Gdyby łazik Perseverance, z jakichś bliżej nieznanych nikomu powodów, nagle zawiódł i przestał prowadzić swoją arcyważną misję marsjańską, jest jeden człowiek, który by temu zaradził, więcej, on by powiedział stąd, z Warszawy lub z Płocka, co się łazikowi stało, i co trzeba zrobić, żeby znowu działał. Ten lider mówi nam od wielu tygodni: - My wiemy jak! Fenomen tego człowieka, bo przecież nie jego ruchu (ruch taki sobie jak wiele innych) zdumiewa i rodzi poważne obawy o stan umysłów części polskich wyborców. Nie jest to ocena pozbawiona pewnych racjonalnych podstaw, pomijając oczywisty fakt, że część z nich, zwanych kiedyś lemingami, straciła po prostu wiarę w to, że to Platforma obali PiS, i - co całkowicie zrozumiałe - ujrzała swojego wybawcę w Szymonie Hołowni. Postaci, która co kilka dni lub co kilkadziesiąt godzin siada przed monitorem i uprawia słowotok-bełkot składający się z wszystkich niemal popularnych narracji, miłych dla ucha całego szerokiego centrum i lewego skrzydła także jak najbardziej. Bo to jest trochę tak z Szymonem Hołownią, że on, niczym komiwojażer puka do naszych drzwi i dziś mówi, że ma właśnie do sprzedania Biblię, a już następnego dnia wpada, dajmy na to, z „dziełem” „Epizody wojny rewolucyjnej” Ernesto Che Guevary i gotów jest przekonywać nas, że autor też wiedział „jak”. Nie ma rzeczy niemożliwych dla nowego lidera politycznego. Jako komiwojażer przyniesie nam zawsze wprost pod drzwi dobrą nowinę, podsunie rozwiązanie na likwidację mrówek w kuchni i naprawę marsjańskiego łazika. Jak to jest możliwe w Polsce – 30 lat po Stanie Tymińskim, doprawdy trudno pojąć. Ale pewne jest, że Szymon wchodzi, a Borys już wychodzi.
Bo właśnie Borys Budka, walcząc na lewo i prawo, ogniem i mieczem, by nikt nie wychodził, by już tylko tych kilku prawych brakowało do magicznej liczby 276, jednocześnie wystawia za drzwi dwóch, bynajmniej nie anonimowych posłów, sam zbliżając się nieuchronnie do tego, że w końcu to jego wystawią za drzwi. Borys Budka - samobójca polityczny, tak to wygląda z perspektyw dzisiejszego popołudnia. Jeśli wyrzucenie z Platformy Ireneusza Rasia i Pawła Zalewskiego miało „przykryć” prezentację „Nowego Ładu” Prawa i Sprawiedliwości, to cena jest dość wysoka, a to zapewne tylko przedsmak tego co nas czeka, skoro właśnie inny lider PO rozpoczął w Opolu biesiadowanie na skrzynkach i nie są to bynajmniej narady pracowników sadu przed zbiorem jabłek. Borys Budka idzie jak burza, co więcej, to szybkie cięcie konserwatywnego skrzydła w partii, zamiast wystraszyć innych buntowników, może jedynie przyspieszyć dekonstrukcję największej partii opozycyjnej w polskim parlamencie. Borys Budka wychodzi z wielkiej polityki, choć tak bardzo chce być w niej wielkim aktorem, głównym rozgrywającym. Zdezorientowanym mieszkańcom Wilanowa pozostaje dzisiaj tylko siąść po północy w restauracyjnych ogródkach i podjąć życiową decyzję: Szymon albo Rafał. Rafał oczywiście pokona Szymona, ponieważ on z kolei jest uosobieniem ideału wyborców PO. Im mniej zajmuje się Warszawą, a właściwie to przecież wcale, tym bardziej jest idealny. Im więcej i częściej mówi „to rząd”, „obalić PiS”, „natychmiast”, tym większe budzi zaufanie i aplauz. Pomysłu na Polskę i rządzenie nie ma, ale przecież Platforma w tej konwencji rządziła osiem lat i było całkiem fajnie, Była wtedy fajna Polska, co zauważył Tomasz Lis. Tylko romantyczna Monika Olejnik martwi się jeszcze na serio na łamach „Wyborczej”, co to się dzieje z tą Platformą. A nic takiego: - Zmiany, zmiany, zmiany – jak mówił Dydała do Krzakoskiego w „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”.
Inne tematy w dziale Polityka