Donald Tusk porównał wybory w dniu 15 października 2023 r. do wydarzeń Sierpnia '80. W wiecowych przemówieniach przedwyborczych Donald Tusk zapewniał, że KOD i Marta Lempart kierują się miłością do przeciwników politycznych, a w marcu tego roku zapewniał, że wolałby się nie urodzić, niż robić karierę polityczną na grobach zmarłych.
Język miłości Donalda Tuska doskonale znamy. Składa się wyłącznie z gwiazdek, najczęściej ośmiu. Tak było w czasach politycznej kariery jego przyjaciela Janusza Palikota i z pewnością nie ulegnie zmianie. Otoczenie i wielbiciele Tuska język ten doskonale znają i stosują w praktyce. W zasadzie wszystko, co dotyczy stosunku Donalda Tuska do przeciwników politycznych i ich wyborców, nosi symptomy à rebours i tak trzeba czytać dzisiejsze exposé.
Gdy w dniu 12 czerwca 2013 roku pod Kancelarią RM Donalda Tuska podpalił się w proteście mężczyzna, ówczesne media (np. GW w artykule autorstwa Grzegorza Sroczyńskiego) okrzyknęły go terrorystą. Nie, nie okrzyknęły tym mianem Donalda Tuska, lecz tego mężczyznę. Ale gdy w dniu 20 października 2017 r. podpalił się mężczyzna pod PKiN, przyboczni Tuska (w tym Janusz Palikot) oraz wierne media obwiniły za to PiS. Nic więc dziwnego, że jeszcze w marcu tego roku Tusk brzydził się robieniem polityki na grobach, ale już w dniu 12 grudnia 2023 r. nie ma najmniejszych problemów, by swoje exposé dokładnie od tego zacząć. Kali z "Pustyni i w puszczy" mógłby się uczyć przy Tusku dzień i noc.
Zawsze tak zresztą było. Gdy Donald Tusk mówił, że nie wybiera się do Brukseli, bo najważniejsze jest dlań polskie premierostwo, wszyscy kumaci wiedzieli, że Tusk pakuje walizki. Jeśli dziś mówi, że nie da się ograć nikomu w UE, to znaczy, że będzie po stronie tych, którzy ograją Polskę i inne pomniejsze kraje. Tusk może sobie na to na razie pozwolić, bo doskonale wie, że jest współczesnym Mojżeszem dla polskich środowisk lewacko-liberalnych, a te nie dopuszczą do tego, by ktoś publicznie śmiał obnażać jego kłamstwa, hipokryzję czy sprzedajność. Ale na dłuższą metę Tusk nie może sobie pozwolić na niejednolity przekaz medialny. Póki co nie da się jeszcze zakneblować Internetu, ale trzeba pamiętać, że takie próby już były (pierwsze właśnie za Tuska) i z pewnością obszar wolności słowa dość szybko zacznie się kurczyć.
Reasumując, ugrupowania związane z Tuskiem de facto (choć nie de iure) wygrały wybory i nie tylko mogą, ale będą robiły, co chciały. Prawdopodobnie będą miały też ułatwione zadanie, bo w kręgach konserwatywno-prawicowych będą nasilały się coraz większe podziały, które - jeśli politycy tych sfer się nie opamiętają - mogą zakończyć swój los podobnie do Porozumienia Centrum, gdzie pod koniec gaszono głównie pożary i nie starczało już czasu na działalność merytoryczną. W mieszaniu na tzw. prawicy Donaldowi Tuskowi z pewnością pomoże Konfederacja, której krótkowzroczność staje się wręcz legendarna. Jednakowoż pewną nadzieję widzę w wadach samego Tuska i ludzi z nim związanych. Mam tu na myśli pyszałkowatość, pogardę, wrodzone krętactwo oraz miłość do mamony. Otwarte pytanie jest, jak to wszystko rozegra otoczenie Jarosława Kaczyńskiego?
1. Nie prowadzę bloga dla trolli, debili i "anonimowych" dziennikarzy oddelegowanych na odcinek. 2. Nie mam czasu na dyskusję z niekumatymi lemingami oraz z osobami, które używają dowolnych argumentów w dowolnej sprawie. 3. Proszę o powstrzymywanie się od ataków personalnych na innych blogerów oraz o merytoryczną dyskusję na główny temat notki.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka