tokują upajając się własnym głosem i swą walką o utrzymanie pokoju! O zapobieżenie wojnie! O ratunek dla świata! A przynajmniej dla zachodu! Ciekawe, okazało się niespodzianie, że i nas liczą do zachodu. Kiedyś, za komuny, marzyło się o tym, by u nas było jak na zachodzie. Byśmy byli zachodem. A teraz nie wiadomo cieszyć się z tego, czy smucić, że w końcu nas przypisali na do tego zachodu… Zachodu, czy zasmrodu? Jak zwał, tak zwał. Politycy są w swoim żywiole. Czują się jak ryby w idzie. W końcu za to im płacą. Za gadanie: z sensem, czy bez sensu. Każdy z nich przecież marzy, by być jak Juliusza Cezar, Napoleon, choćby Winston Churchill. By i od nich zleżał los świata. Niech będzie Europy! Niechby i tej podlejszej i gorszej – wschodniej Europy. Gdzie białe niedźwiedzie chodzą po ulicach, a barbarzyńscy, wiecznie pijani tubylcy łowią, chwytają i smażą na rożnach ostatnich Żydów. Niechby i jakiejś tam Ukrainy. Nieważne. Byle zapisać się na kartach historii. Jeśli nie historii, to poczytnych gazet i portali internetowych. Starczy. Szczególnie, że niedługo wybory. Zawsze są, albo niedługo będą jakieś wybory.

 Obecne czasy to dla polityków jak darmowy wyszynk dla alkoholików. Marzenie nałogowca. Toteż dają z siebie wszystko. Począwszy od wyślizganego prezydenta najważniejszego kraju świata a skończywszy na pomniejszych prezydentach, premierach i tłumie poślednich ministrów, minister (rodzaj żeński) i ministrantów. Weźmy naszego pana prezydenta. Jego okrągłą buzię widać na okrągło: rano, w południe i wieczorem. A to się spotyka. A to udziela rad, lub to wysuwa inicjatywę. Ustawodawczą, żeby nie było. Zyskał drugie życia na końcówce drugiej i ostatniej kadencji. Powinien dać na mszę w intencji cara Rosji, sprawcy tego całego zamieszania. Właściwie to lubię naszego pana prezydenta. Oto spotkanie z korpusem oficerskim, dyplomatycznym, czy inna okazja. Wychodzi pan prezydent i powitania. Witam panią marszałek…, pana wicemarszałka tego, pana marszałka tamtego; potem biskup jeden, drugi, trzeci, po nazwisku, skrupulatnie; następnie premier, wicepremierzy, ministrowe. Przychodzi kolej na powitanie pomniejszych osobistości, drobiazgowo: imię, nazwisko i funkcja, nikogo nie pomijając, nikogo nie przeoczając. Według rangi i stanowiska: od góry do samego dołu. Dawniej mówili: szlachcic bez tytułu jak pies bez ogona. Tak gości wita pan prezydent. Powitawszy wszystkie, co znamienitsze persony, pan prezydent zwolna przechodzi do rzeczy.

 Albo podziękowania. Prawdziwe mistrzostwo świata, gdy nasz pan prezydent bierze się do podziękowań. Jak nasza ziemia długa i szeroka, nie znajdziesz drugiego prezydenta nawet jakiego bantustanu, czy innej republiki bankowej, którzy mają za co dziękować, co by tak ładnie i kwieciście umiał podziękować jak nasz pan prezydent! To pan prezydent. A mniejsza ranga? O pomniejszym drobiazgu politycznym: ministrach, posłach i posełkach (rodzaj żeński od poseł), tudzież europosłach i innych podsędkach, to nawet gadać szkoda. Nie wychodzą ze studiów rozmaitych stacji, tylko je zmieniać, i gadają, i przypuszczają i dyskutują, i mielą jęzorami, co im ślina na język przyniesie. A dziennikarze im wtórują podnieceni. Te nasze giganty medialnego intelektu, te wyrocznie moralne, te krynice wiedzy wszelkiej, szczególnie politycznej! Oni wiedzą wszystko co jest, co było, i co będzie. Zamiary cara Władimira Władimirowicza przeniknęli na wskroś. Tacy są mocni i wszystko wiedzący.

 Jedną rzecz warto zauważyć. Mianowicie pewną zgodność naszej kasy politycznej wobec ostatnich wydarzeń na wschodzie. Rzecz godna zauważenia, bo niezwykle rzadka pośród nienawidzących się szczerze i żrących się jak psy naszych polityków. A może to tylko przedstawienie? Po kłótni w studio politycy z różnych partii idą na przykład na wódkę? Chyba nie. Kiedyś tak było. Tak jest w innych, lepszych krajach, gdzie tamtejsi politycy kulturalnie wymieniają się poglądami przed kamerami, a za sceną stanowiskami, żonami, dziećmi, domami, czy partnerami. I gra muzyka, to jest w najlepsze gra melodia demokracji. Po katastrofie smoleńskiej to raczej wykluczone. A tutaj tak niespodziewana jedność wobec agresji strasznego cara Władimira Groźnego na niewinną jako lilija ukraińską krasawicę. W zasadzie od początku trzeciej erpe są u nas dwie partie. Pierwsza to partia postępowa, która bierze pieniądze i instrukcje z Berlina. Nazwy partii się zmieniają, kiedyś była unia, dziś platforma, ale istota ta sama. Nazwijmy ja partią niemiecką. Druga partia, też postępowa, o korzeniach w zaprzeszłym ustroju, nazywana często postkomunistyczną. Wzorem swoich ojców i dziadów, oglądają się na Moskową. Nazwy też się zmieniają, jak pory roku. Niestety, dla tych tzw. polityków niestety, chciała bieda, że Moskwa albo nie chce, albo nie może inwestować zbyt dużo w sprawdzonych współpracowników w priwislanskim kraju. Na pewno nie tyle, ile inwestuje Berlin w swoich kolaborantów. Bida i mizeria w tej partii lewicowej. Nazwijmy ja partią moskiewską.

Jeśli tak spojrzymy, to ostanie 30 lat niepodległej 3-iej erpe to walka miedzy partią niemiecką i moskiewską. Berlin nie szczędzi grosza, to jest euro nie szczędzi – ma z czego dawać, to trzeba przyznać – wskutek czego na początku tego wieku partia moskiewska została zepchnięta do defensywy, a nawet wypchnięta z parlamentu. Mieliśmy dwie kadencje rządów partii niemieckiej. I oszałamiające sukcesy rudego premiera, który z łaski Berlina później został nawet królem Europy! Kilka lat temu do stołu zasiadł trzeci gracz. Nowa partia, rzekomo prawicowa i konserwatywna, oskarżana jest gołosłownie i niesprawiedliwie o nacjonalizm i populizm. Partia ta jest w istocie głęboko socjalistyczna, a swe oparcie upatruje w Unii Europejskiej. Nieustannie i żarliwie wierzy w deszcz; nie deszcz, w powódź, w potop euro, jaki spuszczą nam z nieba wysocy, unijni komisarze na czele z germańską blond bestią, Ursulą, przewodniczącą. Zamiast euro, wysocy komisarze spuszczają się na nas zgoła inaczej, ale to partii rządzącej nie zraża. I nie umniejsza żarliwej wiary szefostwa owej partii w unię. Nazwijmy ją zatem partią brukselską. Blond Ursula jest na bezpośrednim łączu z Berlinem i nie kiwnie placem bez zgody kanclerza IV Rzeszy. W zasadzie partia brukselska to inne wydanie partii niemieckiej. Ale niech będzie, że to partia brukselska i konserwatywna, która rządzi u nas już drugą kadencję niosąc ideały GODNEGO życia i sprawiedliwości społecznej. I niepodległości, żeby było śmieszniej. Tu powstaje pytanie. Czy u nas, w Polsce, może powstać partia, która nie ogląda się na żadne zewnętrzna wsparcie? Powstać może, ale odnieś sukces wyborczy to chyba nie.

Cała ta nasza scena polityczna przypomina kabaret, lub teatrzyk. Kiedyś był taki teatrzyk Zielona Gęś. Książka Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, nawiasem mówiąc świetny poeta i satyryk. Jak piszą krytycy: absurdalny dowcip i groteskowe poczucie humoru. Pasuje jak ulał do współczesności. Teatrzyk Zielona Gęś, gdzie nic nie jest tym, czym się wydaje. Wracając do tematu. Nasza jakże podzielona scena polityczna: partia niemiecka, moskiewska i partia brukselska, tym razem mówią (prawie) jednym głosem zionąc oburzeniem na cara Wszechrusi, boskiego Władimira. Ah, jakie on ma ciało! Mimo wieku, jak młody bóg! Chyba udzielił mi się ten absurdalny i groteskowy humor Ildefonsa. Nawet partia moskiewska nie wyłamuje się ze zgodnego chóru potępienia. Co może świadczyć, że Moskwa całkiem zakręciła kurek z pieniędzmi. Nawet postkomuniści mają swój homar. Dają dupy, sprzedają się, owszem, ale nie za darmo. Nie są szmatami..

No i tak to się toczy kakofonia oburzenia, potop potępienia, huragan oskarżeń, tsunami ostrzeżeń… etc, etc., etc. Nie tylko u nas, ale w Europie i u Anglosasów. A carowi Wszechrusi Władimirowi Władimirowiczowi to lata i powiewa. I tak zrobi to, co sam będzie uważał za słuszne: dla siebie, dla Rosji, dla imperium. Wie, że ani prezydent usa, ani żaden z wielkich, nie rozpocznie wojny nuklearnej po to, by Charków pozostał ukraińskim miastem. I mnie też to lata. Kiedyś było polskie miasta Wilno i Lwów. W Wilnie praktycznie nie było Litwinow, we Lwowie Ukraińcy stanowili małą mniejszość. Józef Stalin i F. D. Roosevelt, 32 prezydent usa, orzekli, że słuszne jest i sprawiedliwe, aby Wilno i Lwów przyłączyć do ZSRR. Stalin zadecydował, żeby Wilno włączyć do Litewskiej SRR, zaś Lwów do Ukraińskiej SRR. I co? Nikogo to nie obchodziło. Nikogo na zasmrodzie, ani w usa, czy Kanadzie. U nas obchodziło, jak najbardziej. Dalej, niejaki Nikita Chruszczow, gensek KPZR, zadecydował żeby Krym przyłączyć do Ukraińskiej SRR. Dlaczego? Chruszczow był sekretarzem Ukraińskiej części KPZR, i lubił Ukraińską SRR. Poza tym nikt nie sądził, żeby to miało jakiekolwiek znaczenie, czy Krym będzie częścią Rosyjskiej SRR, czy Ukraińskiej SRR. Podobnie u nas Gierek, gensek PZPR, orzekł, że ma być 49 województw, i że na przykład Krosno będzie województwem, czy Słupsk.

Gdy Związek Sowiecki rozpadł się a byłe sowieckie republiki zyskały niepodległość, granice republik radzieckich stały się granicami państw. I powstał rzeczywisty problem. To nie jest tak, że Ukraina ma 100 % racji, car Rusi żadnej. Na Ukrainie, szczególnie wschodniej zadnieprzańskiej wielu ludzi nie wie, czy raczej nie mówi otwarcie kim się czują. Gdy rządzi Ukraina mówią, że są Ukraińcami, gdy rządzi Rosja są Rosjanami. Kilka lat temu najpopularniejsze kanały telewizyjnie na Ukrainie to były kanały telewizji rosyjskiej. Dziś Ukraińcy pewnie je wyłączyli. Ukraina prowadzi ukrytą, ale systematyczną politykę asymilacji mniejszości rosyjskiej, czy węgierskiej, i polskiej także. Węgierki rząd słusznie protestuje. Nasz rząd, jak zawsze, ani piśnie, poświęcając polską mniejszość w imię rzekomego sojuszu. Rzekomego, bo dla rządu Ukrainy partnerem na zachodzie są Niemcy, i z przyjemnością wbiją nam nóż w plecy, gdy tylko nadarzy się sposobność. W końcu Przemyśl i Sanok to także ukraińskie miasta! Jesteśmy sojusznikami z konieczności, z powodu zdrady Niemiec, dla których z kolei najważniejszym sojusznikiem jest Rosja. Taki zabawny kontredans. Polska do Ukrainy, Ukraina do Niemiec, Niemcy do Rosji, a Rosja do Ukrainy. Tu koło się zamyka.

Dlaczego nie boję się Rosji i śmieję się z naszych czarnowidzów? Bo Rosja to ledwie 11 gospodarka świata (dane za ubiegły, 2021 rok). Największy kraj, niezmierzone bogactwa naturalne i PKB (produkt krajowy brutto), ledwie nieco większy od Brazylii (12), Australii (13), czy Hiszpanii (14). Sporo mniejszy od 10-tej Korei Południowej. Na kogo napadnie Brazylia? Komu zagraża Australia? Jakie imperialne ambicje na Korea Południowa? Rosji stoi na gazie i ropie i jej siła zależy od wahań cen tych surowców. Rosja to kolos na glinianych nogach, jej gospodarka to kpina, co wyklucza ekspansję na większą skalę. Jakaś drobna agresja na Ukrainie. Tyle, to to górna granica możliwości Rosji. Nie róbmy demona z wydmuszki. I bądźmy sprawiedliwi.

Jeśli wstrętny jest car Władimir Władimirowicz z jego uwielbieniem do Józefa Stalina i pragnieniem odbudowy sowieckiego imperium, to równie, jeśli nie bardziej, obrzydliwi i odrażający są Ukraińcy stawiający pomniki Banderze – ideologowi wyrzynania obcych, czyli nie Ukraińców - i Szuchewyczowi – dowódcy Ukraińskiej Powstańczej Armii - który razem z swoimi bojcami z UPA te ohydne idee sprawdził w życie. Kilkaset tysięcy wymordowanych Żydów i Polaków przez bojców, rezunów z UPA! Współczesnych ukraińskich bohaterów, którym jak Ukraina długa i szeroka stawia się pomniki! Wymordowanych bestialsko, często w najgorszy, najokrutniejszy sposób. Czy ich krew i cierpienia nic już nie znaczą? Nie wolno już o tym wspominać? Kilka dni temu w Kijowie odbyła się wielka manifestacja. Było mnóstwo ukraińskich, niebiesko żółtych flag oraz dużo czerwono czarnych flag UPA. I nikt w polskich mediach ani tego nie zauważył, ani nie skomentował. Takie mamy wolne, niezależne media.

Jeśli Rosja to dżuma, to Ukraina to cholera. Jaki wybór? Miedzy dżumą a cholerą? Czy wybuchnie wojna? Czy Rosja zaatakuje? Wejdą, czy nie wejdą? Czy Ukraina się obroni? Kto ma rację? Charków, czy Krym równie dobrze może być rosyjskie jak ukraińskie. Jak zawsze siła zadecyduje, czyj jest Charków, czyj Krym. Czyja jest Jerozolima. Czyj jest Lwów, czy Wilno. Tylko siła. Reszta to puste gadanie. Dżuma, czy cholera? Na szczęście to daleko. Ani rakiety, ani bomby raczej do nas nie dolecą. Niech się biją, niech się tłuką, niech walczą zajadle, do ostatniego żołnierza. Ani dżuma, ani cholera. Nie mój wybór. Nie moja sprawa, ani nie moja wojna. Nic mnie to nie obchodzi. 


  Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.


Bielinski
O mnie Bielinski

Dla chcących więcej polecam książkę: "Kto może być zebrą i inne historie" wydawnictwo: e-bookowo

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo