Od Autora
Pismo,
które poniżej publikuję z niewielkimi uszczegóławiającymi poprawkami, w maju 2012 skierowałem jako „list otwarty” do znanego publicysty, pana Macieja Iłowieckiego, członka Rady Nadzorczej MSM „Energetyka”. Równocześnie złożyłem je dla publikacji w piśmie MSM Energetyka „M6”. Tekst tego listu otwartego skorygował mi przed przyjęciem do druku w „M6” jego redaktor, pan Zbigniew Rossa i po tej korekcji, zaadresowany do pana M. Iłowieckiego złożyłem 15. maja 2012 w biurze spółdzielni.
Od Adresata odpowiedzi nie otrzymałem a niemal natychmiast po przyjęciu tego tekstu do druku pan redaktor Z. Rossa został zwolniony lub sam odszedł z pracy w MSM i „M6” przestało się ukazywać. Po wznowieniu wydawania „M6”, w listopadzie ubiegłego roku spotkałem się z nowym redaktorem „M6”, panem Mariuszem Ilnickim, który mnie zapewnił, że to on jest samodzielnie odpowiedzialny za publikacje, ale w przejętych przez siebie materiałach redakcji „M6” mojego tekstu nie ma. Wysłałem więc tekst ten panu M. Ilnickiemu e-mailem z prośbą o potwierdzenie odbioru i przypomnieniem prośby o przekazanie Adresatowi oraz o publikację treści tego listu otwartego w „M6” wraz z ewentualną odpowiedzią lub komentarzem pana M. Iłowieckiego.
Nie otrzymawszy odpowiedzi, na początku lutego tego roku przesłałem kolejny raz to samo panu Ilnickiemu - tym razem rejestrowanym e-mailem i wiem, że e-mail ten został otwarty. Niestety odpowiedzi do dziś nie otrzymałem i nawet nie wiem czy list mój został przekazany już do Adresata. Gdyby ktoś z Czytelników znał pana redaktora Macieja Iłowieckiego proszę o wskazanie Mu tej publikacji.
Monit z dnia 3. lutego 2014
List otwarty do pana redaktora Macieja Iłowieckiego
Szanowny Panie Iłowiecki!
15. marca 2012, będąc Członkiem Rady nadzorczej MSM „Energetyka”, został Pan wybrany przewodniczącym obrad części Walnego Zgromadzania Członków Międzyzakładowej Spółdzielni Mieszkaniowej „Energetyka” w osiedlu Sielce. W maju 2012 napisałem do Pana list otwarty z wieloma pytaniami dotyczącymi prowadzenia obrad, kiedy to pod pana przewodnictwem odmówiono mi - autorowi projektów uchwał - przypisanego statutem prawa głosu. W maju 2012 treść listu otwartego do Pana przekazałem w biurze spółdzielni z wnioskiem o publikację w organie zarządu spółdzielni - czasopiśmie „M6”. Umieściłem treść tego listu w Internecie pod adresem https://goo.gl/RwH9zX .
Do dziś Pan, panie Iłowiecki, na ten list nie odpowiedział. Ówczesny redaktor naczelny „M6” poświęcił nieco trudu na korektę, aby treść skierowanego do pana „listu otwartego” mogła zostać przyjęta do druku. Niestety, niemal natychmiast po przyjęciu tego tekstu do publikacji pan redaktor Rossa przestał być redaktorem „M6”, a pismo zawiesiło działalność. Reaktywowano je po ponad półrocznym zawieszeniu, ale bez publikacji treści mojego listu otwartego. Niedawno spotkałem się z obecnym redaktorem „M6”, panem Mariuszem Ilnickim, któremu przesyłam niniejszy tekst z prośbą aby przekazał go Adresatowi, a następnie treść jego opublikował w „M6”. Uważam, że pora tę treść przypomnieć.
Szanowny Panie Iłowiecki, jako doświadczony dziennikarz i wieloletni uczestnik ważnych gremiów, badacz różnych sposobów wywierania wpływu na ludzi poprzez manipulowanie informacjami (np.„Krzywe zwierciadło: o manipulacji w mediach”, Gaudium, Lublin 2003), dobrze rozumie Pan znaczenie przestrzegania w demokratycznych organizacjach prawa ich członków [dostępu] do informacji. Ważne to, zwłaszcza gdy decyzje mające wpływ na przeznaczenie dużych pieniędzy podejmuje się większością głosów. W gestii zarządu i rady nadzorczej naszej spółdzielni mieszkaniowej, jest 130 milionów złotych rocznie. Kiedyś na zagranicznej uczelni na wykładzie zarządzania dowiedziałem się, że w kraju znacznie lepiej niż my kontrolującym korupcję (Szwecja) bardzo trudno jest zauważyć nierzetelność zarządu na poziomie 10% obrotów.
Kiedy sprawa dotyczy publicznych pieniędzy nie można jej „zamiatać pod dywan” i milczeć. Nasza spółdzielnia ma wielki, około miliardowy, majątek trwały, 18 tysięcy Członków, 50 tysięcy mieszkańców - to jak spore miasto. Niestety, gospodarczo spółdzielnia jest praktycznie wyjęta spod nadzoru prawa. Nie kontroluje jej NIK, często nie potrafią lub nie chcą w sprawach jej Członków angażować się warszawskie prokuratury. Sądowe rozstrzyganie o nieprawidłowościach jest dla Członka dochodzącego swych praw spółdzielczych ograniczone i bardzo kosztowne. Sądy nie chcą rozpatrywać spraw innych niż wyliczone w ustawie o spółdzielczości, a w swych orzeczeniach nieraz błądzą. Związek Rewizyjny Spółdzielni Mieszkaniowych RP nie potrafi albo nie chce wnikliwie działań zarządu i Rady kontrolować. Tylko sami Członkowie spółdzielni mogą w tych warunkach dbać o naszą spółdzielczą praworządność.
Pan – działając w Radzie nadzorcze, Członkom spółdzielni niestety w tym nie pomaga. Przeciwnie, tak jak większość Członków Rady nadzorczej, świadomie lub nieświadomie, działa Pan wyłącznie na rzecz „ludzi trzymających władzę” zainteresowanych głównie działalnością deweloperską. Ludzie ci troszczą się o budowanie za wszelką cenę nowych domów. Trudno zgadnąć dlaczego bardziej interesuje was uprawianie deweloperki niż troska o rewitalizację naszych mieszkań, domów i osiedli chociaż znacie i ukrywacie przed mieszkańcami wartościowy, fachowo w oparciu o zachodnioeuropejskie wzorce wykonany projekt . Wbrew woli mieszkańców - zagęszczając nasze dobrze zaplanowane kiedyś osiedla i odbierając nam istniejące na nich parkingi, nieraz łamiąc zasady, budujecie - często nie umiejąc nawet tego budowania nadzorować. Kto na tym zarabia? My, Członkowie spółdzielni, nie mając żadnych z tego korzyści, ponosimy tylko koszty powstałych z tego powodu strat. Nie zapomnę wzburzenia jakie usłyszałem kiedyś od Członków Rady nadzorczej kiedy zaproponowałem aby każdy z jej Członków corocznie składał publiczną deklarację ile on i osoby mu bliskie posiadają mieszkań w naszej i innych warszawskich spółdzielniach mieszkaniowych. Nie chodzi mi o ograniczanie ich praw do posiadania większej liczby mieszkań ale o możliwość sprawdzania czy przynależność do Rady nadzorczej nie jest przez jej Członków wykorzystywana dla prywaty naszym kosztem.
Domy, które z taką pasją budujecie, nie służą osiemnastu tysiącom wieloletnich Członków spółdzielni, o których równe prawa majątkowe i o ich substancję mieszkaniową macie obowiązek dbać przede wszystkim ani nawet członkom oczekującym od lat ale przeznaczane są dla ludzi z waszego naboru. Próba zmian statutu lansowana w 2012 roku przez zarząd miała jasny cel: zmniejszyć uprawnienia Członków spółdzielni, zmniejszyć obowiązki zarządu i rady wobec Członków oraz ułatwić zarządowi i Radzie nadzorczej handlowanie gruntami i uprawianie niepotrzebnej nam i godzącej w nasz majątek deweloperki. Nie wiemy komu budowanie nowych domów ma służyć, ale wiemy, że to my będziemy ponosić koszty ryzyka każdej nieudanej waszej inwestycji. Angażując w to nasze fundusze, których przeznaczeniem ustawowym są remonty budujecie dla - w ponad 90% - ludzi nie będących nawet u nas Członkami od lat oczekującymi [na mieszkania]. Zyski doraźne z obejmowania mieszkań idą na rzecz nowo przyjmowanych, którzy w każdej chwili będą mogli opuścić spółdzielnię, a nawet oddzielić się wraz z należącymi do naszej spółdzielni gruntami i domami podczas gdy ryzykiem błędów planowania i wykonawstwa niepotrzebnych nam inwestycji obciążani są „starzy” Członkowie spółdzielni. Zarząd spółdzielni z utworzonego z wpłat „starych” Członków spółdzielni naszego centralnego funduszu remontowego utworzył jakby chyba nielegalny parabank dla kredytowania kosztów działań na rzecz przyjmowanych przez siebie nowych Członków. Nie przypominam sobie aby kiedykolwiek Walne Zgromadzenie Członków a dawniej ZPCz, mające wyłączne prawo decyzji dotyczących kierunków działania spółdzielni i nadzór bankowy zezwoliły kiedyś zarządowi na taką parabankową działalność świadczoną na korzyść nam obcych ludzi.
Jakby korzystając z leninowskiego hasła „cała władza w ręce rad” ludzie faktycznie kierujący spółdzielnią mieszkaniową podsuwają naszej Radzie nadzorczej do uchwalenia decyzje zarządcze w kwestiach finansowych. Tym zdejmują z zarządu spółdzielni imienną odpowiedzialność za podejmowanie decyzji i pozwalają mu zasłaniać się anonimowo, więc praktyczne bezkarnie, podejmowanymi decyzjami Rady. Co gorsze całkowicie odbiera to Radzie nadzorczej możliwość kontrolowania tych idących w dziesiątki milionów majątkowych decyzji - bo przecież nikt nie może obiektywnie skontrolować samego siebie. Decyzje dotyczące spółdzielczego majątku są niekontrolowane a przecież samo wytrzepanie kurzu ze 130 milionów, jakie Członkowie gotówka wpłacają co roku w czynszach, może utworzyć niejedną fortunę.
W spółdzielni mieszkaniowej statut jest jej konstytucją. Każdy, nawet Członek rady nadzorczej, nawet Pan - panie Iłowiecki, ma obowiązek przestrzegania prawa i zapisów naszego statutu. Nie powinien Pan kierować się wyłącznie wykładnią cara Mikołaja I, że prawa stanowione są dla poddanych ale nie dla władzy.
Skoro Rada nadzorcza podejmuje decyzje majątkowe a jej Członkowie łamią prawo, to obowiązek kontrolowania muszą przejąć niefunkcyjni Członkowie spółdzielni, a mają do tego tylko statut. Nie mając sankcji na Radę nadzorczą możemy tylko jej działania obserwować a o nieprawościach, jak te będące tematem niniejszego pisma, mówić głośno, w czym niektórzy ludzie, nawet wyglądający sympatycznie jak Pan, z uporem godnym lepszej sprawy nam przeszkadzają.
Marcowa (2012) sesja Walnego Zgromadzenia Członków MSM „E” dotyczyła uchwalenia zmian w statucie spółdzielni. Organizator w programie WZCz zamieścił 21 propozycji zmian statutu zgłoszonych przez Członków zgodnie z ustawą i statutem, każda podpisana przez co najmniej 10 Członków spółdzielni - oraz zestaw 126 anonimowych propozycji zmian statutu przez nikogo nie podpisany, więc w świetle prawa spółdzielczego nielegalny. Jako autorów treści tych 126 anonimowo zgłoszonych propozycji zmian wskazywano podczas obrad wiele różnych osób, między innymi prezesa spółdzielni, jakichś obcych prawników, Związek rewizyjny spółdzielni mieszkaniowych RP, niektórych Członków rady nadzorczej.
Przedstawiając te 126 propozycji zapewnił Pan, panie Iłowiecki, zebranych że „trzeba zawierzyć, że projekt [tych 126 zmian] jest dobry, długo pracowaliśmy z zarządem i radą nadzorczą, kilka razy nawet do 2. w nocy”. Był Pan więc również współautorem tych 126 propozycji. Dziwne, że z tak licznego grona nikt z Was pod zaproponowaną do uchwalenia treścią się nie podpisał. Nawet Pan. Prawem kaduka przyjął pan pod głosowanie te nieautoryzowane żadnym podpisem propozycje 126 zmian statutu, lekceważąc zgłoszone prawidłowo wnioski Członków spółdzielni - w tym prawidłowo zgłoszone zmiany odnoszące się do niektórych z tych 126 poprawek.
Nie czas i miejsce aby teraz wykazywać szczegółowo jak szkodliwe dla Członków spółdzielni były proponowane przez zarząd 126 zmiany statutu. Zajmę się sprawami formalnymi. Na ostatnim, przed macowym WZCz swoim posiedzeniu, dnia 31.01.2012, Rada nadzorcza, na czele ze Zbigniewem Rothe, przyjęła sprytną propozycję prezesa spółdzielni Piotra Kłodzińskiego, żeby „w dniu dzisiejszym Rada Nadzorcza przegłosowała treść projektu Statutu wyłączając z głosowania kilka paragrafów do uzgodnienia. Przegłosowanie umożliwi na Walnym Zgromadzeniu mówienie(!), że projekt Statutu rekomenduje Rada Nadzorcza”.(podkr.WK). Całego tekstu projektu 126 poprawek nie uchwaliła ani Rada nadzorcza ani Zarząd, ani nie podpisało go minimum 10 Członków spółdzielni. W świetle prawa nie mógł on być przedstawiony Walnemu Zgromadzeniu dla uchwalenia. Pomimo tego, prowadząc obrady WZCz, zignorował Pan wszystkie projekty poprawek spełniające wymogi formalne zgłoszone legalnie przez co najmniej 10 Członków spółdzielni każdy, a pod glosowanie skierował Pan tylko te nielegalnie zgłoszone, bo anonimowe 126 propozycji zmian statutu.
Jak sztubak dał się pan oszukać otwierającemu obrady Członkowi RN, Markowi Dębskiemu, fałszywie informującemu zebranych, że wnioskodawcy uchwał nie mają prawa występowania na każdej części Walnego Zgromadzenia w sprawach ich dotyczących. Zapominając o etyce zaniedbał Pan nawet (chociaż był Pan do tego wzywany) przeczytania na głos przez siebie ze zrozumieniem §69 ust. 8. Statutu. Mam nad Panem tę przewagę, że uczestnicząc w pracach Komisji statutowej byłem autorem tego zdania w statucie i mam świadomość po co je do statutu wpisaliśmy oraz dlaczego ZPCz spółdzielni w 2007 roku je uchwaliło. Szkoda, że nie poprosił mnie Pan o jego wyjaśnienie. Ktoś z sali, jakby idąc w sukurs p. Dębskiemu, zgłosił nawet durny wniosek, żeby wnioskodawców uchwał usunąć z sali obrad. Wniosek uchwalono! Dlaczego Pan jeszcze nie spowodował wykluczenia tego człowieka ze spółdzielni? Te zdarzenia, wbrew temu co mi Pan solennie podczas tych obrad obiecał, nie zostały opisane w protokole prowadzonej przez Pana części Walnego Zgromadzenia Członków!
Jak skutecznie manipuluje się demokracją
W trzech osiedlach: Bernardyńska, Idzikowskiego i Sielce przewodniczącym obrad udało się podobnie jak Panu, skutecznie łamiąc §69,ust.8. Statutu spółdzielni nie dopuścić do głosu wnioskodawców uchwał innych niż przedstawione jako autorskie zarządu. Większość tam zgromadzonych w głosowaniu poparła propozycje 126 poprawek lansowanych przez Zarząd.

Nie trzeba być matematykiem specjalizującym się w statystyce aby z porównania liczb w powyższych tabelach wyciągnąć wniosek. Widać jak bardzo skuteczne dla ludzi trzymających władzę w organizacji demokratycznej jest pozbawienie w niej głosujących informacji istotnych dla podjęcia decyzji. Może to „trzymającym władzę” praktycznie przynieść dowolne korzyści na drodze pozornie całkowicie legalnej w demokratycznym głosowaniu. Dlatego niezbędna jest szczególna tego kontrola, zwłaszcza w spółdzielczości mieszkaniowej, która jest niemal całkowicie wyjęta spod rutynowej kontroli organów państwa. Łatwo zauważyć, że pozbawieni informacji głosujący są skłonni głosować na rzecz "trzymających władzę" nawet wtedy kiedy przynosi to głosującym szkodę.
Odcinając społeczeństwo spółdzielcze od informacji „ludzie trzymający władzę” mogą z polskimi spółdzielcami robić „demokratycznie” co tylko zechcą. Nie możemy pozwalać aby tak czyniący mogli decydować o wydatkowaniu naszych pieniędzy, o przetargach, o handlowaniu gruntami, budowaniu nowych domów i swobodnym dysponowaniu olbrzymimi środkami jakie przez kilkadziesiąt lat uzbieraliśmy na remonty, czyniąc z nich parabank kredytujący zakup gruntów i budowę domów dla „ich dzieci”. Gdyby nie skuteczna determinacja zebranych w czterech osiedlach Członków MSM „Energetyka”, to łamiący prawo „władcy” naszej spółdzielni uzyskali by wtedy kolejną „demokratyczną” legitymację do jeszcze większej samowoli. Dlaczego Pan, panie Iłowiecki, znając dobrze sposoby manipulowania społeczeństwem w Polsce, pozwolił w to się zaangażować?
Wiktor Jerzy Kobyliński
Inne tematy w dziale Polityka