Prawdziwe przesłanie "Gry o Tron" jest czytelne do bólu, co jednak nie przynosi ujmy serialowi. Wszak to produkt komercyjny mający przynieść korzyść wszystkim, producentom, aktorom i widzom.
Można to przesłanie zawrzeć w jednym krótkim zdaniu: dopuszczenie do władzy idiotów (Cersei) lub szaleńców (Daenerys) kończy się hekatombą prostych poddanych (podatników). Jest jednak w tym filmie dużo więcej. Jest dramat lojalności, honoru i miłości. Jest fascynacja przemocą, zdradą i wiernością. Mamy opowieść o cichych bohaterach, którzy nie dążąc do władzy zmieniają losy swojego świata. Jest opowieść o miłości, która przywodzi kochanków do zguby. Jest po prostu jasne odzwierciedlenie skomplikowanego świata, który nas otacza. Świata, w którym nic nie jest do końca zdeterminowane, a heros może zejść z planu przed końcem sezonu.
Na początku to była ekranizacja cyklu powieści RR Martina. Spaśne tomiska, które zabrały mi ponad miesiąc życia, nocnego czytania i dziennego czekania aż będę mógł czytać dalej. Gdy pojawił się film i pierwsze rozbieżności pomiędzy opowieścią płynącą w tekście oryginału a scenariuszem zauważyłem, że wcale mnie to nie razi. Odebrałem to jak apokryfy. Jak dwie relacje z dawnej, alternatywnej, fikcyjnej rzeczywistości, które mówią każda swoim językiem. Język filmu jest dużo uboższy i fan tylko oglądający serial, nieposiadający wiedzy czytelnika nie jest w stanie dostrzec szczegółów i smaczków dla niego ukrytych.
RR Martin zdradził literaturę! Porzucił swoją opowieść dla pieniędzy za współpracę przy pisaniu scenariusza. Mój całkiem dorosły syn w odwecie zbojkotował kolejne sezony serialu...
Zatem dla telewidzów film musiał bronić się sam. Producent udźwignął ten ciężar! Ostatnie dwa sezony, niemające podparcia w literaturze są wyraźnie słabsze, ale i tak produkcja HBO to niewątpliwie kamień milowy w historii telewizji i filmu. Produkcja pochłonęła miliony (ponoć ok 6 mln USD na odcinek w pierwszych sezonach) i przyniosła zapewne setki milionów zupełnie zasłużenie. Nigdy dotychczas się nie zdarzyło bym czekał z niecierpliwością na kolejny odcinek serialu.
Mam nadzieję, że będąc w czerwcu w Irlandii zobaczę chociaż basztę, z której spadł Bran, albo dekoracje Winterfell. Wiem, to śmieszne, ale człowiek przywiązuje się do przeżytych zdarzeń równie mocno w świecie fikcji co w świecie rzeczywistym.
Wiem, w realu nie ma magii ani nocnego króla, na pewno?!
Niecierpliwie czekam na netfliksową ekranizację Wiedźmina. Jestem ciekaw czy i tym razem producenci udźwigną ciężar oryginału.
PS
A prawdziwe są tylko słowa "you know nothing Jon Snow! "
zbanowali mnie:
Grzegorz Gozdawa - chyba mu słoma z papci wylazła. Rafał Broda - za bolesną prawdę o stanie jego umysłu Krzysztof Osiejuk - za odmienną percepcję Jarosław Warzecha - sam nie wie, pewnie się naraziłem :) Aleksander Ścios - kto go dziś pamięta to wie. Tomasz Sakiewicz - naprawdę nie wiem dlaczego... KaNo - aby uniknąć trudnych pytań?
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura