Z lekka ekscentryczna grupa „Cokolwieczek” działała w połowie lat siedemdziesiątych. Grupa organizowała spotkania artystyczne w różnych dziwnych miejscach. Pewnego wiosennego dnia zwieziono wielkie i grube rury w pobliże stacji kolejowej. Grupa „Cokolwieczek” zorganizowała natychmiast spotkanie artystyczne w jednej z takich rur. Że spotkania grupy odbywały się w kanałach pod Mielcem, to byłoby za mocno powiedziane, ale coś było na rzeczy!
Spotkania grupy przeważnie odbywały się u Biculewicza. W kwestii spotkań – taki był punkt podstawowy i zasadniczy. Czasami spotkania odbywały się także u państwa Pakułów. Córka szefa pilotów, z którą Biculewicz trochę romansował, potem poszła w politykę na piernaty poselskie.
A co do rur, to następnej wiosny zniknęły. Posłużyły do budowy wiaduktu. Wiadukt stoi do dzisiaj. Nawet wszechobecni szpiedzy piszący skrupulatne sprawozdania nie wiedzą już dzisiaj, w której z tych rur odbyło się przed laty czterdziestu kilku genialne spotkanie młodych artystów.
Ważne jest, że wiadukt stoi: w tym samym miejscu, w którym go zbudowano. Nie zawalił się. Nie przesunął się. Nie spłonął. Wszystkie filary – na których go postawiono – milczą grzecznie i lojalnie.
16.04.2019.
Inne tematy w dziale Rozmaitości