Z książki "Na kompletach i na barykadach"
Krystyna Zglinicka ps. "Szczara" batalion "Miłosz" kompania "Ziuk"
Bombardowanie Śródmieścia trwa. Zostaje zburzony dom Janusza na Wspólnej 25. W gruzach odnalazło się nasze pocztówkowe zdjęcie, tylko jeden róg jest zgięty. Jakie to dziwne - zawaliły się grube, mocne ściany i stropy, a ocalał słaby, mały przedmiot.
Rodzice Janusza przenoszą się do naszego domu. Jego mama, która dotychczas pracowala w szpitalu powstańczym i mimo bombardowania codziennie pomagała przygotowywać posiłki dla rannych w kuchni znajdującej się na pierwszym piętrze, teraz się załamała. Do szpitala już nie chodzi, boi sie przebywać w naszym mieszkaniu, przeniosła się do piwnicy.
Coraz więcej ludzi opuszcza mieszkania, piwnice się zaludniają. Również szpitale przenoszą się do piwnic. Po ulicach trudno chodzić, są zasypane gruzem. Piątego września Niemcy zdobywają, do tej pory bohatersko bronioną, elektrownię na Powiślu. Miasto zostaje pozbawione światła. W piwnicach ludzie siedzą przy świecach jak w grobowcach. Brak wody i żywności. Postanawiamy z Januszem wziąć ślub; mieliśmy sie pobrać za kilka lat po ukończeniu studiow, po wojnie, ale my przecież nie doczekamy jej końca.
5.IX. Niemcy nacierają na nasze świeżo zdobyte stanowiska miedzy ulicami Matejki i Piusa XI. Nasi ostrzeliwują się, ale wielu jest rannych, strzelają już nawet łączniczki "Jasna" i "Niebieska"*. Lkm się zaciął. Wycofują się tracąc cały teren z wyjatkiem pałacyku Tyszkiewiczów. Jeden z rannych przechodzi podkopem pod ulicą Matejki i dociera do punktu sanitarnego. Woła już w drzwiach:
- Tam są ranni, nie ma kto walczyć, trzeba natychmiast wysłać pomoc! - i mdleje.
Żołnierze z odwodu chwytają za broń i biegną na zagrożony odcinek.Jest wsród nich "Wichowski", który ma tylko dwa granaty.
Zostaję sama z bezbronnymi rannymi. Cucę omdlałego i udzielam mu pierwszej pomocy.
W tym czasie por. "Ziuk" i "Warka" wchodzą na dach. Z dachu porucznik otwiera ogień z peemu na nacierających. Gdy zaskoczeni Niemcy zaprzestali na chwilę ognia, chłopcy por. "Szczerby" wraz z łączniczkami zaczynają strzelać. Nadbiegają posiłki, nasi rozpoczynają przeciwuderzenie i odzyskują teren. Znowu jest wielu rannych, między innymi "Damian"** i "Wichowski". "Wichowski" ranny odłamkiem granatu nad biodrem, przepycha przez podkop kolegę rannego w brzuch. Tuż za podkopem sanitariuszki biorą na nosze rannego i niosą do punktu sanitarnego.
W punkcie sanitarnym nie wiemy nic o przebiegu walki. Ranni leżą w ciszy. Słyszymy, że ktoś biegnie, jest coraz bliżej... Kto to - swój czy Niemiec? Drzwi się otwierają, wpada łączniczka "Maryla":
- Atak odparty! Już tu niosą rannych.
Po chwili "Kamienna" i "Słucz" wnoszą pierwszego z rannych, zostawiają go i wracają po następnych.
Ledwie daję radę z udzielaniem pierwszej pomocy. Nie ma lekarza, ani wykwalifikowanej pielęgniarki...
Należy usprawnić komunikację przez ul. Matejki. Zamianę istniejącego podkopu w przekop polecono naszym Gruzinom. W nocy wykonali bez przeszkód połowę pracy, o świcie Niemcy ostrzelali ich z moździeża - poległa wiekszość Gruzinów. Przekop ukończono następnej nocy.
Trzeba wzmocnić barykadę na rogu ul.Piusa XI i Al. Ujazdowskich. Dowództwo postanowiło użyć jeńców do tej pracy. Do pilnowania jeńców zgłosił się na ochotnika "Desant". Otrzymał od d-cy drużyny, "Śmigłego", pistolet "Vis". Miał doprowadzić jeńców do barykady. Musiał przejść z nimi przez puste piwnice spalonego budynku. Eskortował jeńców sam, czuł się nieswojo, nie miał ich wszystkich w polu widzenia. Myślał:
- Dlaczego mnie nie zaatakują? Może przypuszczają, że w wypalonym budynku są powstańcy?
Nagle jeden z eskortowanych przyjął postawę agresywną. "Desant" zaczął kląć po niemiecku i grozić mu rewolwerem. Pomogło. Niemiec spokorniał. Dotarli do barykady, była niska i uszkodzona, nie stanowiła osłony. Polecił Niemcom kopać przy niej rów, żeby przejście było bezpieczniejsze. Niemcy, znajdujący sie po drugiej stronie Piusa, w Parku Ujazdowskim, zobaczyli ruch przy barykadzie i zaczęli ja ostrzeliwać, nie oszczędzając swoich. W pewnym momencie nadleciał "Stukas", leciał bardzo nisko, "Desant" widzial twarz pilota, a pilot na pewno widział również "Desanta". Jeńcy, przerażeni i pewni, że będzie ich ostrzeliwał, przerwali pracę i pochowali głowy w rowie. Pomimo grozy sytuacja stawała się śmieszna, bo rów był bardzo płytki i chroniącym głowy jeńcom wystawały ... siedzenia. Lotnik przeleciał nie strzelając. "Desantowi" udalo się powrócić cało z jeńcami.
Mój slub ma się odbyć w kaplicy przy ul. Wilczej 7. Trzeba załatwić różne formalności. Mam bardzo niewiele godzin wolnych w ciągu dnia, biegam więc po ulicach mimo nalotu bombowców i ostrzału ciężkiej artylerii. Kapelan "Karaol Wielki" z kaplicy wymaga od nas zezwolenia na ślub bez zapowiedzi. Takie zezwolenie może dać tylko dziekan "Biblia".*** Udajemy się do niego z Januszem. Dziekan jest poważny, patrzy na nas badawczo, usiłuje wytłumaczyć nam, że to nie jest odpowiedni moment na ślub. Zadaje każdemu z nas różne pytania, na które odpowiadamy zgodnie z naszymi przekonaniami, ale te odpowiedzi chyba go nie zadowalają. Lada moment padnie decyzja negatywna. Rozżalona mówię:
- Gdyby jeszcze żył mój dziadek, ksiądz prałat Tarnowski z Solca****, to udzielił by nam ślubu, tak jak udzielił do moim rodzicom.
Dziekan "Biblia" nie rozgniewał się, ani nie obraził, może go przekonałam, a może rozbawiłam?
- Skoro az tak bardzo wam zależy - wyrażam zgodę na ślub.
Termin ślubu zostaje ustalony z kapelanem "Karolem Wielkim" na niedzielę dziesiatego września na godzinę 10.00. Będziemy musieli przynieść ze sobą dwie świece, bo w kaplicy nie ma.
Proszę por. "Głowackiego" i strzelca "Stanleya" oraz Basię Pakulską (która zupełnie przypadkowo jest w tej samej kompanii, co ja), aby byli moimi świadkami. Wszyscy wyrażają zgodę. Zapraszam na ślub cały pluton i patrol sanitarny. Jedynie Basia jest moją "prywatną" znajomą sprzed Powstania.
Działania bojowe Niemców przeciwko ludności cywilnej wzmagają się, mieszkańcy Śródmieścia są u kresu wytrzymałości.
W myśl porozumienia zarządu PCK z Niemcamiw południe ósmego września wychodzi z miasta około 6 000 osób cywilnych, a wieczorem Niemcy strzelają z najcięższych moździeży. Pociski padają w odstępach ośmiominutowych na okolice skrzyżowania Hożej i Kruczej zwalając domy z siłą większą od ciężkich bomb. Ludność ponosi ogromne straty.
Dziewiatego września ul. Krucza, Hoża i Wspólna znajdują się nadal pod ogniem tego samego moździerza, który zamienia je w gorejące rumowisko. Dzieła zniszczenia dopełnia kilka samolotów systematycznie bombardujących Żurawią, Wspólną i Hożą.
Na stronę niemiecką wychodzi ulicą Śniadeckich jeszcze około 2000 osób cywilnych. Więcej chętnych nie ma.
Cdn.
Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka