Obchody poznańskiego Czerwca są okazją do zadumy i refleksji. Pamiętam, że będac dzieckiem myślałem, że ślady po kulach wokół okien na kamienicy naprzeciwko są z czasów wojny. Dopiero, gdy wyrosłem z wieku dziecięcej paplaniny uświadomiono mnie, że to pamiątki z miesiąca moich narodzin. "Wypadki czerwcowe" spędziłem w beciku w łazience - tam nie było okien, a matka bała się zbłąkanych kul. W dzień Piotra i Pawła były moje chrzciny. Zaproszona rodzina z Piotrkowa Trybunalskiego pieszo szła ostatnie 20 km, bo Poznań Główny pociągów już nie przyjmował. Przejście do kościoła na Fredry i z powrotem na Święty Marcin było ryzykowne, ale nikomu nic się nie stało. Rodzice wspominali też spadającą z dachu antenę zagłuszacza Wolnej Europy, później już po ulicach jeździły głównie czołgi.
Masowy protest przeciwko nędzy, śrubowaniu akordowych norm uświadomił wszystkim fasadowość "robotniczej" władzy i kryjącą się za nią brutalną dyktaturę. Protest nie był pokojowy i został stłumiony przy pomocy wojska. Znajoma jechała na kolonie gdzieś na zachodnie Pomorze i nie rozumiała dlaczego przy wszystkich przejazdach kolejowych w Wielkopolsce stały czołgi z czerwonymi gwiazdami na wieżyczkach. W mieście interweniowało wojsko polskie, ale towarzysze zabezpieczali tyły i czekali w odwodzie.
Nie było Internetu, niezależnych mediów o wydarzeniach Polacy dowiadywali się drogą szeptaną. Szeptaną bardzo po cichu, bo w tamtych czasach rozmowy nie były zbyt bezpieczne.
Wczoraj chciano uczcić pamięć ofiar i przypomnieć o tym jak szybko szlachetne idee mogą się zdegenerować. Albo jak łatwo przy ich pomocy zmanipulować naiwne tłumy.
Okrągła rocznica krwawych wydarzeń stała się jednak okazją do politycznych manifestacji. Miasto musiało zrezygnować z wojskowej asysty, która stanowiłaby godną oprawę uroczystości. Prezydent Poznania chciał uniknąć mieszania bieżącej polityki z powagą chwili. Jednak od politykowania uciec się nie dało. Na zaproszenie jednej z kombatanckich organizacji odbył się apel poległych mieszający ofiary wypadku komunikacyjnego z ofiarami bohaterskiego zrywu.
Myślę, że to prowokujące posunięcie Antoniego Macierewicza spowodowało dalszy rozwój wypadków na głównej uroczystości.
Prezydent Rzeczypospolitej i wicepremier Gliński zostali wybuczeni i wygwizdani, gdy obłudnie mówili o obłudnej władzy. Obu panom zabrakło klasy i z trudem panowali nad swoją mimiką. Zadziwiające, że sprawiali wrażenie zaskoczonych wrogimi reakcjami tłumu. Przecież przyjechali do miasta, w którym mają niewielkie poparcie z pustymi rękoma. Nie próbowali nawet wyartykułować tego, że pomimo głębokich różnic i podziałów politycznych są idee, które powinny wiązać wszystkich Polaków, a przynajmniej powinna ich wiązać wspólna pamięć o ofiarach walki o godność.
Również Lech Wałęsa nie został potraktowany elegancko przez garstkę "prawicowców". Wygłosił jednak krótkie, dosadne i dobre przemówienie.
Słowa prezydenta Poznania niech tragedia Czerwca 1956 uczy nas, że każde nadużycie władzy prowadzi do początku jej końca powinny zostać na długo zapamiętane.
zbanowali mnie:
Grzegorz Gozdawa - chyba mu słoma z papci wylazła. Rafał Broda - za bolesną prawdę o stanie jego umysłu Krzysztof Osiejuk - za odmienną percepcję Jarosław Warzecha - sam nie wie, pewnie się naraziłem :) Aleksander Ścios - kto go dziś pamięta to wie. Tomasz Sakiewicz - naprawdę nie wiem dlaczego... KaNo - aby uniknąć trudnych pytań?
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka