Przypomniała mi się stara historia - sprzed wielu, wielu lat...
Opowiadała mi ją moja śp. Mama, nauczycielka.
Mama po wojnie ukończyła SGH (uczelnia rozpoczęła działalność już w maju 1945r.)
Fragment z książki "Wspomnienia z Powstania Warszawskiego. W Śródmieściu Południowym":
" Czerwiec 1945. Danusia jest drugi miesiąc już studentką Szkoły Głównej Handlowej. Gmach uczelni przy ul. Rakowieckiej został spalony, ale ocalał położony w głębi ogrodu budynek uczelnianej biblioteki. Tam uruchomiono w maju pierwszy semestr obejmujący 150 słuchaczy. Danusia mnie namawia, żebym się zgłosiła do SGH. Muszę się zastanowić.
Ogłoszono wyniki spisu ludności - Warszawa lewobrzeżna ma już ponad 185 tys. mieszkańców!"
https://www.salon24.pl/u/beret-w-akcji2/933666,zainspirowana-notka-willa-na-zoliborzu-w-uzupelnieniu
Po studiach Mama została asystentką na SGH, planowała drogę naukową. Niedługo jednak zagrzała tam miejsce. Została wyrzucona z uczelni za zaniesienie do więzienia paczki swojemu Kuzynowi, wówczas również asystentowi na SGH.
Rozpoczęła pracę w szkole. Była młodziutką nauczycielką, najmłodszą z grona pedagogicznego.
Któregoś dnia jedna z uczennic doniosła dyrektorce szkoły, że koleżanka z klasy przynosi do szkoły i czyta zakazane książki. Dziś też ma taką książkę - trzeba to sprawdzić! A koleżanki to pochwalają.
Dyrektorka wezwała do pokoju nauczycielskiego wszystkich obecnych nauczycieli. Oznajmiła, że wpłynęła taka to i taka informacja i że musi przeprowadzić w czasie przerwy rewizję teczek uczniów w tej klasie. Potrzebna jest druga osoba do wspólnego przeprowadzenia rewizji - dyrektorka prosi o zgłoszenie się. Jeśli nikt się nie zgłosi na ochotnika - sama wyznaczy.
W pokoju nauczycielskim zapadła długa cisza.
W końcu wstała najstarsza, siwowłosa nauczycielka i powiedziała.
- Przeżyłam dwie wojny światowe, rewolucję i Powstanie. Niewiele życia już mi zostało. Już niewielu rzeczy się boję. Na pewno nie będę przeprowadzać rewizji rzeczy uczennic - nie po to zostałam nauczycielem. To do moich obowiązków nie należy. Proszę wezwać Milicję.
I stała w milczeniu.
Za nią wstała druga osoba, trzecia, czwarta. Po chwili wszyscy nauczyciele stali w milczeniu i patrzyli na dyrektorkę.
Dyrektorka wybiegła z pokoju, trzaskając drzwiami.
Przeprowadziła rewizję wspólnie z woźną - woźnej po prostu poleciła.
Potem przez dwa tygodnie nie odzywała się do nikogo, siedziała zamknięta w swoim gabinecie.
A potem jej przeszło.
Życie w szkole wróciło do normy ( o ile można było w tamtych czasach mówić o normie).
Wiele lat później, w czasie "kampanii antysyjonistycznej", dyrektorka - Żydówka i komunistka - zmuszona została do wyjazdu z Polski. Wówczas wielu nauczycieli pisało pisma w jej obronie. Moja Mama również.
Ojciec uczennicy-donosicielki był pułkownikiem UB. Dyrektorka musiała przeprowadzić tę rewizję - w ubeckiej katowni mogli wylądować wszyscy nauczyciele - z dyrektorką na czele.
To były inne czasy. Dziś na szczęście nauczycieli aż takie próby nie czekają.
Życzę wszystkim Nauczycielom sprawdzenia się w ich osobistych próbach!
Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo