Gdyby Rydz Śmigły miał Tuska, Nowaka i Arabskiego za sekretarzy, to dzisiaj wszyscy czytaliby o zwycięskiej kampanii wrześniowej. Podobnie sprawy się mają jeśli chodzi o wykorzystanie unijnych funduszy. A jeżeli chodzi o unijne fundusze to jest to sprawa niezwykłej wagi, są to pieniądze przeznaczone na rozwój kraju, pieniądze do których musimy dołożyć swoją część, ale bez takiej mobilizacji zapewne przeznaczylibyśmy na cele rozwojowe znacznie mniej lub wcale (bo zawsze są pilniejsze wydatki).
Rząd Donalda Tuska z minister Bieńkowską chwali się tym jak skutecznie wykorzystuje unijne fundusze, informowane są media, ba nawet organizowane konferencje jak ta na Zamku Królewskim. Niezorientowani widzowie programów informacyjnych mogą odnieść wrażenie, że rząd Tuska dokonuje cudu zaradności, Unia otwiera usta z zachwytu, a w kraju dzięki temu żyje się lepiej. Wszystkim. I wszystko się zgadza. Prawie wszystko. A prawie robi wielką różnicę.
Warto się więc przyjrzeć temu co trafia do nas w „przekazach dnia", poskrobać nieco stary lakier by zobaczyć pokłady szpachli na potłuczonej karoserii. Okazuje się, że to czym tak bardzo chwali się rząd Tuska to fundusze z tzw. Narodowego Planu Rozwoju - z perspektywy finansowej na lata 2004-2006. Ten rok jest zaś ostatnim rokiem w którym można te sumy wydatkować. Funduszami na lata 2004-2006 zajmował się i rząd Millera, i rząd Belki i rząd Marcinkiewicza i Kaczyńskiego i Tuska, przy czym najważniejsze decyzje i największa praca nie została bynajmniej wykonana przez rząd Tuska. Ba, groziło nawet „przekontraktowanie", które musiałoby być pokryte w całości przez rząd polski. Ponieważ jednak wypadły projekty związane z kolejnictwem całość domknęła się w okolicach 100%. Tak więc Tusk i jego PijaRowcy chwalą się tym właśnie projektem, w którym ich udział ograniczył się do domykania realizacji wypracowanych wcześniej rozwiązań.
Ale to co dzieje się teraz jest skandalem i woła o pomstę do nieba. W bieżącym roku zbiegają się bowiem dwie perspektywy finansowe - końcówka Narodowego Planu Rozwoju (lata 2004-2006) i Narodowa Strategia Spójności (lata 2007-2013). W budżecie na ten drugi cel w roku 2008 przewidziano ponad 17 miliardów złotych w tym z funduszy unijnych 14,6 mld. Do końca września wydano zaś 368 milionów złotych, co daje nieco ponad dwa procenty wykorzystanych środków. Nie 50%, nie 10%, nawet nie 5% - ale UWAGA 2,2%! Warto dodać, że w tym roku średnie miesięczne wydatkowanie z obu perspektyw finansowych łącznie jest mniejsze niż w zeszłym roku (gdy rządził straszny PiS) tylko z jednej perspektywy...
Jest to katastrofa. Oczywiście istnieje szansa, i mam nadzieję że tak się stanie, że w przyszłych latach uda się to nadgonić i wykorzystać wszystkie środki, ale by to zrobić już teraz warto byłoby urealnić budżet na rok 2009. A w budżecie wciąż jest zapisane, że z NSS w 2008 wydatkowano 9 miliardów (więc już nie 17), ale owe 9 i tak jest nierealne, a założenia budżetowe zmienione nie zostały.
Dlaczego tak się stało? Po pierwsze nienawiść do T. Rydzyka i chęć dokopania znienawidzonemu redemptoryście, bo chyba tym tylko można tłumaczyć to co rząd Tuska zrobił na dzień dobry - czyli weryfikacja listy kluczowych projektów, która wystraszyła wszystkich potencjalnych odbiorców dotacji, tak że przestali pracować nad projektami i wydatkować na nie środki, a gdy już mogli to robić - okazało się że sezon budowlany mamy za sobą.
Po drugie opóźnienie z dostosowaniem prawa - chodzi o dostosowanie przepisów krajowych dotyczących oddziaływania inwestycji na środowisko do przepisów unijnych. Poprzedni rząd przygotował odpowiednie projekty, ale nowy, niewątpliwie genialny rząd Donalda Tuska wyrzucił je do kosza i rozpoczął przygotowania od nowa, co spowodowało opóźnienie o ok. 8 miesięcy. Ponadto nowa ustawa przewiduje powołanie nowej instytucji - Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska i dodatkowo 16 regionalnych dyrekcji, którą to instytucję i jej oddziały należy stworzyć, zatrudnić odpowiednie osoby i przygotować do działania. To te nowe instytucje mają wydawać decyzje środowiskowe, Generalna Dyrekcja miała ruszyć w połowie listopada (czyli już po roku działania rządu, tempo niczym TGV). Nawet jeżeli Generalna Dyrekcja i dyrekcje regionalne zaczną natychmiast wydawać decyzje, to w tym roku już i tak pewnie nic się zbudować nie da. Sezon budowlany się skończył. Aby do wiosny.
Oczywiście jeśli rząd nie wydaje pieniędzy unijnych, to nie wydaje też pieniędzy rządowych. W ten sposób można chwalić się kolejnym sukcesem - a mianowicie zmniejszaniem deficytu budżetowego.
Polecam wywiad z Grażyną Gęsicką:
Stenogram części dotyczących NPR i NSS
Całość w wersji audio
Propaganda Tuska:
„Zdany egzamin”
Niezośna lekkość wolności słowa rezerwowa: http://www.wolnoscslowa.blogspot.com/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka