Gdyby wschodnie rubieże Polski sięgały dziś do Podola, a może jeszcze dalej, gdybym do Królewca wpadał na weekend jak do Sopotu, a nasz kraj miał powierzchnię miliona kilometrów kwadratowych, posiadał własny silny przemysł i rządziłby nami silny, odpowiedzialny, polski rząd, to okolicznościowe dywagacje o „Obłędzie 44” przeszłyby bokiem, niezauważone, poza wąską grupą historyków zajmujących się tematem „Co by było, gdyby..”. Nie wiem, co by było, wiem jedynie, że nie mamy silnego, polskiego rządu, mamy za to rozsypujące się państwo, bez własnej, nowoczesnej gospodarki, zadłużone już na ponad bilion złotych. Do tego mamy otwartą już wojnę lewactwa z Kościołem. Jeśli różni historyczni magicy akcentują, jak słaba była Polska w 1939 roku i jak błędna była wtedy polska polityka zagraniczna, to jak teraz mamy opisać stan naszego państwa i społeczeństwa? Teraz jesteśmy mocni?
Dyskutowanie w tym momencie o tym, czy warto było chwytać za broń i walczyć o niepodległość Polski i o wolną Warszawę w 1944 roku, jest nie tylko szkodliwe, ale wręcz idiotyczne, jest w ogóle brakiem szacunku dla Powstańców. Cieszyłbym się, gdyby powstali z grobów, w swoich pięknych mundurach i obili choć trochę szczęki niektórym magikom od naszej historii. W tamtym, realnym świecie, w upokorzonej przez Niemców Warszawie, żyli młodzi ludzie, którzy od samego początku przeciwstawili się tej zbrodniczej machinie. Nie dali się upokorzyć i skundlić, tak jak dała się skundlić po 1989 roku niemała część Polaków, dzisiejszych czterdziestolatków, trzydziestolatków, łasych na synekury i gotowych oddać swój honor i godność każdej obcej sile za sypane przez nią „ojro”. Te dwadzieścia kilka procent średniego pokolenia, które poparło rządy Donalda Tuska, to prawdziwa zmora Polski, to odłam Polaków, którzy, albo zagubili się, albo po prostu cynicznie chcą tu i teraz, za wszelką cenę zaspokoić swoje egoistyczne potrzeby.
Jak zachowaliby się w 1944 roku, można się tylko domyślać. Ale to byłoby znowu gdybanie. Nie ma sensu gdybać. To był wielki heroizm, to była walka wynikająca z hartu ducha. Jaki hart ducha ma dziś Donald Tusk w sprawach ważnych dla Polski? Jaki hart ducha mają jego wyznawcy, dla których polska flaga w kupie to artystyczna ekspresja? Twierdzę, że aktywni, także i dziś, wyborcy PO, to nasza polska zmora, to ludzie bez zasad, bez właściwości, gotowi tu wpuścić każdego za to jedno symboliczne euro, gotowi opluć każdą polską świętość, byleby oni mogli dalej „grillować”, byleby tylko zagarnąć teraz jak najwięcej dla siebie. Głodowe emerytury, praca do śmierci? To nie ich temat, nie ich zmartwienie. Protestowali w tej sprawie polscy emeryci! Prowadzona jest już jawnie polityka prowadząca do całkowitego rozpadu państwa, jego totalnego uzależnienia od obcych mocarstw, a minister finansów przypomina kieszonkowca, który ciągle dobiera się do naszych portfeli w tramwajach i w autobusach.
Jeśli więc chcemy w ogóle oceniać tamte sierpniowe i wrześniowe dni w Warszawie, to najpierw proszę o bilans III RP, najpierw chcę poznać recepty na przyszłość. Wara od Powstania Warszawskiego! Właśnie dlatego, że dziś tak wielu z nas toleruje upadek Polski, siedzi cicho, ze strachu robiąc w portki, czy nie odetną go od etatu, od kasiory. Nie od życia, od kasiory. Strach w oczach, pełzanie po ulicach i biurach, to jest dziś obraz znacznej części polskiego społeczeństwa. Przy takim nagromadzeniu antynarodowych posunięć rządu PO, Francuzi albo Hiszpanie, już dawno pogoniliby ich, albo wsadzili po prostu do więzienia. Bo przecież są paragrafy o działaniu na szkodę państwa polskiego. Wtedy, w 1944 roku też były takie paragrafy. Obłęd to my mamy teraz, w 2013 roku. I patrząc na utoczonych tym systemem Polaków, jedyny promyk nadziei jest znowu w postawie ludzi młodych, wrażliwych i odważnych, zupełnie tak jak wtedy, w Powstańczej Warszawie. Na pohybel tym, którzy tego nie rozumieją.
Inne tematy w dziale Kultura