Charakterystyczne dla naszego kraju jest permanentne istnienie oficjalnej i nieoficjalnej wersji historii. Czytając liczne notki na Salonie na temat Powstania Warszawskiego zastanawiałem się nad moim osobistym spojrzeniem na historię Powstania i chociaż wczesne nauki pobierałem za Gomułki to nie zauważyłem jakieś specjalnej ewolucji własnych poglądów.
Nie wiem kiedy pierwszy raz dotknąłem tematu. Być może zainteresowała mnie scena w "Czterech pancernych", gdy któryś z bohaterów patrzy na łuny nad horyzontem i tajemniczo mówi "Warszawa płonie" i poprosiłem starszego brata o wytłumaczenie? Moja wychowawczyni we wczesnych latach szkoły podstawowej prenumerowała tygodnik Stolica i mówiła nam o bohaterskim mieście zrujnowanym przez Niemców. Wychowany w socjalistycznej szkole nigdy nie spotkałem się z opinią obciążającą dowódców Powstania winą za zniszczenie miasta i gigantyczne straty wśród ludności cywilnej. Powstanie nie było jednak również gloryfikowane, istniało w świadomości, ale nie jako jakiś znaczący punkt zwrotny historii. Szkoła mojego dzieciństwa uczyła o bohaterstwie i ofierze, podkreślała dążenie do wolności nie nadając jej jakichś przymiotników. Fakt, że rocznica powstania przypadała w połowie wakacji był bardzo wygodnym dla uczciwości moich nauczycieli. Zatrzymanie ofensywy radzieckiej na linii Wisły tłumaczono przesunięciem frontu na zachód o kilkaset kilometrów w ciągu półtora miesiąca, koniecznością podciągnięcia tyłów, skrócenia linii zaopatrzenia. Podkreślano, że forsowanie zapory wodnej typu Wisła z marszu było operacją niewykonalną. Tym tłumaczeniom i dziś trudno odmówić znamion prawdopodobieństwa. A jednak żołnierze I Armii 2 i 3 Dywizji Piechoty zdobyli przyczółek Czerniakowski, chociaż pozbawieni wsparcia Armii Czerwonej nie byli w stanie go utrzymać. Zginęło ponad 2 tysiące polskich żołnierzy I Armii przy praktycznej bierności ich radzieckich sojuszników. Zastanawiając się dziś nad moim ówczesnym poziomem wiedzy historycznej nie mogę sobie uświadomić kto sugerował, że powstańcy nie chcieli przebijać się do Wisły nawet by otworzyć drogę ewakucji.
Historia Powstania była jednak dla mnie jako nastoletniego chłopca bardzo interesującą. Na szkolnej wycieczce do Warszawy widziałem miejsca upamiętniające rozstrzelanych zakładników, bezbronne ofiary łapanek. Nie widziałem jednak tablic upamiętniających epizody powstańczej walki. Na placu Zamkowym nie było królewskiego Zamku. A o wielu tematach nikt nie chciał rozmawiać. Na obozach harcerskich śpiewaliśmy "Pałacyk Michla" bez gawędy przy ognisku o historii powstania tej piosenki, ale śpiewaliśmy wiedząc, że to pieśń powstańcza.
Dużo wiedzy o przebiegu powstania zdobyłem czytając "63 dni". Mała książeczka z popularnej serii "Żółtego Tygrysa " wydawanej przez Wydawnictwo MON. Autorem wydanej w 1965 roku pozycji był generał Stanisław Komornicki ps. Nałęcz. Dziś spoczywający na Powązkach, pośmiertnie awansowany do stopnia generała dywizji, od jesieni 1944 żołnierz LWP, a wcześniej powstaniec warszawski. Generał zginął w katastrofie Smoleńskiej. Myślę, że jego życiorys jest wart dużo bliższego poznania. Na pewno odzwierciedla kręte drogi polskiej historii.
Nie da się historii Powstania umieścić w czarno- białym schemacie. Wczoraj przy okazji kolejnej rocznicy usłyszałem więcej krytyki na jego temat niż w socjalistycznych szkołach. Wydaje się być oczywiste, że rozpatrując w kategoriach militarnych jeśli patrzymy na jego znaczenie dla przebiegu II Wojny Światowej powstanie może służyć za wzór strategicznych błędów. Brak koordynacji działań z aliantami z zachodu i ze wschodu skazywał je na klęskę. Związanie walką znacznych sił niemieckich nie zostało w żaden sposób strategicznie wykorzystane. Dla znacznej części mieszkańców Warszawy Powstanie było po prostu odruchem, zrywem walki o wolność bez przeprowadzania zimnych lub romantycznych ideologicznych kalkulacji. Jednak myślę, że nie mieli świadomości, że składają ofiarę. Raczej zostali w ofierze złożeni. Czy cena ich krwi, cena zniszczenia ogromnej części zasobów materialnego dziedzictwa naszej kultury uzasadnia tę ofiarę? Na to pytanie każdy i tak odpowie sobie sam.
Spacerując niedawno po Warszawie myślałem o tym, że nikt by nie chciał mieszkać w muzeum. A jednak tak jak przed laty brakowało mi upamiętnienia miejsc walk. Dzisiaj wystarczyłyby niewielkie tablice z wyraźnym symbolem i kodem zawierającym link do odpowiedniej strony webowej opisującej w różnych językach historię konkretnego miejsca. A takich znaczących miejsc są w Stolicy tysiące. Mamy za mało godzin nauki historii w szkołach, a przecież spotykamy historię na co dzień nie wiedząc o tym. Dzięki temu, że żyjemy w wolnym kraju możemy poznać różne interpretacje tych samych faktów, ale powinniśmy dbać o to by te fakty były znane! Wiedza historyczna jest elementem patriotyzmu rozumianego na przeróżne sposoby. Nie mogąc poświęcać wielu godzin szkolnych warto pobudzać do samodzielnego szukania.
zbanowali mnie:
Grzegorz Gozdawa - chyba mu słoma z papci wylazła. Rafał Broda - za bolesną prawdę o stanie jego umysłu Krzysztof Osiejuk - za odmienną percepcję Jarosław Warzecha - sam nie wie, pewnie się naraziłem :) Aleksander Ścios - kto go dziś pamięta to wie. Tomasz Sakiewicz - naprawdę nie wiem dlaczego... KaNo - aby uniknąć trudnych pytań?
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura