Zanim postaram się odpowiedzieć na tytułowe pytanie chciałbym zauważyć, że - wbrew pozorom - polityka jest bodaj najtrudniejszą dziedziną. Tylko ludziom bez znajomości życia i bez elementarnej wyobraźni wydaje się, że polityka to władza w czystej postaci, która polega głównie na wydawaniu rozkazów. W najbardziej prymitywnej formie wygląda to tak, że lider (obojętne, czy będzie nim Jarosław Kaczyński bądź inny Donald Tusk) odbiera codziennie tysiące meldunków i codziennie wydaje tysiące poleceń. Stąd biorą się oczekiwania niektórych, że lider ma wszystko wiedzieć i za wszystko odpowiadać. Konkluzja: część ludzi (nie wiem, czy aby nie większość) nie ma bladego pojęcia, jak od środka wygląda ustrój i działanie państwa jako organizacji. Każdego, niekoniecznie polskiego. Państwa rozumianego jako zespół naczyń połączonych. Niestety, bardziej kumaci też mają problem, albowiem nikt do końca nie próbuje nam nawet wyjaśnić, jak powinno wyglądać dobrze zorganizowane, nowoczesne państwo, a co dopiero kogokolwiek do niego przekonać. I to w każdej warstwie, także w ideologicznej.
Po tym krótkim wstępie przejdę do rzeczy. Otóż najbardziej brakuje mi w polskiej polityce prawdziwej debaty publicznej. Jak przez mgłę pamiętam lata przełomu 1989/1990. Byłem nastolatkiem i mimo że dość dużo oglądałem i słuchałem, a także pytałem "starszych" i "bardziej doświadczonych", to - z perspektywy czasu - oceniam, iż wielu rzeczy kompletnie nie rozumiałem. Pamiętam jednak bardzo długie dyskusje w telewizji, czasami do późnej nocy. Przypomnę w tym miejscu, bo to ważne, że nie było wówczas stacji komercyjnych, a jedynie dwa kanały TVP.
Trwało to jakiś czas, ale chyba niezbyt długo, bodaj do wyborów prezydenckich w 1990 roku. Potem jakieś siły w miejsce otwartych debat wrzuciły tzw. przekazy dnia, czyli specjalnie spreparowane informacje, żeby tylko społeczeństwo nie musiało samodzielnie myśleć. Niektóre opcje polityczne miały przy tym swobodny dostęp do kanałów telewizyjnych, inne dopuszczano selektywnie, a niektóre wcale. Mimo młodego wieku zauważyłem - na zasadzie akcji i reakcji - jak szybko zaczęły odtwarzać się podziały w społeczeństwie. Podziały były, są i będą zawsze - to zrozumiałe - ale wówczas pogłębiały się ze zdwojoną siłą. Jak gdyby komuś zależało na tym zjawisku. Stan ten nie uległ poprawie także po zaistnieniu stacji komercyjnych. Wręcz przeciwnie. Niemal cała dekada lat '90 to okres niemal monopolu jednego środowiska politycznego, które kompletnie nie było zainteresowane upodmiotowieniem społeczeństwa, zwłaszcza poprzez właściwe informowanie. Dopiero upowszechnienie Internetu, czyli praktycznie okres po 2003 roku, przyniosło w tej materii szereg korzystnych zmian. Podziały jednak nie zanikły. Zostały bowiem zastąpione barykadami, na które dostarczana była i jest informacyjna amunicja. Stacje telewizyjne, centra informacyjne, znaczące portale internetowe zajęły się produkcją (także w sensie dosłownym) i dystrybucją informacji. Stąd już krok do nowych pojęć, tj. postprawda, fake news, postpolityka i postmedia. Ten krok postawiono dobre 10 lat temu. Nie jest to, co oczywiste, polski wynalazek. Myśmy go tylko przyjęli i wdrożyli z całym dobrodziejstwem inwentarza.
W ramach rzeczonej debaty chciałbym na przykład, by ktoś mi wyjaśnił, dlaczego sędzia Józef Iwulski jest cacy, zaś prokurator Stanisław Piotrowicz jest be (albo odwrotnie). Korzystając wyłącznie z wiki dowiaduję się bowiem, że obaj urodzili się w roku 1952, obaj ukończyli studia prawnicze i obaj zaczęli kariery prawnicze w PRL, co jest naturalne, bo innego ustroju państwa wtedy nie było i nic nie zapowiadało jego końca. Obaj także, czego nie musieli, zostali członkami PZPR. Jednemu i drugiemu przypisuje się dzisiaj sprawstwo polegające na udziale w skazywaniu działaczy opozycji demokratycznej. Tu jednak zaczynają się istotne różnice. O ile w stosunku do prokuratora Stanisława Piotrowicza wiki podaje szczegółowe, acz sprzeczne informacje, że brał udział w oskarżeniu jednego działacza opozycji, a z drugiej strony działał na jego korzyść, o tyle w stosunku do sędziego Józefa Iwulskiego wiki totalnie milczy. Zero informacji w wiki na temat udziału sędziego Iwulskiego w procesach skazujących członków opozycji. A przecież podobno było ich aż siedem. To dziwne, bo wiki podaje bieżące informacje o innych kwestiach związanych z sędzią Iwulskim.
Na tym drobnym przykładzie widać, jak bardzo potrzebna jest otwarta, ale rzetelna debata publiczna. Trudno, że będzie bolało niektórych polityków, celebrytów, sędziów bądź nawet całe grupy społeczne. Tylko prawda jest bowiem ciekawa i warta zachodu. Nie wiem, jak miałoby to wyglądać, bo od otwartych debat minęło już więcej niż jedno pokolenie. Być może nawet nie da się już tego uczynić. Nie wiem też, czy komukolwiek jeszcze na tym zależy. Moim zdaniem warto jednak spróbować.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Stanis%C5%82aw_Piotrowicz_(polityk)
https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%B3zef_Iwulski
1. Nie prowadzę bloga dla trolli, debili i "anonimowych" dziennikarzy oddelegowanych na odcinek. 2. Nie mam czasu na dyskusję z niekumatymi lemingami oraz z osobami, które używają dowolnych argumentów w dowolnej sprawie. 3. Proszę o powstrzymywanie się od ataków personalnych na innych blogerów oraz o merytoryczną dyskusję na główny temat notki.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo