W jednej z codziennych gazet znalazł się krótki tekst o rozbudowie boiska w miejscu w którym przed wojną znajdował się żydowski cmentarz w małym miasteczku zwanym Biłgorajem i o kontrowersjach z tym związanych. Dziś jest to teren szkolny w środku miasta. Cmentarz w czasie wojny został zniszczony przez Niemców i nie ma po nim śladu, nic o nim nie mówi również plan zagospodarowania przestrzennego. W latach osiemdziesiątych na części tego terenu wybudowano salę gimnastyczną. Starostwo Powiatowe na kolejnym fragmencie rozpoczęło budowę nowoczesnego boiska. Burmistrz miasta Janusz Rosłan miał w tej sprawie inne zdanie niż starosta. Protestowała również Fundacja Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego, Biłgorajskie Stowarzyszenie Kulturalne im. Izaaka Singera i naczelny rabin Polski Michael Schudrich.
W zasadzie nic nadzwyczajnego, spór jakie się zdarzają, o którym można dyskutować i przy dobrej woli rozwiązać. Ponieważ pod tekstem znajdował się e-mail postanowiłem napisać do gazety. Wyjaśniłem, że w Biłgoraju znajduje się ładnie odnowiony i zagospodarowany kirkut żydowski (który można znaleźć na internetowej witrynie miasta) i że być może rozwiązaniem byłoby ekshumowanie i przeniesienie szczątków na ów kirkut, z poszanowaniem praw i zwyczajów. Otrzymałem odpowiedź, że to bardzo trudna i kontrowersyjna sprawa ponieważ ekshumacja żydowskich szczątków jest możliwa tylko w wypadku powodzi lub przenosin do Ziemi Świętej.
Kilka dni później ta sama gazeta zamieściła informację, że inwestycja ominie miejsce w którym mieścił się stary kirkut żydowski, a na stronie Stowarzyszenia Singerowskiego, które organizuje różne imprezy upamiętniające historię biłgorajskich Żydów i Izaaka Singera, można przeczytać: „Po niewielkich korektach planów zabudowy oraz zobowiązaniu się do upamiętnienia miejsca poprzez postawienie tablicy pamiątkowej uznano, że osiągnięto porozumienie.” Czyli znaleziono zadowalające rozwiązanie.
Wbrew pozorom mój tekst nie jest o dziedzictwie żydowskim, ani o problemach z kirkutami. W ogóle ich nie dotyczy. To tylko wprowadzenie do zasadniczej części, która poniżej.
W pierwszej notatce opublikowanej przez gazetę zamieszczono wypowiedź członka zarządu Biłgorajskiego Stowarzyszenia Kulturalnego im. Izaaka Singera pana Artura Bary. Był to dla mnie pewien zgrzyt, ale nie ze względu na to co pan Artur Bara mówił, a ze względu na przeszłość pana Artura Bary. Pan Artur Bara w czasach PRLu był funkcjonariuszem SB. Po upadku komunizmu założył firmę ochroniarską i ochraniał wiele okolicznych przedsiębiorstw, w tym firmę pana Janusza Palikota „Ambra”, produkującą niedrogie wina, acz nie te najtańsze. Dziś pan Artur Bara jest skarbnikiem Stowarzyszenia Singerowskiego, i to pan Artur Bara wypowiadał się dla prasy i rozmawiał z Michaelem Schudrichem na ten temat. We władzach Stowarzyszenie jest też Henryk Wujec, a prezesem Paweł Śpiewak. Jeszcze niedawno na stronie Stowarzyszenia znajdowało się zdanie, że „Duchowo całe przedsięwzięcie wspiera Jezuita ojciec Wacław Oszajca, podporą finansową stowarzyszenia jest poseł Janusz Palikot.”.
W swoim mejlu do gazety oprócz tematu cmentarza podzieliłem się również wątpliwościami co do cytowania pana Bary. W odpowiedzi dostałem, w sumie słuszną, opinię że w tej sprawie przeszłość pana Bary nie ma znaczenia a dodatkowo autor notatki wie kim jest pan Bara, który zresztą swojej przeszłości nie ukrywa. Nie był to jedyny temat korespondencji. Przypomniałem też że kilka lat wcześniej w Biłgoraju wybuchł spór, o którym rozpisywała się prasa ogólnopolska, o nazwę ulicy – czy ma nosić imię I. Singera czy kard. Wyszyńskiego. Opublikowano wówczas wypowiedź zwolennika opcji „prosingerowskiej” pana Zbigniewa Białonia, przewodniczącego rady osiedla przez które przebiegała ulica. W latach osiemdziesiątych szefem, czy wiceszefem SB w Biłgoraju był pan o nazwisku Zbigniew Białoń, a według wszelkich znaków na niebie i ziemi nie jest to przypadkowa zbieżność nazwisk. Dziennikarz z którym wymieniłem mejle odparł, że sprawę sporu o nazwę ulicy zna bardzo dokładnie.
W zasadzie nic się nie stało. Jeden SBek został skarbnikiem Stowarzyszenia do którego należy wraz z Henrykiem Wujcem, Pawłem Śpiewakiem, Waclawem Oszajcą i Januszem Palikotem. Udziela wywiadów. Drugi, jeszcze ważniejszy eSBek wypowiada się do prasy na lokalne, a jednak politycznie ważkie tematy. O przeszłości panów się nie wspomina, przecież nie tego dotyczy rozmowa.
Dziś można więc z eSBekami rozmawiać o piłce nożnej, wszak mogą i pewnie należą do piłkarskiego związku. Albo o literaturze, może o hodowli kanarków, w hodowli są na pewno wprawieni. Dlaczego niby nie?
Czego ja się czepiam? Czy nie mogą należeć gdzie chcą i robić co chcą, zwłaszcza że innym miłośnikom historii, literatury czy sportu to nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie? Czy dziennikarze nie mogą biec do nich po wywiady jak do skarbnicy wiedzy wszelakiej? A może jednak, jeśli nie zostali rozliczeni ze swej przeszłości, to chociaż powinien spotkać ich jakiś ostracyzm? A może to ja jakiś dziwny jestem?
Ciekawe czy o twórczości Tołstoja dobrym rozmówcą byłby znawca literatury z KGB, a Goethego z Waffen SS?
Niezośna lekkość wolności słowa rezerwowa: http://www.wolnoscslowa.blogspot.com/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka