Zamilkłem, zmęczony tumultem wokół sądów. Veto prezydenta przecięło kwestię konstytucyjności. Wszystko jest możliwe w reformie sądownictwa, powiedział Andrzej Duda, ale nie to, żeby prokurator generalny - minister sprawiedliwości dawał dobry początek. Na inicjowanie głębokiej zmiany w wymiarze sprawiedliwości mandat mają parlament i/lub prezydent.
Spróbujmy zdefiniować obecny impas. Prawo musi określić, gdzie kończy się niezawisłość i niezależność sędziów. Dzisiaj próbują oni udowodnić, że najlepiej ocenić siebie mogą tylko oni sami. Mówią to bez wielkiej wiary, ale autorytatywnie. A przecież już dawno temu przyjęto, że nie tylko lekarze mogą wypowiadać się o błędach lekarskich czy architekci o własnych pomyłkach projektowych. Kierowcy - nawet zawodowi - w pewnych sytuacjach tracą prawo jazdy. Tylko sędziowie mogą czuć się bezkarni, choćby byli stronniczy, niekompetentni, czy wręcz ignorowali wartości konstytucyjne. Niezawisłość może dziś kryć wszystko.
Ustawy o KRS i SN powinny zatem precyzyjnie wymieniać przypadki, w których na wniosek ministra lub mocą oczywistych faktów sędzia będzie tracił prawo sądzenia. Kiedy i dlaczego? Wtedy, gdy wykaże się konformizmem czy nieuczciwością. Nieuczciwością? Tak, skoro ma być poza wszelkim podejrzeniem, musi być jasne, skąd ma majątek, który deklaruje. I to nie jest zamach na jego prywatność, lecz oczywista zasada transparentności władzy.
Jeśli chcemy bronić zasad, zadajmy sobie trud ich ustawowego zdefiniowania.
Czesław Bielecki
Inne tematy w dziale Społeczeństwo