Oburzające zachowanie pani minister spraw wewnętrznych Teresy Piotrowskiej zbulwersowało dziś wielu polityków i komentatorów. I nie chodzi mi o sposób głosowania na unijnej radzie lecz o odrzucenie prezydenckiego zaproszenia.
Politycy PO fałszywie tłumaczą zaistniałą sytuację brakiem konstytucyjnej zależności i obowiązku współdziałania z prezydentem ministra spraw wewnętrznych. Konstytucja nakłada obowiązek współpracy z prezydentem na ministra spraw zagranicznych i na premiera. Podnoszą w swoich wypowiedziach, że formalną platformą współpracy prezydenta z rządem jest rada gabinetowa i jeśli prezydent sobie życzy z rządem rozmawiać to wystarczy, że takowe posiedzienie zwoła. Drugim forum jest Rada Bezpieczeństwa Narodowego, której Prezydent dotychczas nie powołał, a w której składzie, logicznie rzecz biorąc powinien się premier znaleźć.
Senator Stanisław Karczewski zauważył dziś słusznie, że brak formalnej podległości i prawnego zaobowiązania nie tłumaczy pani minister. Zauważył, że oprócz formalnych zależności istnieją jeszcze po prostu reguły dobrego wychowania oraz zasady współpracy dla dobra Ojczyzny.
Brak formalnej zależności jest dla mnie tylko wygodnym wykrętem. Prezydent Rzeczypospolitej jest Pierwszym Obywatelem - głową państwa i każdy obywatel jest jego podwładnym. Zaproszenie do rozmowy z prezydentem powinno być dla każdego obywatela RP rozkazem i wezwaniem do pośpiesznego stawienia się w prezydenckim pałacu. Czy nie mam racji?!
Szczerze mówiąc polityczki PO rozczarowały mnie solidnie. Myślałem, że lepiej rozumieją zasady współdziałanie władz, że oprócz formalnych reguł istnieją reguły nieformalne wymagające w obliczu kryzysu po prostu rozmawiania, wymiany informacji i poglądów.
Myślałem, że potrafią się wznieść ponad siermiężne przykłady dawane przez Jarosława Kaczyńskiego wielokrotnie odmawiającego swojego udziału w posiedzeniach Rady Bezpieczeństwa Narodowego. W końcu od Prezesa nie należało się spodziewać jakichkolwiek normalnych dla obywatela RP zachowań. Powszechnie wiadomo, że PiS uznaje władze RP tylko wówczas, gdy sam rządzi. Zepsuty obyczaj polityczny - współpracy wszystkich sił wobec kryzysu - zaowocował dziś odrzuceniem grzecznie, za pośrednictwem mediów, sformułowanego zaproszenia.
Prezydent wprawdzie w sprawie uchodźców dotychczas się czytelnie nie wypowiadał, nie uczestniczył w żadnych konsultacjach, nie poparł Jarosława Kaczyńskiego, który po wyjściu z piwnicy, wygłosił sławne przemówienie w Sejmie. Prezydent w tej sprawie, wbrew zapowiedziom o aktywnej prezydenturze, był całkowicie bierny. Najwyraźniej uważał, zgodnie z prawdą, że ta sprawa nie ma specjalnego znaczenia dla większości Polaków.
Po nagłej pobudce Prezydent był nawet skłonny zrezygnować, z któregoś ze spotkań wyborczych i umówić się z panią minister w bardziej dogodnym dla niej terminie. Jednak prawdopodobnie nie rozumie jeszcze dostatecznie zasad funkcjonowania państwa i polityki i nie skorzystał z przysługujących mu uprawnień. No cóż, przed Andrzejem Dudą jeszcze prawie pięć lat pod żyrandolem. Jeśli w małym pałacu zasiądzie bardziej przyjazny mu rząd, będzie mógł spokojnie go (żyrandola) pilnować.
zbanowali mnie:
Grzegorz Gozdawa - chyba mu słoma z papci wylazła. Rafał Broda - za bolesną prawdę o stanie jego umysłu Krzysztof Osiejuk - za odmienną percepcję Jarosław Warzecha - sam nie wie, pewnie się naraziłem :) Aleksander Ścios - kto go dziś pamięta to wie. Tomasz Sakiewicz - naprawdę nie wiem dlaczego... KaNo - aby uniknąć trudnych pytań?
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka