Diabeł jako lew ryczący krąży, szukając, kogo by pożarł.
Św. Piotr
Zastanawiałem się od czego zacząć notkę. W pierwszej chwili korciło mnie by ograniczyć się do jednostkowego wydarzenia i w oparciu o nie zastanowić się nad nie ewangeliczną postawą konkretnego duchownego. Problem w tym, że podejście wyrywkowe jest zwyczajnie błędne. Kościół instytucjonalny w naszym kraju nie jest bowiem pojedynczym elementem określonej konstrukcji, zwanej chrześcijańską wspólnotą Polaków. On stanowi jej ramę lub - jak kto woli - fundament, które rdzewiejąc lub kruszejąc stwarzają realne niebezpieczeństwo totalnej katastrofy. Takie podejście daje możliwość holistycznego spojrzenia na instytucję przeżywającą jeden z poważniejszych w historii kryzysów.
W ostatnim czasie czynów godnych potępienia wygenerowali nam nasi duchowni co niemiara. Dla wypunktowania tylko tych najistotniejszych nie starczyło by prawdopodobnie nawet skóry wołu. I nie ma na to rady. Skąd jednak biorą się te miriady fałszywych myśli, zachowań i postaw? Sądzę, że ich źródłem są cztery – nazwijmy je roboczo – grzechy główne Kościoła w Polsce.
Tylko człowiek, który widzi dalej, potrafi ocenić to, co się dokonuje czasem dzięki życiu i pracy jednego człowieka, który potrafi już tu na ziemi budować Królestwo Boże, do czego zostaje powołany. Dziękujemy Panu Bogu za lata prezydentury Hanny Gronkiewicz Waltz – ks. kardynał Kazimierz Nycz
Ortodoksyjny pragmatyk mógłby słowa kardynała uznać za praktyczne odwzorowanie nauki Chrystusa mówiącego, że „Oddajcie tedy, co jest cesarskiego, cesarzowi, a co jest bożego Bogu.” Nie jestem jednak zwolennikiem tezy, że cel uświęca środki, i muszę przyznać, że wypowiedzenie takich słów, jak mniemam zgodnych z poglądem autora, przez jednego z najważniejszych hierarchów w Polsce było dla mnie olbrzymim zaskoczeniem. Rozumiem, iż metropolita warszawski powinien umieć koegzystować z władzą świecką. Niekiedy nawet szukać u niej wsparcia. Nie może być jednak tak, iżby wychwalał rządzących, którzy krzywdzą całe rzesze bliźnich. A przecież za kadencji H. Gronkiewicz-Waltz kilkadziesiąt tysięcy wiernych zostało potraktowanych plugawie i nie po chrześcijańsku.
Co dzień, z powodu „rugów” lokatorskich, w domach warszawiaków rozgrywały się sceny rodem z antycznych tragedii. Ludzie pozbawiani dachu nad głową tracili sens życia, a zdarzało się nawet, że nie tylko sens. Przyjmijmy, choć trudno w to uwierzyć, że do kardynała nie docierały monity diecezjalnych wiernych i z tej przyczyny nie poszedł on drogą biblijnych proroków bezkompromisowo napominających złych włodarzy. Załóżmy, że tak było. Nie da się jednak w żadnym razie zrozumieć jak duchowny, mający być przecież wzorem dla świeckich i podległych mu kapłanów, mógł w świetle ujawnionych faktów wychwalać i polecać Bogu uczynki byłej prezydent stolicy. Dla mnie to dowód na sprzeniewierzenie się przesłaniu Ewangelii oraz „odklejanie” się niektórych najważniejszych ludzi Kościoła od tych, którym winni służyć.
Bo Kościół to najlepsza „szafa” na świecie! – ks. Krzysztof Charamsa
Sądzę, że wypowiadając ten bon mot jeden z sezonowych ulubieńców progresywnych mediów miał na myśli to, że w Kościele instytucjonalnym mogą szukać schronienia nawet ci, którzy nigdy w nim znaleźć się nie powinni. Przypuszczam, iż ks. Charamsa jako zadeklarowany i aktywny homoseksualista myślał przede wszystkim o podobnych mu nieszczęśliwych ludziach. Nie mogę być jednak tego pewien. Dlaczego? Wobec wiarygodnych doniesień, do wewnątrz Kościoła przeniknęli nie tylko tzw. geje, ale również przedstawiciele wielu zboczeń, których nazw i określeń medycznych nie jestem nawet w stanie wymienić. Czym tu się chwalić? Dla każdego kto tylko choćby otarł się o naukę Chrystusa jest oczywistym, że praktykowanie zachowań wychwalanych przez ks. Charamsę jest w sensie religijnym grzechem. Koniec i kropka. Niektóre, jak głośna ostatnio pedofilia, w przestrzeni świeckiej jest również przestępstwem. Skoro tak, to bierność biskupów oraz innych funkcyjnych duchownych wobec grzesznych czynów braci w kapłaństwie, nie da się nazwać inaczej niźli zdradą człowieka i… Chrystusa.
Sutannę uważam za historyczny, trochę archaiczny strój, na dodatek aseksualny. – ks. Kazimierz Sowa
Wiara jest łaską, a wiara głęboka to już prawdziwy dar Boży. Nie każdy ich dostępuje, ale wśród kapłanów dobre i serdeczne relacje z Bogiem winny być standardem. Niestety, mamy z tym poważny kłopot. Polega on zasadniczo na tym, że coraz większą grupę w Kościele stanowią osobnicy pogniewani na Najwyższego o stawiane przed nimi wymagania lub niezadowoleni z tego, że nie pojawił się u nich na plebani celem rozegrania partyjki brydża i wychylenia lampki koniaku. W ramach retorsji patrząc w niebo wykrzykują, że jak Bóg Kubie, tak Kuba Bogu. A potem… Hulaj dusza, piekła nie ma! Rzucają się ochoczo w wir życia, zapominając o… zdjęciu sutanny. Czy brak im pokory? Czy nie mają na tyle odwagi aby wraz z wiarą pożegnać się z nieformalnym immunitetem, który gwarantuje im kapłański przyodziewek? Czy taki scenariusz podpowiada im do ucha pazerność? Czy są po prostu wygodni i próżni? Przypuszczam, że wszystkiego po trochu… A ludzie patrzą i widzą…
Wierzę, że myślenie Adama Michnika, zaprezentowane w ostatnim wywiadzie, nie ideologiczne, uczciwe intelektualnie, otwarte na współczesność, będzie miało coraz większe znaczenie. A w polskim Kościele będzie malał wpływ ludzi monologu – o. Maciej Zięba
Zdaje się, że modne onegdaj pytanie o przyszły charakter polskiego Kościoła, brzmiące: łagiewnicki czy toruński?, dawno się zdezaktualizowało. O ile bowiem spór obu „frakcji” dotyczył w przeważającej mierze spraw praktycznych i nie tykał kwestii fundamentalnych, o tyle dziś walka idzie o samo jego istnienie. Jakże wygląda debata o zakres lustracji duchownych czy poziom finansowanie Kościoła w porównaniu ze sporem o błogosławieństwo dla „małżeństw” homoseksualnych i granice wdrażania „ekumenizmu”? Tego nie da się porównać! Odnieść można wrażenie, że władze kościelne miast stać na straży tradycji i potwierdzać czynami przekonanie o jednej prawdziwej wierze, kluczą niczym szarak uciekający przed gończymi psami. Obawiam się, że gdy zmęczą się pogonią zaproponują koncyliacyjny sposób zamknięcia dyskursu. Tak jakby prawdę można było ustalać przez głosowanie… Czy namiestnikom Chrystusa przystoi tego rodzaju postawa? Śmiem wątpić.
Zbyt bliski sojusz ołtarza z tronem, niespotykana przez stulecia elastyczność w podejściu do wynaturzeń, laicyzacja postaw kapłańskich oraz miękkość wobec pokus i ideologii współczesnego świata przyniosą opłakane skutki dla polskiego Kościoła. Jak długo stan bezbronności na własne życzenie będzie jeszcze trwał? Trudno przewidywać. W każdym razie: im dłużej, tym gorzej. Zyskują na tym tylko i wyłącznie ci, którzy sami marzą o zastąpieniu Boga i dyktowaniu mniej oświeconym praw wylęgających się w ich nieszczęsnych mózgach.
Być może pojawi się jakaś oddolna inicjatywa duchownych wiernych Ewangelii, których przecież nie brakuje. Wątpić jednak należy aby miała ona siłę na tyle dużą aby skutecznie przeprowadzić sanację. Podobnie nie przekonują stwierdzenia o samodzielnej obronie Kościoła przez świeckich. Pewnym jest natomiast, że dla realnego uzdrowienia relacji wewnątrz Kościoła i przeprowadzenia przezeń skutecznej kontrofensywy niezbędnym jawi się zaistnienie trzech warunków: większa aktywność dobrych kapłanów, wsparcie laikatu dla sprawy i… „olbrzym” pokroju Stefa Wyszyńskiego. Ufam, że kiedyś to nastąpi, bo jak uczy historia - Ecclesia semper reformanda! Bo jeśli nie…
Link:
https://kjb24.pl/sa-czterej-jezdzcy-apokalipsy/
https://pl.pinterest.com/
Inne tematy w dziale Społeczeństwo