W wypowiedzi dla mediów Jarosław Kaczyński oświadczył wczoraj, że to Donald Tusk rozpoczął wojnę z prezydentem. Ponosi zatem odpowiedzialność za obniżanie prestiżu prezydenta i atmosferę, która zaowocowała katastrofą Smoleńską. Pomijam fakt, że taką wypowiedzią JK podkreśla, że prezydent tę wojnę systematycznie przegrywał.
W zasadzie nie są to tezy nowe. Uderzyła mnie jednak jednoznaczność sformułowania, że to premier rozpoczął tę wojnę. Wszyscy byliśmy świadkami gorszących scen otwartego konfliktu, a właściwie ciągłej wojny podjazdowej pomiędzy prezydentem a premierem. Jakie było jednak kaledarium wydarzeń?
23.10.2007 - PKW ogłasza wyniki wyborów
Prezydent nie pogratulował zwycięzcom wyborów. Nie pojawia się publicznie i jego zdanie poznajemy wyłącznie za pośrednictwem Michała Kamińskiego. Prezydent zwleka z ogłoszeniem terminu pierwszego posiedzenia Sejmu. Czy ktoś pamięta by Prezydent zaprosił liderów partyjnych na konsultacje w sprawie powołania rządu?
5.11.2007 - pierwsze posiedzenie Sejmu VI kadencji - prezydent Kaczyński zaszczyca Sejm swoją obecnością, ale nie zabiera głosu. Na posiedzeniu Senatu przemawia dyplomatycznie poruszając tematy historyczne.
Prezydent ogłasza ustami Kamińskiego, że raczy desygnować na premiera Donalda Tuska po podpisaniu przez niego umowy koalicyjnej. Nadal prezydent kontaktuje się z premierem za pośrednictwem mediów.
9.11.2007 - Prezydent desygnuje na premiera Donalda Tuska w 30 sekundowej uroczystości w poczekalni, nie zaproszono żadnych gości nawet marszałków Sejmu i Senatu RP ani dziennikarzy. Desygnowany na premiera otrzymał telefoniczne wezwanie dzień wcześniej zamiast pisemnego zaproszenia.
Rozpoczyna się kampania medialna kwestionowania składu rady ministrów proponowanego przez Donalda Tuska. Prezydent ma zastrzeżenia wobec kandydatur Radosława Sikorskiego i prof. Zbigniewa Ćwiąkalskiego. Fakt, że i tak musi powołać radę ministrów proponowaną przez premiera nie ma dla niego żadnego znacznia. Prezydent rozmawia z premierem za pośrednictwem swojego ministra i telewizji. Myślę, że właśnie powołanie na ministra Radosława Sikorskiego jest tym momentem wywołania wojny, o którym mówił Jarosław Kaczyński.
16.11.2007- Powołanie rządu przez Prezydenta, wręczenie nominacji premierowi i ministrom. Lech Kaczyński usiłuje zachować "dobrą minę". W przemówieniu skupia się na podkreślaniu "sukcesów" swojej i brata polityki zagranicznej.
Wbrew dotychczasowej praktyce prezydent nie zaprasza premiera i marszałków Sejmu i Senatu do Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Ciało, które w warunkach kohabitacji mogło by być doskonałą platformą współpracy i wymiany poglądów pomiędzy dwoma ośrodkami władzy wykonawczej i władzą ustawodawczą praktycznie staje się fikcją.
29.11.2007 - Powołanie Anny Fotygi na stanowisko szefa kancelarii Prezydenta. Wymieniam ten fakt jako znaczący, gdyż uwidacznia etap okopywania się na własnych pozycjach. W otoczeniu prezydenta mamy wielu członków opozycji, jednak reprezentujących tylko jedno środowisko. W kancelarii prezydenta, w BBNie znaleźli ostoję byli członkowie rządu Jarosława Kaczyńskiego. Ukształtował się opozycyjny ośrodek władzy. Nikt nie może już myśleć o Lechu Kaczyńskim jako "prezydencie wszystkich Polaków". Widoczne się stało dla każdego, że to prezydent PiSu.
Dlaczego pierwszą z wymienionych przeze mnie dat jest data ogłoszenia wyników wyborów?
W demokratycznym państwie dzień wyborów powinien kończyć kampanię wyborczą. Po ogłoszeniu wyników przegrani powinni pogratulować zwycięzcom i wspólnie powinni przystąpić do pracy dla dobra kraju, jedni w roli koalicji rządowej a drudzy w roli opozycji.
Kampanie medialne opozycji nie powinny być wizerunkowe a skupiać się na przedstawianiu kotrargumentacji do rozwiązań forsowanych przez koalicję. Opozycja chcąc dobrze wypełniać swoją funkcję powinna szukać jak największej ilości formalnych i nieformalnych płaszczyzn do rozmowy z rządzącymi.
Donald Tusk nie wypowiedział wojny! Lech Kaczyński nie zdobył się na wykonanie żadnego życzliwego gestu w stronę nowego rządu. Zamiast dążyć do szukania punktów możliwej współpracy stał się opozycyjnym krytykiem, de facto reprezentującym partię, która przegrała wybory. Opinia publiczna oczekiwała od prezydenta państwa pełnienia roli arbitra, który stara się swoją postawą i działaniem reprezentować całość społeczeństwa. Lech Kaczyński poprzez swoje alergiczne reakcje, przewrażliwienie na punkcie własnej godności tracił swój autorytet na "własne życzenie".
zbanowali mnie:
Grzegorz Gozdawa - chyba mu słoma z papci wylazła. Rafał Broda - za bolesną prawdę o stanie jego umysłu Krzysztof Osiejuk - za odmienną percepcję Jarosław Warzecha - sam nie wie, pewnie się naraziłem :) Aleksander Ścios - kto go dziś pamięta to wie. Tomasz Sakiewicz - naprawdę nie wiem dlaczego... KaNo - aby uniknąć trudnych pytań?
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka