Bazyli1969 Bazyli1969
1915
BLOG

El Dorado, bankierzy z Augsburga i szczypta soli na wagę złota

Bazyli1969 Bazyli1969 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

Piekło i raj istnieją na Ziemi. Nosimy je w sobie.

Krzysztof Kolumb

image

Rok 1492 był dla Hiszpanów okresem szczególnym. W dniu 2 stycznia emir Grenady, czyli ostatniego bastionu islamu na płw. Pirenejskim,  Abu Adb Allah, poddał swe państwo Izabeli Kastylijskiej i Ferdynandowi Aragońskiemu. Niewiele później, tzn. w marcu, władcy chrześcijańscy wydali w Alhambrze edykt nakazujący Żydom opuszczenie granic ich państwa. Natomiast w październiku tego roku Krzysztof Kolumb odkrył wyspę Kubę. Dla Nowego Świata rozpoczął się całkowicie nowy okres. 

Spekulacji na temat przyczyn wypłynięcia K. Kolumba ku nowym lądom znamy całe mnóstwo. Do dziś jednak nikt nie znalazł akceptowanej powszechnie odpowiedzi. Należy zatem przyjąć, iż wielce, a może nawet najbardziej prawdopodobną jest ta mówiąca o żądzy.  Żądzy bogactwa. Jak to zwykle bywa, początkowo wyzwanie podjęli nieliczni.  Dopiero szczęśliwy powrót temerarios oraz opowieści przez nich głoszone, rozbudziły nadzieje mnóstwa. Szeregi konkwistadorów najliczniej zasilili Portugalczycy i przedstawiciele nacji zamieszkujących Królestwo Hiszpanii. Pamiętać przy tym trzeba, iż do wyścigu stanęli również... Niemcy. Otóż Karol V Habsburg będący ówcześnie najpotężniejszym człowiekiem Europy (m.in. hiszpańskim królem), prowadził liczne oraz długotrwałe wojny, i z tej przyczyny nieustannie był  "pod kreską". Jako potomek habsburskich przodków wyróżniał się przecież inteligencją i wykorzystując wieści o bajecznej zasobności w srebro i złoto nowo odkrytych krain, zdołał przekonać bankierski ród Welserów do udzielenia przepotężnej pożyczki. Czy ci ostatni udzielili jej cesarzowi rzymskiemu na piękne oczy? Wolne żarty! Głowa chrześcijańskiego świata w zamian za ratunek spod finansowego topora, odstąpiła augsburskim magikom bankowości prawo do poszukiwania El Dorado. Welserowie zgodnie z kanonami sztuki ocenili ryzyko, a następnie w ekspresowym tempie poczęli wysyłać do Indii Zachodnich ekspedycję za ekspedycją. Z raportów M. Jedermanna, G. Hohermutha czy M. Federmana, centrala w Augsburgu dowiadywała się, że upragniony cel znajduje się na wyciągnięcie ręki. Ruchy germańskich eksploratorów bacznie śledził Madryt oraz jego rezydenci na zachodniej półkuli. Wprawdzie Hiszpanie osiągnęli o niebo więcej od swych konkurentów (także portugalskich), ale oddanie pola rywalom znad Łaby i Renu nie mogło wchodzić w grę. A nuż wyprzedzili by w wyścigu po skarby Nowego Świata ludzi Karola V... Z tej też przyczyny - mimo ustaleń z Welserami - co pewien czas w głąb interioru ruszały kolejne zastępy hiszpańskich zabijaków.

image

Któż z nas nie zna nazwisk: Pizzaro i Cortes? Kto nie słyszał o inkaskim Cuzco i azteckim Meksyku? Sądzę, że bardzo niewielu. Jednak tylko nielicznym mówi cokolwiek nazwisko – Francisco Orellana. A szkoda, bo to niezwykle barwna, ciekawa i nietuzinkowa postać. Był on przedstawicielem hiszpańskich ryzykantów wychowanych na tradycji walki z Maurami, którzy zapełniali setkami i tysiącami osady oraz miasta szesnastowiecznej Kastylii, Katalonii, Baskonii, Galicji i Andaluzji. Tak jak inni, jemu współcześni, nie wahał się sięgnąć po rapier i arkebuz dla zdobycia sławy, pieniędzy i kobiet. Podobnie do całych zastępów przybyszów z Europy, aby osiągnąć swoje cele, potrafił być bezwzględny i niewyobrażalnie sprytny. Ale przy wymienionych wyżej podobieństwach pojawiały się u Orellany cechy wyjątkowe. O tym za chwilę.

Większość konkwistadorów postępowała z Indianami brutalnie. Budziło to i budzi  straszliwe oburzenie, szczególnie u osób "wykarmionych" na produktach popkultury. Osobiście nie pochwalam zachowań zdobywców obu Ameryk, ale... Wszystko ma swój kontekst miejsca i czasu. Aby przybliżyć go choć trochę, oddam głos badaczom zagadnienia: "Huitzilopochtli był bogiem słońca, wojny i dnia. Aztekowie wierzyli, że każdego dnia rano rodził się od nowa dzięki "karmieniu" go przez ofiary z krwi i ludzkich serc. Sposób składania ofiar wyglądał następująco: na szczycie piramidy kapłan rozcinał pierś ofiary, po czym, wkładając dłoń w pierś ofiary wyrywał serce. Ciało spadało po schodach w dół. Ręce i uda przyrządzano i spożywano na ucztach. Skala tych ofiar bywała ogromna, np. podczas wielkiego święta związanego z  inauguracją świątyni Huitzilopochtli w 1487 r. złożono w ofierze 20 000 jeńców." Albo kolejna historia: "W XIV w. Aztekowie sprzymierzyli się Coxcoxem, władcą Culhuacanu. Gdy odnieśli zwycięstwo nad sąsiednim Xochimclo, przynieśli sprzymierzeńcowi 8 tysięcy ludzkich uszu. Coxcox oddał wodzowi Azteków swoją córkę, Ilan, za żonę. Jakież było jego zaskoczenie, gdy zorientował się podczas uczty, że jeden z kapłanów ubrany jest w... skórę jego córki." U andyjskich Inków panowały równie okrutne obyczaje. Dla przykładu można wspomnieć, iż w sytuacji gdy któryś z poddanych niezbyt szybko padał twarzą na ziemię i przypadkowo ujrzał oblicze władcy lub kogoś z jego rodziny, zostawał natychmiast uśmiercany. W świetle powyższego zachowanie przybyszów z naszego kontynentu w stosunku do plemion indiańskich nie wydaje się już takim dziwnym.

image

Rzecz jasna, przybysze ze Starego Świata niezwykle często nadużywali siły. Bartolomé de Las Casas (duchowny katolicki) w "Krótkiej relacji o wyniszczeniu Indian", opisywał niecne czyny swych rodaków. Opowiadał, że obok palenia żywcem, dekapitacji kobiet i dzieci, zrzucania z urwisk i topienia kalek, pozornie pobożni ziomkowie, wybierając się na wędrówki w nieznane regiony kontynentu niejednokrotnie brali ze sobą grupy Indian, których przeznaczeniem było stać się karmą dla hiszpańskich psów. Oskarżani, wsparcia dla swych działań upatrywali w przekonaniu, iż ludność indiańska nie posiada w pełni atrybutów człowieczeństwa i tak naprawdę jest niewolnikiem czarta. Tego typu ideologia była pożytecznym narzędziem w zmaganiach z tubylcami i usprawiedliwieniem poczynań konkwistadorów. Nigdy nie było jednak tak, iż formalni zwierzchnicy zabijaków dawali im wolną rękę w traktowaniu rdzennych mieszkańców. Gwoli sprawiedliwości trzeba dodać również, że nie wszyscy przywódcy zbrojnych grup wyprawiających się po skarby mitycznego El Dorado lubowali się w szafowaniu ludzką krwią. Czy czynili tak z powodu przekonań, czy też z powodów taktycznych? Trudno orzec. W każdym razie jedna z takich ekspedycji stanowić może pod tym względem wymowny przykład.

Na początku roku 1541 ponad dwustu osobowy oddział Hiszpanów, w towarzystwie kilku tysięcy indiańskich tragarzy, wyruszył z dzisiejszego Ekwadoru na wschód. Wiedli oni ze sobą kilkaset koni, setki świń i dwa tysiące wytrenowanych psów do ataków na Indian. Na czele wyprawy stał jeden z pięciu braci Pizzaro o imieniu Gonzalo. Nieco później ruszyła za nimi niewielka grupa zbrojna dowodzona przez F. Orellanę, pełniącego jednocześnie funkcję zastępcy komendanta ekspedycji. Po siedmiu miesiącach połączone grupy, choć napotykały wiele trudności, przebyły… tylko 240 km! Sytuacja stawała się rozpaczliwa. Brak żywności, choroby, drapieżne zwierzęta i jadowite owady oraz ataki tubylców, wyczerpywały fizyczne i psychiczne siły konkwistadorów. W wąskim gronie oficerów podjęto decyzję o podziale wyprawy. Większość miała pozostać na obecnie zajmowanych terenach. Pozostali – pod wodzą F. Orellany – musieli ruszyć dalej, odnaleźć miejsca zasobne w żywność i zdatne do odpoczynku, a następnie powrócić do głównego oddziału. Wybrańcy podążyli z biegiem największej rzeki globu. Od tego momentu zaczęła się prawdziwa epopeja 57 śmiałków wiedzionych przez 30-letniego Orellanę.

image

Gdy 26 sierpnia 1542 r. Hiszpanie ściśnięci na własnoręcznie zbudowanych niewielkich statkach (San Pedro i Victoria) dotarli do otwartego oceanu przypominali bardziej upiory niż ludzi. Na wychudłych ciałach pobrzękiwały zardzewiałe pancerze, w drżących i pokrytych bąblami dłoniach ściskali to, co kiedyś nazywali bronią, a ich wielką radość z ocalenia zdradzały jedynie pełne ognia oczy. To, co przeżyli w ciągu minionych osiemnastu miesięcy przebywając z górą 3 000 km, na zawsze ich odmieniło. Wspomnę tylko, iż podczas podróży po Amazonce staczali zacięte walki z Indianami dowodzonymi przez kobiety, otarli się o terytoria zajęte przez kanibali, byli świadkami opowieści o chrześcijanach zamieszkujących brazylijski interior oraz zetknęli się z olbrzymimi tubylcami o białej cerze (sic!). O tym ostatnim przypadku kronikarz wyprawy wspomina tak: "Czterech Indian przybyło by zobaczyć kapitana [Orellanę] i jego ludzi. Podeszli i wówczas okazało się, że każdy z nich jest o piędź wyższy od najwyższego chrześcijanina, wszyscy są całkiem biali i mają miękkie włosy sięgające do pasa. Przyszli odziani w złoto i okazałe stroje; przynieśli dużo jedzenia; podeszli z taką pokorą, że zdumiała nas ich postawa i obycie; wynieśli jedzenie i ułożyli je przed kapitanem i rzekli, iż są wasalami bardzo potężnego pana i to z jego rozkazu przybyli, aby się przekonać, kto my zacz, czego chcemy, dokąd się udajemy." Jeszcze jedną z zaskakujących ciekawostek zanotowanych w annałach ekspedycji jest fakt, iż równie wielu wojaków, co od chorób oraz indiańskich strzał, zmarło z powodu... braku soli! Wbrew pozorom wcale nie upolowanie czegoś do zjedzenia, ale  zdobycie tej substancji w tropikalnej dżungli było dla Europejczyków zadaniem przekraczającym ich możliwości. Deficyt tej substancji w organizmach śmiałków powodował skurcze mięśni, ostre bóle głowy, mdłości, dezorientację, padaczkę a nawet śpiączkę. Mimo wielu cierpień – przetrwali. Czy zawdzięczali to przewadze w uzbrojeniu i wiedzy inżynieryjnej? Nie tylko. A nawet, nie przede wszystkim.

image
Nieco wyżej wspomniałem, że Francisco Orellana na tle swych towarzyszy znacząco się wyróżniał. Według zachowanych świadectw*, posiadał bowiem nieprzeciętne zdolności mediacyjne, stosował nietypowe metody zarządzania ludźmi, częściej od miecza używał perswazji i – co chyba najważniejsze – był wybitnie uzdolniony językowo. W sytuacjach podbramkowych potrafił zjednywać sobie tubylców i nie patrzeć na nich z pogardliwą wyższością. Suma tych walorów w znaczącym stopniu umożliwiła jego drużynie powrót do cywilizacji.

image

Po udanym zakończeniu rajdu w głąb kontynentu, F. Orellana udał się do Madrytu, w którym zreferował osiągnięcia Karolowi V. Wystąpienie przed majestatem władcy zakończył słowami: "Usilnie błagam Waszą Królewską Mość, aby zechciał uznać za stosowne oddanie mi go [odkrytego terytorium] jako gubernatorowi, abym w imieniu Waszej Królewskiej Mości mógł się podjąć misji badawczej i kolonizacyjnej.." Jak przystało na zawodowego poszukiwacza przygód - gdy uzyskał błogosławieństwo cesarza - nie zagrzał długo miejsca pod niebem Kastylii i ponownie wyruszył do Ameryki Południowej. Tym razem nie miał  tyle szczęścia. Zmarł z wycieńczenia i zgryzoty przy ujściu największej rzeki świata. W ten sposób stał się jedną z niezliczonych ofiar gorączki złota, która raz po raz rozpala ludzkie umysły wykorzystywane umiejętnie przez wielkich tego świata. Pamięć o jego dokonaniach jednakże nie zaginęła całkowicie, gdyż przekazali ją nieliczni świadkowie zgonu nietypowego konkwistadora. Na jego cześć przez pewien czas Amazonka nosiła nawet nazwę Rio Orellana.

Odkrywca południowoamerykańskiego "jądra ciemności" nie znalazł upragnionego El Dorado, ale beneficjentami jego marzeń są dziś miliony Brazylijczyków i - jak to zwykle bywa - banksterska międzynarodówka.




*Główne źródło stanowi kronika pt. Relación, napisana przez duchownego Gaspara Carvajala, który towarzyszył Orellanie w wyprawie.

Linki do zdjęć:
http://know-howhistoria.pl/wykreslanka-historyczna-odkrycia-ameryki/
https://ancientwargaming.wordpress.com/2014/06/02/the-conquistadores/
https://ciekawostkihistoryczne.pl/2015/08/11/holocaust-aztekow-cala-prawda-o-masowym-mordzie-na-mieszkancach-ameryki-srodkowej/#2
https://joemonster.org/art/35861
https://www.abc.es/historia/abci-perro-asesino-conquistadores-espanoles-murio-combatiendo-contra-decenas-indios-201511190226_noticia.html
http://www.proyectosalonhogar.com/Enciclopedia_Ilustrada/Galeria_imagenes/Fotos/44.jpg
https://pl.pinterest.com/pin/294211788148652205/
https://pl.pinterest.com/pin/408209153696880689/

Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (13)

Inne tematy w dziale Kultura