Na emigrację postanowiliśmy się wybrać w lutym 2006 roku.
Po demokratycznym głosowaniu 4 głosy za!! Cała rodzina zgodna w swoim wyborze ! Zacząłem przygotowania . Ustaliliśmy, że najlepiej jest pojechać tam gdzie jest ciepło +25 oC i nie mniej i nie więcej!!!
Postanowiliśmy wybrać wolność w pogodzie , duchu , miłości i …spokoju. Kolega odwiózł nas na lotnisko w Okęciu z bagażem 5 potężnych walizek. Podniecające oczekiwanie na odprawę upływało po woli . Żegnaliśmy się przez telefon z rodziną i znajomymi. Wszyscy jakoś zazdrosnym zdziwieniem podziwiali nas życząc nieszczerze powodzenia.
Nasza determinacja była pełna. Lecimy ………………. . Podniecenie sięgało zenitu. Po odprawie nastąpiło nerwowe oczekiwanie na wejście do samolotu. Wiedzieliśmy dokąd lecimy i co na nas czeka. Przyznam, że to jest rozkoszne uczucie ! Po 5 godzinach lotu dolecieliśmy nad rozmigotaną światłami zaspaną Tenerife. Syn wysiadł razem z nami na wyspę , rozejrzał się i łapiąc głęboki oddech uśmiechnął się . Spokojnie przeszliśmy do odprawy. Po 5 godzinach i 30 minutach byliśmy w nowej Ojczyźnie Wolności . Było bajkowo. Ciepły i słoneczny poranek w lutym potwierdził nasze marzenia ! To Tu! Poszedłem na parking i zacząłem poszukiwania naszego samochodu . Jest …znalazłem naszego citroena . Zapakowaliśmy walizki i ruszyliśmy w drogę do Pureto de la Cruz.
Poranne słońce rozświetliło Ocean i całą wyspę. Było ciepło i spokojnie ....
Nagle syn zadał nam pytanie : Tato czy to już jest raj? Tak – odparłem. Żona jak to kobieta – rozpłakała się z tego wszystkiego. No cóż się dziwić . Kryształowo czyste powietrze , strzeliste palmy , ciepło co należy się jak czyste powietrze i cisza przerywana czasem hukiem startującego samolotu. Jedziemy do DOMU autostradą oceanu słońca .
Po godzinie jazdy autostradą dotarliśmy do Puerto de la Cruz . Miasto rankiem o godzinie 7.00 było puste, ciche i senne . Jakby spokojnie nas wyczekiwało … . Zaparkowałem przed domem i zaprowadziłem swoich marzycieli do apartamentu. W środku pachniało pinią i lśniło czystością . Z tarasu spoglądały na nas Ocean Atlantycki i ośnieżona El Theide . Ale cóż – widok przygotowanych do snu łóżek sprawił , że wpadliśmy w nie na wiele godzin .
Nie mogłem jednak spać długo. Wstałem kilka minut po 14.00 i pełen dziwnego podniecania wyszedłem z domu wczesnym popołudniem na miasto. Obszedłem okoliczne uliczki aby upewnić się , że rzeczywistość spełnia moje marzenia. Jestem tu! Na zawsze ... . Ciepło otoczenia wypływało z samej natury miejsca, osobowości tubylców i łagodnego klimatu . Czułem się jak na ogromnym statku , który płynie w bezmiarze Oceanu jakby stojąc w miejscu. Wróciwszy do domu nagle zapragnąłem podzielić się swoją pewnością z domownikami .... chciałem im powiedzieć – jesteśmy TU! Ale oni po prostu spali jak El Theide – mrucząc swoje marzenia.
Przygotowałem w kuchni .....po cichu ....kawę i herbatę dla moich marzycieli .
Poranek okazał się być późnym południem … słoneczny , ciepły i pełny kolorowych obrazów z tarasu. Z prawej strony błękitno szary Ocean Atlantycki był już obudzony i kłębił się do czarnych brzegów wyspy. Na wprost, nad pasmem gór wznosił się srebrno-biały szczyt El Theide. Ogrodnik podlewał na dole palmy, krzewy, kwiaty i porządkował okolicę . Zaparzyłem kawę i przysiadłem na tarasie. O czternastej zaczynała się pora sjesty . Zapełniały się okoliczne restauracje i bary . Reszta domowych śpiochów wykluła się po 16.00 z łóżek zaczynając nerwowo oglądać najpierw dom potem widoki z tarasu. Podziwiali ocean i ośnieżoną El Theidę. Długo krzątali się po mieszkaniu, myli ubierali i pili kawę .
Nowi „Kanaryjczycy „ nie znali okolicy. Tylko najstarszy syn pomagał mi we wyszukiwaniu naszego nowego miejsca zamieszkania – niestety dziś go nie było z nami. On znał zarówno dom jak i całe otoczenie.
Postanowiliśmy udać się na długi spacer do miasta. Spadaliśmy jak piłeczki pingpongowe po schodach wprost do oceanu . Łatwo nam to poszło … aż zatrzymaliśmy się przy Lago Martianez . Wprost przy oceanie zespół kąpieliskowy składający się z kilku basenów napełnionych słoną wodą morską , o tej porze roku w połowie otoczone płotami i w trakcie remontu . Przylegająca do oceanu Avenida de Colón napełniona turystami po same brzegi tętniła pełnią życia . Ekskluzywne restauracje z tarasami i ogródkami kusiły nas głodnych i spragnionych . Sklepy pełne urokliwych pamiątek wylewały swoje towary na deptak wprost pod nogi turystów. Tak pełni podziwu dla handlowców przemaszerowaliśmy przez Calle de Quintana wprost na Plac Bagnisty – czyli Plaza del Charco. Tam głodni dostatecznie zasiedliśmy w ogródku restauracji Riccardo – hiszpańskiej z włoska nutą . Plac jak zwykle o tej porze tętnił pełnią życia . Dzieci z pełnym oddaniem brykały po placu zabaw specjalnie zorganizowanym w centrum tak, żeby zawsze były na oku opiekunów. Nie dłużył im się czas oczekiwania na podanie posiłku w restauracji. Mnie też się nie dłużył …bo natychmiast dostałem Perroni – piwo jak w Rzymie , wprawdzie następne piwa to już były rodzime kanaryjskie - La Dorada … doskonałe polecam. Perroni - to była chyba jedyna nuta włoska poza posiłkami. Jako miłośnicy Italii i jej kuchni zamówiliśmy spaghetti i pizzę . Postanowiliśmy nie ryzykować ponieważ za dwa dni czekała nas uczta Kanaryjska z…. paella (ryż z szafranem przyrządzany z kurczakiem, królikiem lub owocami morza – w tym ostatnim wypadku najsmaczniejszy), tortilla, gazpacho (chłodnik na bazie pomidorów, zwykle podawany tylko latem), różne sopas …. we wydaniu Dominga - szefa kuchni hotelu El Tope – El Tope jest też nazwą dzielnicy w której mieszkaliśmy. Domingo jest prawdziwym niebieskookim Guanczem , wysokim, przystojnym o siwych włosach, silnym mężczyzną - bardzo różnym od niskich „nowych Kanaryjczyków” o ciemnej karnacji czyli Hiszpanów . W końcu zdążyliśmy jednak na wieczorny zachód słońca nad oceanem . Kiedy dotarliśmy na plażę była godzina 20.00 i widzieliśmy jak okrągły złocisty słoneczny naleśnik zanurza się w bezmiarze oceanu – bezgłośnie… . Zamalował cały horyzont tęczowymi barwami a woda zmieniała swe barwy z kanarkowej do żółtej , pomarańczowej aż do szarego zmroku. Ocean mruczał groźnie wdzierając się na plażę. I pomyśleć , że to ma być zimowy luty ….. Ula z Julkiem podziwiali widoki i całą okolicę . Przyszło nam wracać do domu nocą i do tego pod górkę... . To bardzo dobra pora na poznanie miasta w porze jego ożywienia . Pogubiłem się we wąskich uliczkach i trochę błądząc z trudem dotarliśmy do Plaza del Charco . Aaa tam dopiero się działo ! Wszystkie ogródki w restauracjach wypełnione po brzegi a w środku chmara dzieciaków bawiąca na palcu zabaw się w rytmie grającej przy barze orkiestry.
Od razu zadałem sobie pytanie : Jak ci ludzie mieszkają w okolicznych domach ? Kiedy śpią ? W końcu rano trzeba iść do pracy .... Odpowiedź przyszła - kilka miesięcy później. Dziś jednak czekała nas cudowna noc z dobrą zabawą i tańcami. Julek zaś szlifował zjeżdżalnie i skakał po przeszkodach. Do domu dotarliśmy około północy bardzo zmęczeni i szczęśliwi.
Kolejnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę samochodem . Koniecznie chciałem przypomnieć sobie ledwo poznane trasy przejazdu do różnych miejsc Puerto de la Cruz .
Jestem pełen podziwu dla kanaryjskich kierowców. Kiedy ktoś zatrzyma się na chodniku przed przejściem dla pieszych i zapomni na chwilę w pogawędce z koleżanką to spowoduje korek na ulicy... samochody zatrzymują się przed pasami i czekają ustępując miejsca dla pieszych a o jeździe po piętach - tak modnej w Polsce - nie ma mowy!
19-08-08r
Kanaryjczycy mieszkający na Tenerife są także... góralami . Tak tak ... Najwyższa góra w Hiszpanii znajduje się właśnie tutaj – El Theide - ponad 3700 metrów wysokości npm. Oczywiście Wyspy Kanaryjskie trudno jest geograficznie zaliczyć do Hiszpanii czy nawet Europy. To jest zwyczajnie Afryka. Aczkolwiek klimatycznie nie pasuje do żadnego regionu na świecie. Klimat Wysp jest po prostu niezwykły unikalny i wyjątkowy. Zaryzykuję stwierdzenie, że jedyny na Ziemi. Chłodne prądy powietrzne wiejące z północy doskonale eliminują ciepłe wiatry z Afryki i południowego Atlantyku. Tak też mamy tu przez 12 miesięcy w roku łagodną temperaturę w granicach 25 oC i wahania w dzień są znikome od 5 do 7 oC w górę lub w dół . Natomiast w nocy najniższe temperatury to około 14 oC zaś niższe to około 9- 12 o C ale to dotyczy wyższych partii gór gdzieś na wysokości ponad 900 m npm. Mieszka tam zdecydowanie mniej Kanaryczyków. Oczywiście na wysokości ponad 2500 metrów w drodze na wulkaniczną El Theidę może być zdecydowanie poniżej 0oC . Można spokojnie wybrać się na narty – POWAŻNIE!!! - ale tylko w okresie zimowym bowiem latem topnieją resztki śniegu . Bywa też, że jak jest ciepła „zima” po prostu nie ma śniegu na El Theide albo pokaże się tylko na kilka dni .
Kanaryjczycy doskonale posiedli sztukę poruszania się autem po górach .Wspinają się szybko i sprawnie zarówno olbrzymimi Jeepami z napędem na 4 koła jak też maleńkimi citroenami lub renówkami . Jednoznacznie trzeba stwierdzić, że to dobrzy, uczynni i spokojni kierowcy. Zapewne pomaga im w tym „maniana” - czyli jak nie zrobisz czegoś dziś możesz to zrobić jutro albo całkiem później .....
La Paz – spokój – dzielnica w Puerto de la Cruz pełna przepięknych domów i luksusowych sklepów . Przy Cerretera del Botanico znajduje się najlepszy i najdroższy Hotel El Botanico .
Nocował w nim między innymi Michel Jackson i król Hiszpanii oraz wiele innych osobistości naszego Świata. Hotel otoczony kręgiem soczystej zieleni i olbrzymich drzew palmowych faktycznie sprawia wrażenie „botaniczne” .
07-09-2008
Droga na EL Theidę (najwyższy szczyt w Hiszpanii – po prawdzie w rejonie Afryki ponad 3700 mnpm ) wiedzie przez La Orotavę . Oczywiście można też zacząć podróż od La Laguna przez La Esperanza – wszystko zależy skąd zaczynamy naszą podróż ... My zaczynaliśmy z Puerto de la Cruz. Każda trasa jest ciekawsza od drugiej. Dobrze jest wspinać się tam sprawnym autem – na to wystarczy taki nawet mały Citroen Saxo(wynajem – tylko 19 Euro dziennie) . Należy pamiętać o częstych postojach nie tyle z uwagi na auto co na bezcenne widoki , które grzechem byłoby pominąć i spokojnie „skonsumować” gdyż droga powrotna jest najbardziej dla naszego autka uciążliwa z uwagi na konieczność ciągłego hamowania....
Jadąc od strony La Laguny możemy zwiedzić obserwatorium astronomiczne na wysokości około 2300 m npm . My jechaliśmy w pochmurny dzień . Taki jest najlepszy na tą podróż .
Dni słoneczne odradzam zdecydowanie!!!!!!!!!
Oczywiście nie polecam też okresu zimowego – styczeń – luty- możemy się natknąć na śnieg i lód we wyższych partiach gór.
Wspinamy się wolno 40 – 60 km/godz. Prawdziwa wspinaczka zaczyna się od Aguamansa (jadąc od La Orottawy) na wysokości około 1300 m npm. Bermeja na wysokości 1400 m ugościła nas prawdziwym mgielnym mlekiem . Dobrze, że wcześniej zatrzymaliśmy się na jednym z kilku punktów „widokowych „ na odpoczynek . Wprawdzie nic z nich nie było widać poza mgłą ale przydała się chwila wytchnienia w kluczeniu po ostrych zakrętach górskich dróg. Najlepsze było przed nami . Bardzo gęsty las i mgła – po prostu wjechaliśmy w chmurę .... To było niesamowite, jak spoza mgły wyłaniały się kosmiczne widoki. W końcu wyjechaliśmy do słońca. Przystanęliśmy w Bethencourt - jednym z najlepszych tarasów widokowych – gdzie dech w piersi zapiera widok w dole na kłębiące się srebrno-białe chmury a w górze zaś widzimy olbrzymi wulkaniczny iście księżycowy kopiec El Theide z typowo skalno-kamienistym krajobrazem – wokół nas strzelają w górę kanaryjskie sosny wysokie na 100 metrów. Ostre słońce bez żadnej osłony niemal wypalało nam oczy. Na parkingu spokojnie można obejrzeć fotomapy opisujące okolicę .
Ula filmowała z właściwym sobie zacięciem wszystko dookoła. Michał robił zdjęcia a Julek podziwiał .... krzycząc co chwila :
-Mama zobacz w górę...a sfilmowałaś te chmury?
Nagle odezwał się do nas po polsku mężczyzna :
Jesteście Polkami ?
Tak ! - odparłem
A co tu robicie ? - zapytał
Jak to co ? Mieszkamy ... - odparłem .
A skąd jesteście ?
Ja na to – z Puerto de la Cruz
Noooo nie . Skąd z Polski – pytał dalej
Nie ważne – dziś mieszkamy w Puerto de la Cruz – odkrzyczałem mu z daleka .
Nie wytrzymał – przybiegł do nas – i pyta dalej...
A co tu robicie ?
No mieszkamy – odparłem
Jak to mieszkacie a co tu można robić na tej wyspie?
Można bajkowo mieszkać – odpowiedziałem zirytowany idiotycznym pytaniem.
A gdzie mieszkacie – znowu pyta jak by nie słyszał albo nie uwierzył .
Już mówiłem Panu – w Puerto de la Cruz – trochę niżej nad Oceanem Atlantyckim . A co tu można robić – pytał bezustannie ....
Panie.... mieszkać i pracować i cieszyć się życiem, słońcem i oceanem i górami i zimą – to chyba proste – powiedziałem już mocno zirytowany jego natręctwem.
Szybko zagoniłem rodzinkę do auta żeby już się od niego uwolnić i pojechaliśmy wyżej.
A wyżej było już tylko bardziej księżycowo . Skończyły się lasy i zaczęły „Gwiezdne wojny”.
El Portillo – ostatnia przystań przed typowo pustynno-księżycowym krajobrazem – na wysokości 2165 m npm. Restauracja ostatnia z grilem i cywilizacją przed drogą do kolejki linowej. Wspinaczka samochodem na poziom 2314 m kończy się i dalej można pojechać kolejką linową – czyli około 1400 m pokonujemy na leniucha. Oczywiście kto chce może na nogach....wprost do krateru dojść – można podobno. Polecam dla fachowców.
Wyspy Kanaryjskie nie należą do najtańszych miejsc turystycznych. Mają swoją wartość. Skąpcy muszą jechać do Tunezji, Turcji albo Egiptu nie poznając uroków wyspiarskiej Afryki i jak dobrze przypuszczam jedynego na Ziemi idealnego klimatu dla człowieka.. Zresztą latem trudno jest dostrzec uroki Teneryfy – tam powinno się lecieć zimą. Kompletnie nie rozumiem ludzi co wyjeżdżają do Włoch, Hiszpanii lub Grecji w lipcu .... Kompletnie poroniony pomysł. Opowiadają mi po tym - jak chłodny wiatr wiał od morza i nie czuli, że jest 40 oC w cieniu!
Gdybym tego nie przeżył – może bym uwierzył.... Siedzenie na zamkniętej i chronionej hotelowej plaży w Egipcie – wypad pod eskortą wojska do piramid w Gizie jest naprawdę żenujący.
Ale wracajmy na spokojną Tenerife... do Puerto de la Cruz. Tygodniowy pobyt nie wystarczy aby poznać to turystyczno-rybackie miasteczko i zasmakować atmosfery wyspiarskiego życia.
Codzienność jest tu wyznaczana rytmem „maniana” – co oznacza dla Kanaryjczyków ich własną wolność i jest zarazem wyrazem właściwej im kultury. Oczywiście w małym stopniu to dotyczy turystów. Aby to zauważyć trzeba tu pomieszkać trochę dłużej.
Maniana – oznacza wprost – Jutro ... ale ma też ukryte podteksty . Może określać „nie teraz” albo „bliżej nie określoną przyszłość” czy też „nie chcę z Tobą rozmawiać „ o innych znaczeniach nie wypada mi pisać. Codziennie rano w porcie można zakupić świeże ryby i owoce morza prawie wprost z łodzi rybackiej. Na nabrzeżu nieopodal Plaza del Charco (Plac bagnisty ) przy c. La Marina - stoją specjalne stoły na których rybacy wykładają owoce swoich połowów. Handlują tam od godziny 6 - do 9 rano .
