Polacy i polaczki. Nie, nie chodzi tu o jakieś dwa odłamy narodu, chodzi o tych samych Polaków. Polacy, którzy kwestionują oddalanie się od polskości, od prawdy o Smoleńsku, od tradycji, od godności i honoru, od religii, to polaczki. Ilu polaczków mieszka między Bugiem a Odrą? Nadal zbyt dużo. Janusz Palikot nie omieszkał powiedzieć, że wolałby mieć za sąsiadów inne nacje, niż właśnie tych Polaków- polaczków, którzy przemykają jeszcze gdzieś po ulicach, snują się nie wiadomo po co. po przychodniach, wściekli i zrezygnowani. Tracą swoją moc takie celne terminy jak nacjonaliści, faszyści i mohery. Trzeba sięgnąć po termin, który ubliża Polakom i używany jest czasami przez inne nacje, by jasno wyrazić, co myślą o narodzie mieszkającym nad Wisłą. Jeśli jesteś już zanurzony w europejskiej świadomości po szyję, albo i po głowę, to w końcu można spojrzeć prawdzie w oczy: z kim ja tu mieszkam, w jednym kraju? Odpowiedź przychodzi sama: z polaczkami.
Sprawa nie jest tak błaha, jak można by sądzić. Na różnych forach internetowych coraz częściej właśnie to jedno słowo -„polaczki”- pisane oczywiście z małej litery, zastępuje całą „żmudną” argumentację w sporze z Polską „niedzisiejszą”. Rzecz dotyczy głównie dość młodych ludzi przesiąkniętych palikotyzmem, Europą i rewolucyjnym, lewicowym spojrzeniem zaczerpniętym z sowieckiej epopei. Otóż, tego do tej pory nie było. Okazuje się, że wyrasta na naszych oczach jakieś nowe pokolenie, być może jest to garstka ludzi, ale jest i posługuje się językiem obelżywym wobec Polaków, posługuje się terminem, który -sam w sobie - ma nas Polaków obrazić. Najwierniejsi synowie i córy PRL-u pisali i mówili co najwyżej o pełzającej kontrrewolucji lub elementach antysocjalistycznych, ale nie o polaczkach.
Czy można się jeszcze dziwić, że 11 listopada, do Warszawy przyjeżdżają Niemcy z Antify z pałami i biją Polaków ? A kto ich zaprosił? Młodzi ludzie, Polacy wyzwoleni z pęt polskości, z głowami umoczonymi po brzegi w czerwonym kuble przebrzmiałych idei i czarnym kuble anarchistycznej pały. Ci ludzie czują rewolucję, oddychają wręcz innym powietrzem, inaczej jedzą i inaczej śpią. Sami nie wiedzą, kim są. Żyją w kraju, gdzie plącze się jeszcze po ulicach tak wielu polaczków. Myślą sobie: jak to dobrze, że media są z nami. Dosięga ich spełnienie twórcze, albo nawet polityczny orgazm, gdy widzą jak niemiecka, anarchistyczna pała wali takiego Polaka w łeb. Mamy nową rasę nad- Polaków, lepiej wiedzących i lepiej czujących świat, gotowych do walki i poświęcenia, gotowych do rewolucji. Można to wszystko zbyć twierdzeniem, że pisać o tym nie warto, że to garstka lewaków i nawiedzonych. A jednak to obelżywe określenie „polaczek”, zawierające w sobie pogardę dla Polaków jako takich, staje się jakimś znakiem czasu, a także zidiocenia. Staje się symbolem odrzucania polskości. Kłótnia między nami – jeszcze zwykłymi Polakami - to co innego, nawet na faszystów i sługusów Rosji, na lewaków i prawaków, to jednak jest jeszcze tradycyjna narracja. Polaczek w ustach młodego Polaka jest niewątpliwym novum.
To tylko kilka luźnych zdań o pewnej skrajności, o marginesie dyskursu w blogsferze. Szczęśliwie, bezlitosna rzeczywistość polityczna wali po głowach autorów tych „polaczkowych” wpisów w sieci. Będą powoli odpływać na swoje nieistniejące archipelagi. Bo wszytsko się wokół zmienia i nie jest to nastrój ich rewolucji. Warto wierzyć w to, że 11 listopada 2011 roku był ostatnim dniem, w którym dopuścili się zhańbienia Polskiego Święta Narodowego. To jedno obelżywe słowo pokazuje jakie spustoszenie w głowach niektórych młodych ludzi sieje nienawiść, którą produkują nieustannie różnej maści polityczne stwory i środki medialnego przymusu.
Inne tematy w dziale Polityka