Przypadek to słowo pozbawione sensu; nie ma niczego, co nie miałoby swoich przyczyn.
Voltaire
Gdy ładnych kilka lat temu peregrynowałem po Europie, spotkała mnie zaskakująca, a przy tym miła, niespodzianka. Otóż pewnego dnia (a było to mniej więcej o tej porze roku) trafiłem służbowo do naddunajskiej stolicy naszych bratanków. Znany zachodni koncern stawiał właśnie w tym mieście „wypasiony” budynek i w celu poznania szczegółowych potrzeb klienta trzeba było dokonać organoleptycznego rekonesansu. Jak trzeba, to trzeba. Wybrałem się na miejsce z samego rana i wspólnie z towarzyszem podróży weszliśmy śmiało w paszczę gmaszyska. Parter, pierwsze piętro, drugie piętro… Pierwsza aula, druga aula, trzecia… Pierwszy magazyn, drugi magazyn, trzeci… I! W pierwszym momencie nie uwierzyłem. Wyostrzyłem wzrok, przeszukałem zakamarki pamięci, poupychałem na miejsca puzzle niewyraźnych wspomnień… Tak, to on! Wyściskaliśmy się serdecznie i na ile pozwalał czas oraz obowiązki pogadaliśmy o starych karabinach. Okazało się, iż w podziemiach przeolbrzymiego obiektu napatoczyłem się na kumpla z podstawówki. Te wszystkie obtarte kolana, gry w kapsle, treningi piłki kopanej, kąpiele w cegielajce… Żal było Kończyc pogawędkę, ale… C`est la vie.
Wczoraj miałem okazję przeczytać notkę poświęconą Adrianowi Zandbergowi, który z wyraźnym obrzydzeniem wypowiadał się o Żołnierzach Niezłomnych. Przyznam, że jako taką orientację na temat charakterystyki tego człowieka i formacji przez niego reprezentowanej posiadałem, lecz z tej racji, iż rzeczy i spraw wartych większej uwagi jest całe mnóstwo, zostawiłem sobie herosa lewactwa na jakąś inną okazję. Pod wpływem wspomnianego wpisu wróciłem jednak do A. Zandberga. Poczytałem to i owo, starając się zrozumieć przyczyny jego ideowego kalectwa. Wiem, że w niezbyt dobrym tonie jest mówienie o ludziach w taki sposób, ale im dłużej chłonąłem miazmaty wydobywające się z ust lidera „Razem-owców”, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, iż opinia, że jest on wrogiem ludzkości i naturalnego porządku, ma pełne uzasadnienie. W tym miejscu nie mam zamiaru referować całej gamy swoich myśli i odczuć odnośnie osoby p. Adriana. Może przy innej okazji. Wystarczy wspomnieć, że choć nie on sam, ale już kierowana przez niego partyjka wyskoczyła na nadwiślańską arenę polityczna niczym diabeł z pudełka. Co ciekawe - ale nie zaskakujące - uwiodła i zdobyła wsparcie takich „liberalno-demokratycznych” środowisk jak TVN, Newsweek, Tygodnik Powszechny czy Gazeta Wyborcza. Ta ostatnia, za pośrednictwem funkcjonariusza W. Mrozka, latem 2017 r. zaapelowała: „Droga Razem, czas śmielej użyć tej wiedzy w praktyce - elektorat, któremu zależy na tych podstawowych prawach człowieka, to z pewnością dużo więcej niż wasze sondażowe 3 proc. Poza wami żadna licząca partia nie chce tych ludzi reprezentować - więc najwyższy czas za nimi rzeczywiście stanąć.” Prawdę mówiąc posłanie przemieniło się tylko w niecałe 4% głosów, lecz jak mawiają Chińczycy: „każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku”.
Casus A. Zandberga i „Razem” można by potraktować podobnie jak wygłupy Tymińskiego, Palikota czy Biedronia. Sądzę jednak, że w przeciwieństwie do nich heros lewactwa jest - wzorem Mao Zedonga - doskonale przygotowany do „Długiego marszu”. Widać, iż nie brakuje mu siły woli, ma talent (niestety!), jakąś tam charyzmę i… No właśnie. Nie ulega wątpliwości, że posiada również nie byle jakie wsparcie i know how. Dzięki nim będzie upadał i wstawał, upadał i wstawał, aż wreszcie wbije się w proletariacki sweterek, weźmie pod pachę „Kapitał” i z bezlitosną mocą uchwyci narzędzia do zmieniania świata. A to może boleć nas wszystkich. Twierdzę tak, ponieważ według podobnego modus operandi działa gwiazda izraelskiego lewactwa Tamara Zandberg. Obecnie zasiada w Knesecie reprezentując partię Merec (מר"צ), która powstała w wyniku zjednoczenia z partią Yachad (יח"ד), co na nasz język można przełożyć jako… Razem! Równie interesującym jest fakt, że wprawdzie kolorem „partyjnym” Merec jest zieleń, to w ostatniej kampanii wyborczej aktywistka Tamara Zandberg występowała w anturażu barwy fioletowej, czyli do złudzenia przypominającej tintę nadwiślańskiej „Razem”. Jaki ten świat jest mały…
Na koniec zwracam się z prośbą. Zapewne na Salon zaglądają osoby będące za pan brat z nieco bardziej skomplikowaną matematyką. Chciałbym ich skłonić do przeprowadzenia rachunku prawdopodobieństwa, umożliwiającego obliczenie moich szans na ponowne spotkanie wspomnianego kumpla z podstawówki w Budapeszcie. Jestem ciekawy co musiałoby się wydarzyć, abym mógł znów pogawędzić z ziomalem. Przy okazji – oczywiście już po spełnieniu mojej prośby – życzliwy matematyk-samarytanin mógłby dla zabawy sprawdzić: czy podobieństwa w projektach „Yachad” pani Zandberg i „Razem” pana Zandberga, to zupełnie przypadkowy przypadek. Z góry dziękuję!
Linki:
http://szafaskrajnej.blogspot.com/2014/06/jaki-ten-swiat-may.html
https://imgcop.com/img/Partia-Razem-7625208/
https://fakty.interia.pl/autor/aleksandra-gieracka-krystyna-opozda/news-zandberg-bugaj-i-malachowski-maja-mnie-na-sumieniu,nId,2410069
https://www.facebook.com/tamarzandberg/posts/
http://wyborcza.pl/7,75968,22674128,partia-razem-to-bezpiecznik-jest-szansa-ze-przyciagnie-rozczarowanych.html
Inne tematy w dziale Polityka