Restauracjom w Puerto de la Cruz spokojnie można by poświęcić całą książkę – tak jak to przystało na miejscowość turystyczną i zarazem wyjątkową. Ja napisze tylko kilka zdań . Radzę wchodzić do tych gdzie jest dużo klientów i omijać chińskie. Najlepsze są typowo kanaryjskie lub włoskie. Chińskie zaś świecą pustkami ze swej zasady – one nie potrzebują klientów – one potrzebują tylko być .... i o dziwo są od wielu lat puste zawsze w tym samym miejscu. Polecam restauracje przy Paseo de San Telmo wydłubaną w klifie dosłownie nad samym Oceanem . Najpierw trzeba zejść nad ocean a potem po chodach wchodzimy do niej . Można przysiąść na tarasie i wsłuchiwać się w głośny szum Atlantyku – grozi to lekką mokrą bryzą – ale ma wyjątkowy urok . Można też wejść do słabo oświetlonej sali . Karta dań jest pełna wrażeń dla podniebienia w kilku językach świata chyba nawet po rosyjsku i norwesku . Wieczorem posłuchamy w tym miejscu - tylko nieco niżej po schodach na wysokości oceanu - koncertu starszych panów – około ośmiu z gitarami i śpiewających chórem. Spokojnie wystarczy na kilka piw albo butelkę wina . Paseo de San Telmo, c. de Quintana, i Plaza del Charco tworzą nie powtarzalny klimat w Puerto de la Cruz . Są wyjątkowymi miejscami z duszą, która tu tętni od niedawna – może od 50 lat – ale jest to wystarczająco dużo .... Murzynki z Afryki zakręcające warkoczyki , artyści rodem z „mam talent - TVN” zabawiają gości niemal cały wieczór wprost na deptaku . Bryluje w tym Awenina de Colón, która znajduje się tuż przy Lago Martianez i wis a wis najbogatszych hoteli. Wieczorne przedstawienia zaczynają się od godziny 21.00. To właśnie tu przy Playa Martianez przed zmierzchem - lądują lotniarze po kilkugodzinnym wiszeniu w powietrzu – tak .... warunki klimatyczne pozwalają fruwać tu .....nawet pól dnia w powietrzu po wystartowaniu z Icod El Alto górującego nad Los Realechos .
Loro Parque ( Park Papugi) – cel każdej wycieczki na Tenerife - jest również wyjątkowym miejscem na Świecie. Jeżeli nie zawiozą Was tam wycieczką zorganizowaną możecie pojechać darmową kolejką z Plaza Reyes Catolicos z ronda przy Mc Donalds - tu właśnie zaczyna się Avenida de Colón i Paseo de San Telmo . Park Papugi jest jednym z najciekawszych miejsc na Świecie , które jak mniemam po prostu należy zwiedzić . Napiszę Wam szczerze .... nigdy nie myślałem , że mieszkając na takiej małej wyspie będę miał tyle do zwiedzania i oglądania . Ale zapewniam , że warto poświęcić choćby jeden miesiąc (idealnie jest rok albo więcej ) a nie pożałujecie żadnej godziny.
Życie gospodarcze na Tenerife toczy się głównie wokół usług dla turystów i tubylców . Toczy się spokojnie i powoli w rytmie „maniana” . Czego nie zrobisz dziś ...zawsze możesz zrobić jutro. Kanaryjczycy nie rozumieją i nie stosują asertywności . Zastępują to określeniem „maniana” . W końcu za którymś razem obcokrajowiec połapie się i przestanie im zawracać głowę . Sami jakoś dochodzą w dziwny sposób do celu w swoich interesach i kraina rozwija się spokojnie i powoli . Budują domy domki i kompleksy wypoczynkowe , prowadzą restauracje i bary sklepy i sklepiki . Polak myśli, że takie działanie w spokoju nie jest skuteczne lub możliwe. Sądzę , że słońce ma tu wiele do powiedzenia – tak właśnie ono – daje im spokój ducha i myśli oraz wiarę we własne siły -o doskonałym winie wspomnę dalej... . My z północy świata jesteśmy ograniczeni przez zimę i śnieg. Kurczymy się w swoich marzeniach, uczuciach i działaniach jak metal .
Na początku miałem spore problemy z orientacją w terenie miasta z uwagi na górzysty teren i brak wyraźnych punktów odniesienia podczas jazdy samochodem . Ciąg dalszy tu nie nastąpi - czekajcie na wydanie książki.... ale nie wiem kiedy .
Rodzina jest sensem mojego życia. Miłuj bliźniego swego jak siebie samego. Nie czyń bliźniemu tego co tobie nie miłe. Nie ważne skąd przychodzisz - ważne dokąd zmierzasz...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości