Z ZSRS wyłoniła się Rosja. W granicach okrojonych, lecz wciąż imperialnych. Dziś sięga po Kaukaz, straszy Ukrainę, Mołdawię, grozi Polsce. Wydawać by się mogło, że imperium kontratakuje . Warto jednak przyjrzeć się Rosji nieco bliżej, zajrzeć za putinowską zasłonę. Wówczas pojawia się pytanie - nie „czy" Rosja się rozpadnie, ale „kiedy".
Rosja wciąż jest krajem olbrzymim terytorialnie o nieograniczonych zasobach naturalnych. W przyszłości zapewne zostaną odkryte kolejne złoża. Światowy popyt na surowce napędza koniunkturę i pieniądze szerokim strumieniem płyną do Moskwy (niestety gównie do Moskwy). I tu jest właśnie pies pogrzebany. Rosja przypomina źle zarządzane państwo postkolonialne - skolonizowała samą siebie. Eksploatowane i sprzedawane są niemal wyłącznie surowce. No może jeszcze broń. Czy ktoś na Zachodzie, Wschodzie i Południu kupuje rosyjskie samochody? Rosyjskie zegarki? Rosyjskie buty? Rosyjskie pończochy? Rosyjskie samoloty? Rosyjskie komputery, albo chociaż myszki czy obudowy? Może rosyjskie telewizory? Nie, ponieważ to co produkuje Rosja jest przestarzałe i marnej jakości. Rosja jest krajem zacofanym, technologicznym skansenem. Jedyne w miarę nowoczesne fabryki jakie powstają to fabryki zagranicznych koncernów, które produkują na lokalny rynek „paciorki" dla tubylców.
Może chociaż militarnie Rosja może rywalizować z Zachodem? Otóż również nie. Rosyjskie statki kosmiczne technologicznie są na poziomie syrenki, czołgi są w stanie rozjechać Gruzję i nieźle będą się prezentować w Etiopii, ale w starciu z Abramsami nie będą miały szans, Rosja praktycznie nie ma lotniskowców, dopiero przymierza się do unowocześnienia floty podwodnej. Rosyjskie samoloty wojskowe choć świetne jeszcze 30 lat temu i dzisiaj nieźle latają to bez nowoczesnej awioniki i nowoczesnego uzbrojenia na współczesnym polu walki nie zdadzą egzaminu. Widać to było w Gruzji, gdy rosyjscy piloci nie byli stanie trafić w rurociąg (amerykańskie czy izraelskie bomby można zaparkować z dokładnością do pomieszczenia w budynku). Nawet by kopać ropę i gaz Rosja potrzebuje technologicznej współpracy zachodnich koncernów. Rosja nowoczesnej technologii po prostu nie ma, a nie wszystko da się ukraść jak za czasów Zacharskiego, zwłaszcza gdy formalnie trzeba przestrzegać praw autorskich i patentowych.
Wydawać by się mogło, że strumień petrodolarów powinien odmienić kraj, unowocześnić i pchnąć w XXI wiek. I teoretycznie mogłoby tak się stać, za te pieniądze Rosja mogłaby unowocześnić infrastrukturę, dać pracę milionom swych obywateli, zainwestować w edukację. Tak się jednak nie dzieje - Rosja bardziej przypomina kraj rządzony przez quasi-dyktaturę, gdzie dochód jest rozdzielany pomiędzy stosunkowo wąskie uprzywilejowane warstwy społeczeństwa, niż nowoczesne państwo. Tanie bogactwo łatwo może stać się przekleństwem. W zacofanych krajach, które posiadają bogactwa surowcowe szybko okazuje się, że nic się nie opłaca. Produkty z importu są zawsze lepsze i najczęściej tańsze.
Po zjednoczeniu Niemiec podobnie sytuacja wyglądała w byłej NRD. NRD co prawda nie posiadała ropy i gazu, ale za to miała inny cenny, a łatwo osiągalny „surowiec" - a mianowicie „dojczmarki" bezpośrednio transferowane z RFN. I okazało się, że nikt nie chce Wartburgów i Trabantów skoro za podobne pieniądze można kupić Ople i Volkswageny. Dziś Wschodnie Niemcy to wyludniona półpustynia. Taki też los czeka Rosję.
Poza Moskwą, która jest stolicą postkolonialnego kraju, głęboki interior żyje w biedzie i zacofaniu. Przemysł nie został zrestrukturyzowany, rolnictwo nie zostało unowocześnione, nie ma wielkich projektów przemian społecznych i gospodarczych. Dokonana została „prywatyzacja", a właściwie wielkie złodziejskie uwłaszczenie przy którym „przekręty" w stylu pana od gry w polo wyglądają jak zabawy harcerzy.
Dodatkowo Rosji grozi demograficzna zapaść - zmniejsza się liczba ludności, zmniejsza się też procentowy udział Rosjan w ogólnej populacji kraju. Armia która wkroczyła do Gruzji była rosyjska tylko nominalnie - spora grupa żołnierzy posługiwała się językiem rosyjskim z dużym trudem.
Wiele wskazuje na to, ze Rosję czeka kosztowny wyścig zbrojeń. W zasadzie nie jest to żaden wyścig. Jest to pogoń za Zachodem, który technologicznie wyprzedził Rosję o dwie długości. O ile jednak w przypadku Zachodu technologia stworzona dla wojska po jakimś czasie zarabia na siebie „w cywilu", o tyle w przypadku Rosji nie ma na to dużych szans. Jeśli Rosja będzie chciała rywalizować militarnie z Zachodem pogoń będzie mordercza i niezwykle kosztowna. Rosja stanie się jeszcze bardziej uzależniona od wahań koniunktury i jeszcze bardziej zależna od widzimisię giełdowych inwestorów. Wcześniej czy później Rosję spotkają kolejne kryzysy gospodarcze (wahania koniunktury są rzeczą normalną), a kraje biedne, jakim jednak wciąż jest Rosja źle je znoszą. Jeżeli nic się nie zmieni (a niby dlaczego miałoby się zmienić) Rosja będzie coraz mniej atrakcyjna dla swoich sąsiadów i dla swoich nierosyjskich obywateli.
Co zrobią ludy Kaukazu, Syberii, miliony imigrantów z Chin gdy Rosja przegra kolejny wyniszczający wyścig zbrojeń? Rosjanie będą zanikać na tamtych terenach, demograficznie kurczyć się i przenosić do części europejskiej. Tak jak dzisiaj północny, turecki Cypr chętnie przyłączyłby się do greckiego, tak ludy Kukazu będą spoglądać w stronę Turcji, a może Iranu. Syberia będzie patrzeć na Chiny a Kaliningrad na Unię Europejską. Rosję czeka nieuchronny los ZSRS. Pytanie kiedy do tego dojdzie? Czy czeka nas krwawa wojna wewnątrz Rosji?
Czy Rosja może odwrócić bieg rzeczy? Musiałaby stać się bogatym, nowoczesnym i atrakcyjnym krajem dla swoich sąsiadów i dla swoich nierosyjskich obywateli - to wymagałoby jednak nie tylko wolnego rynku, ale też prawdziwej demokracji. Ale wówczas Rosję czekałby los Belgii - kraju stojącego na skraju rozpadu. Wynika to z faktu, że solidarność etniczno-terytorialna wygrywa z poczuciem wspólnoty z obcym etnicznie państwem, zwłaszcza na terenach o silnej identyfikacji plemiennej.
Dla Rosji nie ma więc pozytywnego scenariusza - wyścig zbrojeń musi doprowadzić do załamania ekonomicznego i rozpadu państwa (lub wojny domowej), reformy i demokracja mogą do tego rozpadu doprowadzić jeszcze szybciej. Jedyną perspektywą pozwalającą na przedłużenie status-quo jest polityka czołgów i specnazu, straszenia wewnętrznymi konfliktami czyli polityka umiarkowanej dyktatury, wewnętrznej okupacji i szczucia poszczególnych narodowości na siebie i oczywiście konieczne jest podgrzewanie rosyjskiego nacjonalizmu. Czyli jest to polityka realizowana obecnie przez Putina. Jak widać jest to polityka przewidywalna i nikogo nie powinna zaskakiwać. Putin, jako przedstawiciel rządzącego Rosją KGB opowiada się za dyktaturą co jest dość logiczne, ale jak pokazuje historia taka polityka też nie jest wieczna - w dłuższej perspektywie na bagnetach nie siedzi się wygodnie.
Więc nie „czy", ale „kiedy" rozpadnie się Rosja?
Niezośna lekkość wolności słowa rezerwowa: http://www.wolnoscslowa.blogspot.com/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka