Nie ma Kaszub bez Polonii –a bez Kaszub, Polski.
H. Derdowski
Mam serdecznego kolegę o imieniu Wojciech, którego znam właściwie od zawsze. Wojtek był pierwszym chłopakiem z naszej paczki powołanym do odbycia służby wojskowe. Traf chciał, że dostał przydział do Marynarki Wojennej i jednostki w Gdyni. Gdy pojechaliśmy całą wiarą do kumpla z fyrtla na przysięgę (był kiedyś taki – nieomal święty – zwyczaj) przeżyliśmy spory szok. Praktycznie wszyscy młodzi żołnierze wyglądali jakby ktoś zdjął ich z krzyża, a granatowo-białe mundury wisiały na nich jak na strachach na wróble. Wprawdzie była to druga połowa lat osiemdziesiątych i rekruci doświadczali jeszcze całej gamy „przyjemności” związanych z poważnie traktowanym okresem unitarnym, ale bez przesady! Dopiero gdy całe towarzystwo złożyło przysięgę i następnie Wojtek odbył rytualną rozmowę z rodzicami, przyszła pora na pogawędkę z nami. Na nasze pytania o przyczyny lipnej kondycji zaprzysiężony marynarz odpowiadał zdawkowo. Jeść nie dają? Nie. Nie wysypiacie się? Nie. Trepy włażą za skórę? Nie. Itd. itp. Dopiero po dłuższej chwili wydusił z siebie: Ci piep…ni Kaszubi! Okazało się, iż wśród starego wojska prym wiodła grupa Kaszubów siejąca postrach wśród rekrutów. Szczerze koledze współczuliśmy, a słowo „Kaszub” przez pewien czas traktowaliśmy jak obelgę. Gdy po upływie kilku miesięcy Wojtek w ramach przepustki odwiedził nas w mieście był już innym człowiekiem. Tak jak poprzednio wesoły, towarzyski i rozgadany. Spytałem go o relacje z kaszubskimi piekielnikami, ale odpowiedział uśmiechem i słowami, że teraz „na kompanii” jego najlepszy kumpel to właśnie Kaszub. Po odsłużeniu swojego Wojtek wrócił w rodzinne strony i już nigdy nie dał powiedzieć złego słowa o rodzimych mieszkańcach Pomorza Gdańskiego. Nawet wtedy, kiedy premierem został D. Tusk, którego (samego i jego formacji) mój kolega nie darzy – mówiąc delikatnie – zbytnią estymą.
Przywołałem tę historię, ponieważ dość często nasza wiedza o społecznościach tworzących wspólnotę polską jest niewielka i obrosła różnorodnymi mitami. Na tych spod Przemyśla mówią u nas „tajojki”. Z kolei „tajojki” określają nas jako „krzyżaków”. O Ślązakach wspominamy jako o „hanysach”, a oni odwzajemniają się nam epitetem „gorole”. Jest tego dużo więcej, bo i „Pyry”, „Krawaciarze”, „Scyzoryki”, „bose Antki”, „hadziaje”… Dopiero np. przypadkowe okoliczności, służbowe powinności lub celowe zgłębianie tematu powodują, iż dociera do nas, że bagaż przekonań solidnie poukładany w umysłach w zderzeniu z codzienną praktyką nadaje się najczęściej na śmietnisko stereotypów. Przeżycia mojego kolegi Wojtka są tego dobitnym przykładem. Dlatego warto poświęcić nieco uwagi żyjącym w granicach naszego państwa tajemniczym współobywatelom na przykładzie znanych-nieznanych i pod pewnym względem wyjątkowych Kaszubów.
Najwcześniejszy - spośród zachowanych – dokument zawierający określenie „Kaszuby” datowany jest na 19 marca 1238 r. Wtedy to w bulli wydanej przez papieża Grzegorza IX nieżyjący już ówcześnie książę szczeciński Bogusław I określony został jako „książę Kaszub”. Kolejni władcy Pomorza (zachodniego!) używali tytułu dux Slauorum et Cassubie (książę Słowian i Kaszub) na stałe. Pewna zmiana nastąpiła za panowania Barnima III (1320-1368) kiedy to dotychczasową tytulaturę zmodyfikowano i zamiast „książę Kaszub” poczęto używać terminu „książę Kaszubów” (dux Cassuborum). Modyfikacja ta ma dość ważna, gdyż pozwala przyjąć, że pierwotnie nazwa „Kaszuby” oznaczała miejsce (region, terytorium) i dopiero po upływie ponad wieku poczęła oznaczać określoną społeczność (ludzi).
W tym miejscu nie wydaje się pożądanym wgłębianie się w etymologię nazwy i etnogenezę ludu kaszubskiego. Takich dociekań mnóstwo w bibliotekach oraz Internecie. Dla nas istotnym jest fakt, że pojęcia: „Kaszuby” i „Kaszubi” w tajemniczy sposób przemieszczało się w ciągu wieków od niemieckiego dziś kraju związkowego Meklemburgia-Przedpomorze (XIII-XIV w.), poprzez okolice Białogardu (XIV-XV w.), Koszalina, Sławna i Słupska (XV-XVIII w.)aż po Chojnice, Kościerzynę i Gdańsk (XVIII-XXI w.). Obecnie przynależność do etosu kaszubskiego deklaruje nieco ponad 200 000 mieszkańców Polski i kilkanaście tysięcy potomków XIX wiecznych emigrantów w Kanadzie. Trzeba dodać, że jest to już tylko pozostałość po wielkim odłamie Słowian żyjących na rozległych przestrzeniach pomiędzy Odrą i Wisłą. Prawdopodobnie część ludności kaszubskiej została zasymilowana przez napływających na północ przez setki lat kolonistów polskich. Mieszanka ta dała początek takim grupom regionalnym jak Borowiacy czy Kociewiacy. Jednak znacznie większa część szczepu kaszubskiego uległa germanizacji. Niekiedy dobrowolnej, a znacznie częściej przymusowej. Nie był to proces gładki. Jeszcze w 1601 r. szlachta Pomorza Środkowego składając hołd lenny całkowicie zgermanizowanemu Barnimowi X nie czyniła tego w języku niemieckim, bo… mowy tej nie znała. Zmusiło to księcia i dwór do odebrania przysięgi, która zaczynała się tak:
„Ja NN przimawiony obieczuye y przissiegam Nayassnieyssemu wisoko urodzonemu Kziażecziu y panu Panu Boguslawowy, kiazecziu Sczeczinskie[mu], Pomorskie[mu], Kassubskiemu, Wandalskiemu, Rugiskiemu Graffowie[s] Guczkowskiemu, panu powiatow Lamborskiemu, Bithowskiemu, thei ziemie kziazecziu y panu y Jego M'lczi pothomkom prawa y wierną przirodzona hulda, thak ze Jego M'czi chcze bicz wiernim, poslusnym y pokornim Jego M'lczi lepsse go wiedziecz skodi wistrzecz wedle mego przemozenia zabiegacz. Nathim mieczschu nye stane, gdzie by Jego M'lcz w ossobie we czczy wasneschi y dobr ktore Jego M'lcz theras ma y przislich czasów dostanie, obrazon albo zaskodzon. Jeśli o dobra rade bede napomnion zawzi, tho chcze radzicz, czo wedlug mojego rozumu Jego Mi'czi do czczi y dobrego przichodzi. Od thego mye niema odwiescz ynssego laski albo niełaski. Thaiemnosczi, które mnye beda od Jego Ml'czi zawierzone nie chcze do skody albo utrathy wyjawicz ale do smierczi y pogrzebu mego zachowacz…”.
Jak wspominał znakomity, ale nie żyjący już mediewista, K. Ślaski, zdarzały się przypadki, że pomorscy (słowiańscy) szlachcice jeszcze u schyłku XVII stulecia pasem wybijali z głów swych parobków chęć porozumiewania się w języku niemieckim. Można z tego wnosić jaki był ich stosunek do niemczyzny. Spora grupa ludności pomorskiej walczyła też w szeregach wojsk I Rzeczypospolitej podczas licznych wojen XVII stulecia. Gdy wojska polskie wraz z armią napoleońską na początku XIX w. wkroczyły na Pomorze, zdarzały się liczne przypadki bezinteresownego udzielania pomocy wojakom ze strony kaszubskich mieszkańców. Czynili to podobno z powodu poczucia pokrewieństwa wobec Polaków. Takie nastawienie ludu do Polski i Polaków potwierdzają z kolei niezliczone skargi (XVI-XVIII w.) właścicieli ziemskich z Pomorza Zachodniego i Środkowego kierowane do urzędów i herbowych polskich dotyczące ucieczek Kaszubów w granice Rzeczypospolitej. Aleksander Hilferding (XIX w.) oraz inni uczeni zajmujący się zagadnieniami pomorskimi podkreślali, iż lud kaszubski z ogromnym zaparciem podtrzymywał tradycje, wiarę i język. Starania władz pruskich o wynarodowienie tej części słowiańskich poddanych szły tak opornie, że musiano sięgać po argumenty militarne. Wobec oporu ludności zamieszkującej okolice Łeby, Bytowa i Lęborka i jej niezgody na rugowanie mszy w języku polskim i kazań w kaszubskim, Berlin był zmuszony użyć wojska. W wielu miejscach polała się krew. Na przełomie XIX i XX w. starzy mieszkańcy Kluk, Izbicy i Smołdzina wspominali, że Słowińcy (odłam Kaszubów) ulegli niemczyźnie wcale nie wyniku fizycznej przemocy, ale wtedy gdy Berlin przysłał nowych niemieckojęzycznych „szkolnych” (nauczycieli) i pastorów, a ci roztaczali przed młodzieżą obraz potęgi i nowoczesności panujących w państwie niemieckim i porównywali to z sytuacją Polaków.
Przez cały okres zaborów duch kaszubski nie zgasł. Płomień podsycali zwolennicy pracy organicznej wywodzący się spośród Kaszubów jak i społecznicy z pozostałych dzielnic polskich. Było ich mnóstwo, a prym wiedli m.in.: H. Derdowski, F. Ceynowa, A. Majkowski czy J. Karnowski. Kaszubi nie pozostawali przy tym bierni na polu walki o odzyskanie niepodległości. Przewijali się przez szeregi powstańców listopadowych, walczyli w trakcie Wiosny Ludów, w latach 1863-64. Nie brakowało ich również podczas powstań w Wielkopolsce i na Śląsku oraz na wojnie polsko-bolszewickiej. W tej ostatniej szczególnie wsławił się 66 Kaszubski Pułk Piechoty. „Jego początki sięgają Powstania Wielkopolskiego kiedy to powstańców zasilali przedzierający się z Kaszub ochotnicy chcący bić się z Niemcami. Z tych ochotników w październiku 1919 r. zaczęto formować kaszubski pułk strzelców pomorskich, nad którym osobisty patronat objął Naczelny Wódz Józef Piłsudski. Pułk ten w styczniu i lutym 1920 r. przejmował od Niemców przyznaną Polsce na mocy traktatu wersalskiego część Pomorza. W czerwcu 1920 r. 66 Kaszubski Pułk Piechoty im Józefa Piłsudskiego został wysłany na front wojny polsko-bolszewickiej, gdzie w walkach pod Bobrujkami, w ofensywie sierpniowej znad Wieprza czy bitwie o Horodec ostro bił bolszewików.” Żołnierze tej jednostki, wywodzący się spod Kartuz, Kościerzyny, Wejherowa, Pucka i Chojnic rozbili elitarny 216 pułk im. Włodzimierza Lenina. Podczas II Wojny Światowej Kaszubi stanowili znaczną cześć żołnierzy skupionych w organizacji „Gryf Pomorski”. Po wyparciu Niemców i zajęciu Polski przez Sowietów nastał nie najlepszy okres dla Kaszubów. Wielu z nich dosięgły prześladowania będące skutkiem niechętnego stosunku większości ludności kaszubskiej do komunizmu, lecz także wydarzeń z okresu okupacji hitlerowskiej, kiedy to tysiące mężczyzn – tak jak i na Śląsku czy południowym Pomorzu - wcielono do Wehrmachtu. Widać zatem, że nie tylko słowem ale i swoja krwią poświadczyli przywiązanie do Ojczyzny.
Współczesny zasięg kaszubszczyzny z wyróżnieniem kaszubskich grup regionalnych
Dziś Kaszubi cieszą się swobodą jaką rzadko kiedy posiadali. Istnieje szkolnictwo w języku kaszubskim, nadawane są w tym języku audycje radiowe i telewizyjne, funkcjonuje mnóstwo stowarzyszeń i organizacji pielęgnujących lokalną tradycję, obchodzone są kaszubskie święta. To pełny wyraz szacunku dla lokalnej odrębności. Zdecydowana, a właściwie przytłaczająca większość ludności kaszubskiej uważa się przy tym za Polaków. Jedynie niewiele ponad 16 000 przyznaje się wyłącznie do „narodowości” kaszubskiej (spis powszechny z roku 2011 - https://stat.gov.pl/files/gfx/portalinformacyjny/pl/defaultaktualnosci/5670/22/1/1/struktura_narodowo-etniczna.pdf ). Pojęcie „narodowość” ubrałem w cudzysłów, gdyż obiektywnie rzecz ujmując uznawanie Kaszubów za odrębny naród nie ma większego uzasadnienia. Zwolennicy teorii przeciwnej nie posiadają zbyt wielu argumentów dla uzasadnienia swojej opinii. Właściwie jedynym pozostaje kwestia języka.
Nikt rozsądny nie powinien negować faktu, iż mowa Kaszubów różni się od literackiego języka polskiego. Spostrzeżenie to doprowadziło m.in. do uznania przez Rzeczpospolitą kaszubszczyzny za język regionalny. Jednakże wykorzystywanie tej oczywistości do prób atomizacji państwa polskiego jest działaniem nie do przyjęcia. Podobne działania podejmowane są wobec rodzimej ludności Śląska. I w tym przypadku główny argument stanowi rzekoma odrębność językowa. Są to li tylko działania propagandowe, których mocodawców oraz cele łatwo przejrzeć. Zresztą jeśli chodzi o gwarę śląską, to doskonały odpór kosmicznym pomysłom „autonomistów” dają uznani językoznawcy. Czyni tak np. prof. J. Miodek, którego jako żywo trudno podejrzewać o „zwierzęcy polski szowinizm”. Dla zobrazowania miałkości przekonań zwolenników wyłuskiwania Kaszubów ze wspólnoty polskiej wystarczy przywołać modlitwę „Ojcze nasz” po kaszubsku i w żywej jeszcze gdzie niegdzie gwarze wielkopolskiej:
„Òjcze nasz, jaczi jes w niebie, niech sã swiãcy Twòje miono, niech przińdze Twòje królestwò, niech mdze Twòja wòlô jakno w niebie tak téż na zemi. Chleba najégò pòwszednégò dôj nóm dzysô i òdpùscë nóm naje winë, jak i më òdpùszcziwóme naszim winowajcóm. A nie dopùscë na nas pòkùszeniô, ale nas zbawi òde złégò. Amen.”
„Uejcze nosz, co żeś jes w niebie, świyńć się imie Twueje, przyńdź królestwo Twueje, buńdź wuela twueja jak w niebie tak i na ziymi. Chleba naszygu puewszedniygu dej num dzisiej i uedpuś num nasze winy jak i my uedpuszczumy naszym winowajcum i nie wuydź nos na puekuszynie, ale zbow nos uede złygu. Amyn.”
Czy w oparciu o różnice w dialektach powinniśmy uznać, że Wielkopolanie, Kujawianie, Podhalanie, Mazowszanie itd., to zupełnie odrębne narody? Moim zdaniem to kosmiczny absurd. W takim bowiem razie co powiedzieć o wciąż istniejących narzeczach niemieckich? Przecież na dworze cesarskim w XVI stuleciu Niemiec z Pomorza z Niemcem z Austrii porozumiewali się przez tłumaczy, a i dziś Meklemburczyk zrozumie rdzennego mieszkańca Bawarii z dużą trudnością. Dlatego „argument” językowy należy również odrzucić.
Mogę zatem z głębokim przekonaniem stwierdzić, że mimo pewnych odrębności kulturowych, historycznych i językowych, Kaszubi stanowią integralną część wielkiej wspólnoty polskiej. To dzięki starodawnym i głębokim więziom oraz porozumieniu obu stron, udało się - właściwie w ostatniej chwili - uratować żywioł kaszubski przed upadkiem i połączyć się z nim w jedno zrzeszenie. Nieroztropne poczynania rządzących w Polsce powojennej uniemożliwiły taki scenariusz w przypadku Mazurów i Warmiaków. Dlatego winniśmy docenić ten sukces i troszczyć się o umacnianie związku, wbrew złym intencjom niespokojnych dusz. A Czesława Langa, Macieja Miecznikowskiego, ks. Henryka Muszyńskiego, Daniela Plińskiego, Weronikę Korthals czy Danutę Stenkę traktować nie tylko jak dobrych sąsiadów, ale jak siostry i braci.
Linki:
https://www.theapricity.com/forum/archive/index.php/t-209084.html
http://slaskie.naszemiasto.pl/artykul/prof-miodek-nie-bedzie-kodyfikacji-gwar-slaskich-to,832860,art,t,id,tm.html
Inne tematy w dziale Społeczeństwo