Jak to opisać? Nie wiem czy słowa potrafią oddać rzeczywistość.
Wyjechały z Charkowa 5tego, albo 6tego marca. Nie pytaliśmy za wiele, bo były koszmarnie zmęczone drogą, czekaniem i tym wszystkim co się działo, poza tym bariera językowa - trzy matki 4X z córkami 1X - spały całą drogę do Poznania i jeszcze dłużej.
Ponoć z Charkowa do Lwowa jechały 18 godz. z przesiadką w Tarnopolu. We Lwowie spędziły noc i "już" 8mego rano były na granicy z Polską. Po ukraińskiej stronie kolejka posuwała się wolno. Mieliśmy z nimi kontakt telefoniczny za pośrednictwem przyjaciela syna, którego jedna z uchodźczyń była przyrodnią siostrą a druga jej matką, a reszta bardziej lub mniej przygodnym towarzystwem - szczerze mówiąc to nie wiem - sześć bezbronnych istnień i tyle.
Na granicy były rano, a za ukraińskim szlabanem dopiero późnym wieczorem. Podobno nie puszczali, bo po polskiej stronie był zator. Kiedy już dotarły do polskiej kontroli ok. 20tej to ok 21:30 były już w punkcie recepcyjnym w Korczowej.
Hala Kijowska - miejscowe centrum handlowe zostało zamienione w punkt recepcyjny. Został całkowicie wstrzymany ruch kołowy do granicy. Tylko autobusy użyczone przez lokalnych przewoźników kursowały tam i z powrotem przywożąc każdorazowo po kilkudziesięciu uchodźców - kobiet, dzieci, starców. Spora powierzchnia hali targowej była całkowicie zastawiona polowymi łóżkami z kocami czy śpiworami z tymi, którzy nie wiedzieli co dalej, albo czekali na umówiony transport. Tysiące ludzi leżących, w końcu w cieple, patrzyło, w większości w dal, bez perspektyw. Ludzi, którzy zostawili dorobek swojego życia - cały dobytek. Z bagażem, dającym się unieść przy pieszej wędrówce, uciekli przed okropieństwem wojny. Uciekli, aby ratować siebie, swoje dzieci, swoich bliskich. Każdy przybywający z granicy mógł skorzystać z ciepłego posiłku. Woluntariusze rozstawili liczne namioty z jedzeniem i gorącymi napojami. Z boku hali leżały sterty ciuchów, z których można było uzupełnić brakującą garderobę. Toalety "ktoś" systematycznie sprzątał, a przede wszystkim było ciepło! Dwa rzędy toi-tojów nie miały wzięcia - toalety w hali się wyrabiały. Z głośników co chwilę rozlegały się informacje o wolnych miejscach w autobusach zabierających uchodźców do Warszawy, Krakowa, Wrocławia. Dużo policji i strażaków pilnowało porządku i kierowało ruchem. Jednak miałem wrażenie, że to woluntariusze załatwiali większość pracy i wsparcia. Pozorny chaos, ale dzięki ludzkiej determinacji również widoczny porządek.
Przed wejściem do hali stali, prawie na baczność dziwni ludzie z transparentami JW.ORG - dziś dowiedziałem się kto to. Byli też ludzie z jakimiś dziwnymi napisami po portugalsku, a przede wszystkim mnóstwo oczekujących mówiących w przeróżnych językach. Parking obok hali był zastawiony samochodami na rejestracjach - polskich, niemieckich i również ukraińskich.
Nasze bohaterki, gdy już dotarły do hali, skorzystały z toalety, a potem zapadły w sen w samochodach uwożących je na wygnanie, w obcy świat, z którym tak trudno będzie się dogadać. Ale były bezpieczne w wolnym świecie!
Po dwudziestu pięciu godzinach można było zdjąć buty i wziąć się się do pracy, która cierpliwie czekała. Po pobudce, następnego dnia, nasze bohaterki dziś ruszyły w dalszą podróż, dwie samolotem do Irlandii, czterem został załatwiony transport do Niemiec, do ich rodzin.
A ten tłum w Korczowej? Tłum na polowych łóżkach czeka na pomoc, na łaskawy los...
zbanowali mnie:
Grzegorz Gozdawa - chyba mu słoma z papci wylazła. Rafał Broda - za bolesną prawdę o stanie jego umysłu Krzysztof Osiejuk - za odmienną percepcję Jarosław Warzecha - sam nie wie, pewnie się naraziłem :) Aleksander Ścios - kto go dziś pamięta to wie. Tomasz Sakiewicz - naprawdę nie wiem dlaczego... KaNo - aby uniknąć trudnych pytań?
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka