W piątek byłem na pogrzebie mojego młodszego o 14 lat byłego współpracownika. Pracowaliśmy w jednym pokoju przez kilka lat - czułem się zobowiązany. Poza tym wiedziałem, że zobaczę wiele dawno nie widzianych twarzy i będę miał okazję zamienić po parę słów z wieloma osobami. Tak to już jest, że daleka rodzina i znajomi spotykają się przy wesołych i smutnych okazjach, wpierw chrzcinach, pierwszych komuniach, weselach, później pogrzebach i znowuż chrzcinach następnego pokolenia.
Był spory tłum ludzi. Mamy różny stosunek do takiej uroczystości. Czasem traktujemy ją jako przykry obowiązek, czasem jako pewien rodzaj pożegnania z kimś kogo już nigdy żywego nie spotkamy. Dla rodziny jest to kolejny etap żałoby. Uczestnictwo w sformalizowanej ceremonii wymaga aktywności, która oddala na chwilę depresję i pustkę. Wierzącym daje nadzieję na przejście do wieczności, napawa otuchą, że to tylko tylko zmiana formy życia, przypomina, że życie doczesne jest tylko wstępem do wiecznego. Niewierzący mają nieco gorzej, ale dla nich przypomnienie o śmierci podkreśla cenę życia, wartość każdej jego chwili.
Tak, tłum był spory, trębacz odtrąbił ciszę - daleko mu było do mojego wyobrażenia ciszy w wykonaniu Prewitta, ale raczej nie fałszował. Rodzina płakała, pozostali okazywali ponurą powagę - wszystko było jak trzeba?
W moim odczuciu jednak nie. Już w bezwyznaniowym domu pogrzebowym, gdzie ksiądz odprawiał smutną liturgię miejsce przed trumną zajęło czterech grabarzy. Faceci postawni, dobrze ubrani, w garniturach, białych koszulach krawatach i białych rękawiczkach., krótko przystrzyżeni - pełna elegancja!
Co zatem nie było w porządku?! Otóż panowie Ci przyjęli na siebie rolę, dawniej skromnie pełnioną przez ministrantów lub kościelnego, którzy jednak nie dominowali nad tłumem wiernych, tylko pomagali im zgodnie uczestniczyć w ceremonii. Pomiędzy pomagać a zastępować jest jednak spora różnica. Panowie Ci Głośno, natychmiastowo i rytmicznie odpowiadali na wezwania kapłana jak dobrze wyszkolony pododdział wojska na defiladzie. Zgodnym głośnym chórem natychmiast podejmowali pieśni i nadawali im szybki rytm, wręcz przechodzący w skandowanie. Miałem wrażenie, że ten zawodowy teatrzyk wyklucza udział żałobników w ceremonii, która powinna być wspólnotowym przeżyciem, a nie komercyjnym przedstawieniem.
Smutne wspomnienia zostaną mi z tego pogrzebu, ale przecież pogrzeb to smutna uroczystość, może właśnie było tak jak być powinno? Dawno nie byłem obecny przy religijnym ceremoniale czy tak to dzisiaj wygląda?
Komentarze
Pokaż komentarze (8)