Dziś jeszcze o jakości debaty wokół „Towarzysza Generała”. Zobaczymy, jak komentują go dwaj intelektualiści – profesjonalny badacz historii –
prof. Marcin Kula na łamach Gazety Wyborczej i popularny komentator wydarzeń bieżących –
Waldemar Kuczyński w Rzeczpospolitej. Tym razem możemy założyć, że w odróżnieniu od Włodzimierza Cimoszewicza, będą oni wypowiadali się o filmie, który oglądali. Kuczyński deklaruje to nawet wprost.
Zacznijmy od drugiego z nich. Waldemar Kuczyński zaznacza, że „Towarzysz Generał” nie skłonił go do merytorycznego zastanowienia nad postacią Jaruzelskiego. Jego reakcja ma charakter czysto emocjonalny. Jest zły – na autorów, na narratora, na historyków (oczywiście nie wszystkich, tylko „niektórych”). Co więcej, ekstrapoluje on swoje odczucia na wszystkich widzów. Stwierdza też, najwyraźniej bez autorefleksji, że właśnie emocje nie służą dialogowi. Kuczyński nie zamierza jednak wziąć w nawias własnych emocji i dokonać merytorycznej oceny filmu. Skupia się na przypisaniu określonych cech autorom „Towarzysza Generała”. Według Kuczyńskiego autorzy są pogrążeni są w czarno-białych schematach, co rzutuje na ich ocenę PRL-u i zaangażowanych w jego budowę ludzi. Film to oczywiście „historiografia IPN-owska” pisana przez pryzmat teczek. Pojawia się standardowa kalka „młodych historyków” nierozumiejących ówczesnych realiów. Kuczyński zaleca takim ludziom odsłuchanie piosenek śpiewanych za Bieruta, Gomułki, Gierka, Jaruzelskiego – to w nich podobno ma znajdować się prawda o tamtych czasach. (Ciekawe, czy więcej prawdy jest w utworach Alibabek i Czerwonych Gitar, czy Kaczmarskiego i Gintrowskiego?). Kuczyński dokonuje rzeczy kuriozalnej – zarzuca trwającemu ponad godzinę filmowi, że nie pokazuje pełnej prawdy o PRL-u. Zarzut wydaje się o tyle nieuczciwy, że przecież nie to jest zadaniem autorów. W ostatnim akapicie ujawnia się niezwykła umiejętność Kuczyńskiego do określania rzeczywistych motywacji innych ludzi – tu autorów „Towarzysza Generała”. Były minister wie (ale nie powie konkretnie skąd – „to widać w życiu generała”), że Polska była dla Jaruzelskiego punktem odniesienia, a nie ZSRR. Wie (ale też nie powie skąd), że ciemne karty życia ciążą Jaruzelskiemu. Twierdzi, że Jaruzelski nie wypiera się złych czynów i w rzeczywistości jest to prawdą. Jednak generał sam z siebie nigdy nie przeprosił za czystki antysemickie przeprowadzone w 1968 i później. Zrobił to publicznie dopiero po projekcji tego właśnie filmu, zwanego przez Kuczyńskiego „medialną egzekucją”.
Dla prof. Kuli, tak jak dla Kuczyńskiego, film jest podobny do tych z poprzedniej epoki. Różnią się tylko oceną. Dla drugiego z nich film jest „tylko” komunistyczny. Dla pierwszego - stalinowski. To nie koniec podobieństw. Kula również jest mistrzem przypisywania motywacji. Wie, że film ma na celu dyskredytację – nie tylko tytułowego generała, ale wszystkich zaangażowanych w Okrągły Stół. Film jest zrobiony pod tezę. Jaką?? Kula wprost określa ją tak: „tytuł "Towarzysz generał" pojawia się po rosyjsku, a dopiero po chwili przemienia się on w tytuł polski”. Widać dokładne określenie tezy filmu, nie jest w wypowiedzi historyka istotne. Tym samym Kula realizuje w praktyce swoje stwierdzenie, że „prostota jest może naturalną cechą złej propagandy, ale nie cechą dobrej analizy historycznej”. Mi natomiast nie wydaje się, że cechą dobrej analizy historycznej są mgliste uwagi, częściowo tylko odnoszące się do meritum. Ogólnie film jest słaby i wiele w nim oczywistości. Kula pomija fakt, że przed emisją tego materiału, przynajmniej na część pojawiających się w nim informacji, raczej trudno było się natknąć w mediach. Wydaje się również, że film emitowany w telewizji publicznej nie musi koniecznie docierać do nowych faktów (co powinna czynić praca naukowa), lecz może mieć walor pedagogiczny – przedstawiać szerszej zbiorowości elementy historii. Odpowiedzialność generała za masakrę na wybrzeżu została źle określona, więc program zasługuje na porównanie z polityką PiS-u.
Największą uwagę warto jednak zwrócić na końcówkę tekstu, gdzie Kula pisze, jak żałuje, że w programie wystąpił prof. Andrzej Paczkowski. „Pod wszystkim, co akurat on mówi, mógłbym się oczywiście podpisać, ale żal mi, że swoją obecnością legitymizował przedsięwzięcie” – pisze. Nie można zatem pochwalić historyka za to, że w przestrzeni publicznej mówi prawdę, o ile jego wystąpienie poprzedzają nielubiani przez Kulę badacze. Czy to uczciwy argument? Co mówi o Kuli, jak człowiekowi, który w ramach pełnionego zawodu powinien dociekać prawdy?
W obu przypadkach pojawia się krytyka, że film jest jednostronny, przedstawia Jaruzelskiego wyłącznie jako negatywnego bohatera. Jednak ani uniwersalny komentator, ani profesor historii nie podają, jakie to fakty miałyby zmienić ten obraz. Nie chcą? Nie potrafią? Może takich faktów nie ma?
Jestem na tyle odważny, żeby powiedzieć - "Król jest nagi". Lubię podróże - ta obecna prowadzi szlakami standardów. Miejmy nadzieję, że zakończy się raczej na Polach Elizejskich, czy Speakers' Corner, niż na Placu Czerwonym.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka