Wszystko ma jakiś morał, pod warunkiem, że potrafisz go znaleźć
Alicja w krainie czarów
źródło:http://www.jacekptak.nazwa.pl/wierzenia.obrzedy.czarownice.html
Wiara w czary jest równie stara jak sama ludzkość. Dziś jednak poza grupkami entuzjastów szukających dreszczyku emocji w "Andrzejkową Noc", właściwie nikt magią głowy sobie nie zawraca. Rzecz jasna tu i ówdzie mają wzięcie przeróżni chiromanci, wróżki i wywoływacze duchów, ale korzystanie z ich usług ma niewątpliwie charakter rozrywkowy lub - co najwyżej - świadczy o niegroźnym dziwactwie. Nie zawsze tak było...
Jedne z najstarszych przekazów dotyczących czarodziejstwa zachowały się na stronicach Starego Testamentu. W Księgach Mojżeszowych zapisano m.in.: "Czarownicy nie zostawisz przy życiu." oraz "A jeżeli mężczyzna albo kobieta będą wywoływać duchy lub wróżyć, to poniosą śmierć. Ukamienują ich, krew ich spadnie na nich." Żyjący tysiące kilometrów od Palestyny - na ogół racjonalni - Rzymianie, także nie byli wolni od wiary w czary i ustanowili kary (w zbiorze zwanym Prawem XII Tablic - V w. p.n.e.) dla tych, którzy parali się rzucaniem uroków. Pierwsze znane nasilenie szykanowania rzekomych kamratów sił tajemnych, miało miejsce u schyłku istnienia Cesarstwa Rzymskiego. W IV i V w. n.e. można było stracić (dosłownie!) głowę za pisanie szyfrem, odczytywania przyszłości z lotu ptaków czy też przysłowiowe wróżenie z fusów. Czasami nie pomagały nawet najpoważniejsze koneksje. Jak wspomina ostatni wielki dziejopis starożytności, Ammianus Marcellinus, w czasach panowania cesarza Walentyniana na ulubionego woźnicę tego władcy padł cień podejrzenia: "Wkrótce potem tenże Anastazjusz [woźnica] został oskarżony o posługiwanie się zaklęciami magicznymi, wówczas owemu mistrzowi rozrywki rzeczywiście nie przyznano prawa łaski i zginął w płomieniach." Podobnie kiepsko kończyli życie "czarodzieje" pojawiający się Rusi. Gdy około roku 1071 w Nowogrodzie Wielkim pojawił się wołchw twierdzący, że posiada moc boską, podburzający lud, rzucający na lewo i prawo zaklęcia, do dzieła przystąpił miejscowy kniaź o imieniu Gleb. "Gleb zaś, wziąwszy topór pod płaszcz, przyszedł do czarodzieja i rzekł: Wieszli, co jutro ma być i co dziś do wieczora? On [wołchw] zaś rzekł: Wiem naprzód wszystko. I rzekł Gleb: To czy wiesz, co ci się dziś przydarzy? [Wołchw]: cuda wielkie zdziałam - rzekł. Gleb zaś, wyjąwszy topór, rozciął go i ten padł martwy, i ludzie rozeszli się." Poza Europą wiedźmy nie mogły czuć się wcale pewniej. Gdy znany muzułmański podróżnik, Ibn Battuta (XIV w.), sprawował funkcje publiczną w jednym z indyjskich sułtanatów, stwierdził, iż wśród miejscowej ludności (w jego rozumieniu pogańskiej) żyją czarownicy zwani dżugami (jogami) i czarownice określane mianem kaftar (hiena). "Pewnego dnia przyprowadzono do niego niewiastę oskarżoną przez tłum o to, że jest czarownicą, która zjadła serce przebywającego przy niej chłopca. W ślad za nią przyniesiono jego zwłoki. Rozkazałem przeto – wspomina Ibn Battuta – żeby zaprowadzono ją do namiestnika sułtana, a ten rozkazał poddać ją próbie. Przywiązano do jej rąk i nóg cztery dzbany napełnione wodą i wrzucono do rzeki, lecz ona nie utonęła. Wtedy namiestnik poznał, że owa kobieta jest w istocie kaftar, albowiem gdyby nią nie była, nie utrzymałaby się na wodzie. Rozkazał ją przeto spalić."
Istnienie osób obdarzonych nadprzyrodzonymi mocami przez długie tysiąclecia nie podlegało dyskusji. Uznawano przy tym, iż ludzie tacy mogą swe zdolności wykorzystywać dla dobra bliźniego, lecz również przeciw niemu. Mimo to, wróżów i wiedźmy traktowano na co dzień jako stały element "krajobrazu", sporadycznie tylko pociągając ich do uzasadnionej lub wyimaginowanej odpowiedzialności. W kręgu kultury europejskiej dopiero powstanie i ustabilizowanie się władzy państwowej zmieniło reguły gry. Organy państwowe już z samej natury były zobowiązane do kontrolowania wielu przejawów aktywności swych "obywateli"; w tym działań noszących charakter niestandardowy. Trzeba jednak podkreślić, iż przez długi czas czynniki oficjalne przyjmowały opieszałą postawę wobec wszelkich zjawisk nie z tej ziemi. Nie inaczej postępowały czynniki kościelne. Chrześcijańscy teologowie w oparciu o tzw. "Canon episcopi" sformułowany w okolicy 906 roku, który został później w XII w. częścią prawa kanonicznego, konsekwentnie twierdzili, że tzw. sabaty oraz loty kobiet na sabat to wyłącznie sfera wyobrażeniowa, sny, obrazy zsyłane przez demony. Równie krytycznie oceniały zdolności zielarek i przepowiadaczy do obcowania z siłami nieczystymi. Krótko mówiąc: mimo stosunkowo niskiego poziomu intelektualnego ówczesnych społeczeństw i czynników decyzyjnych nimi kierujących, zdrowy rozsądek tryumfował.
Przyjmuje się, że najwcześniejsze procesy przeciwko czarownicom miały miejsce w II poł. XIII w., kiedy w 1274 r. spalono pewną kobietę w Carcassone, gdyż przyznała się, że spłodziła potomka z diabłem o wilczej głowie i ogonie węża. Wydarzenie to niewątpliwie miało związek z pacyfikowaniem ruchów heretyckich rozkwitających ówcześnie w północnej Italii i Prowansji. Wciąż jednak nie wyekstrahowano czarów z szeroko pojętego zbioru zachowań kacerskich. Dowodzą tego treści zawarte w podręcznikach inkwizycji z 1270, 1320 i 1376 r. Nowy etap rozwoju wiary w czarownictwo rozpoczął się w latach dwudziestych XIV w., w okresie pontyfikatu zaprzysięgłego zwolennika wiary w czary papieża Jana XXII . To on właśnie w 1317 r. kazał spalić Hugeusa Gérauda, biskupa Cahors, ponieważ uważał, że ten rzucił na niego czary. W tym też okresie zaczął się kształtować zakres pojęciowy „czarostwa", w którego skład weszło pięć zasadniczych elementów: 1) pakt z diabłem, 2) utrzymywanie kontaktów cielesnych z diabłami, 3) umiejętność latania w powietrzu, 4) sabat i 5) czary szkodliwe. Tych pięć podstawowych punktów zostało następnie uzupełniono o kolejne wyobrażenia, takie jak wiara w wilkołaki, umiejętność przybierania postaci zwierząt, rodzenie potworów ze związków z reprezentantami piekła oraz psucie pogody.
W dniu 5 grudnia 1484 papież Innocenty VIII wydał bullę Summis desiderantes affectibus, delegującą Heinricha Kramera i Jakoba Sprengera jako inkwizytorów odpowiedzialnych za walkę z czarami. Wymienieni delegaci wsławili się nieco później napisaniem księgi, która przez wiele dekad była obok Biblii najczęściej wydawanym dziełem w Europie. Pracę zatytułowano Malleus Maleficarum, czyli Młot na czarownice (vide: link pod notką). Niezwykle ciekawym jest fakt, iż w bulli papieskiej jako region najbardziej "zainfekowany" czarownicami wymieniono... Niemcy. To właśnie na terytorium Rzeszy polowanie na czarownice i czarowników przybrało największe rozmiary. Zatrzymajmy się zatem na chwilę przy tym spostrzeżeniu.
Na terytoriach zajętych przez ludy germańskie istniała długa tradycja wiary w czarodziejstwo. Już w najstarszych zwodach prawa, spisanych we wczesnym średniowieczu (np. w tzw. Zwierciadle Saskim), zamieszczano paragrafy nakazujące karanie śmiercią osób parających się czarną magią. Nie dziwi przeto fakt, że skala histerii anty-czarodziejskiej osiągnęła w granicach Cesarstwa rozmiary nie spotykane nigdzie indziej. Tu także narodziła się pierwsza świecka ustawa dotycząca sądzenia ludzi podejrzewanych o konszachty z siłami nieczystymi, którą sygnował cesarz Karol V. Pierwsze wielkie polowanie miało miejsce w Trewirze (1580-1590), a na jego czele stanęli: książę arcybiskup Johann von Schönenburg, rządca Johann Zandt i biskup sufragan Peter Binsfeld. W efekcie skazano na śmierć bez mała 400 kobiet, pozbawiając przedstawicielek płci pięknej kilka okolicznych wsi. Kilkadziesiąt lat później w mieście Ellwangen (Badenia-Wirtembergia) stracono 430 kobiet, mężczyzn i dzieci. Palono całe rodziny, ponieważ uważano, że bliscy krewni prawie na pewno są również członkami sekty czarownic. Z kolei w Bambergu i w Würzburgu rządy duchowe i świeckie sprawowali dwaj kuzyni-biskupi. O ich dokonaniach religijnych czy organizacyjnych nic nie wiadomo, wsławili się za to wprost niewiarygodnym obciążeniem swych sumień. W trzeciej dekadzie XVII stulecia obaj książęta wyprawili na tamten świat ok. 1 500 ludzi. Nie oszczędzali przy tym nikogo. Pośród ich ofiar znaleźli się m.in. kanclerz dworu bamberskiego z rodziną, wielu dostojników, kapłani katoliccy, pięciu burmistrzów, jak również dzieci w wieku 7-10 lat, młodzież szkolna i studencka. Jeden z nieszczęśników, do niedawna wysoko ulokowany w hierarchii społecznej, w liście do córki z 24 lipca 1628 roku napisał tak o powodzie przyznania się: „Kiedy w końcu kat odprowadził mnie do celi, powiedział do mnie: „Sir, błagam cię, na miłość boską, zeznaj cokolwiek, czy to prawdę, czy nie. Wymyśl coś, bo nie jesteś w stanie znieść tortur, jakie cię czekają. A nawet jeśli wszystko zniesiesz, to i tak nie uciekniesz, nawet jeśli byłbyś księciem. Jedna tortura będzie gorsza od poprzedniej, a oni nie wypuszczają nikogo, dopóki nie przyzna się, że jest czarownikiem – powiedział. To widać we wszystkich tych procesach." Po wybuchu ruchu reformacyjnego strona antykatolicka dotrzymywała kroku, a nawet szybko wyprzedziła rzymskich katolików w zakresie wykrywania i tępienia czarodziejstwa. Na przykład tylko w północno-zachodniej części elektoratu brandenburskiego, czyli w niewielkim kraiku o nazwie Prignitz, w XVI i XVII w. odbyło się co najmniej 266 procesów o czary. Od Niderlandów po Meklemburgię stosy płonęły co dnia. Znawcy zagadnienia szacują, iż pomiędzy końcem XV i początkiem XVIII stulecia, w granicach Rzeszy w wyniku procesów o czary życie straciło od 20 000 do 50 000 osób, tj. z grubsza połowa wszystkich ofiar na naszym kontynencie.
źródło:http://www.academia.edu/3995328/Polowania_na_czarownice_we_wczesnonowo%C5%BCytnych_Niemczech
Jak tępienie wiedźm i czarowników wyglądało w innych regionach Europy dobrze zobrazują opisy sporządzone przez badaczy zajmujących się tą kwestią: "W 1575 roku w Nowogrodzie na stosie straciło życie piętnaście „czarownic”. W 1591 w Astrachaniu pochodzący z Krymu czarownicy rzucili urok na „emigranta politycznego”- carewicza krymskiego Murat-Gieraja. Car Fiodor Iwanowicz skazał czarowników-szpiegów na karę śmierci (przed śmiercią poddano ich najrozmaitszym torturom, żeby wyjaśnić, według czyjego rozkazu „popsuli” carewicza, ale żadnych zeznań nie udało się otrzymać, być może dlatego, że „terroryści” nie mieli się do czego przyznać). Z roku 1647 doszedł do nas ukaz Aleksieja Michajłowicza, skierowany do szackiego wojewody Grigorija Chitrowo, rozkazujący „spalić na placu, obłożywszy słomą” niewiastę Agafię i chłopa Tierieszkę Iwlewa, którzy za pomocą zaklęć oraz „martwego człowieka i zamawiania” zamęczyli na śmierć księcia Odojewskiego i kilku chłopów. Na początku 1653 roku do wszystkich krańców państwa dotarły z Moskwy ukazy dotyczące wzmocnienia walki z czarownicami i wróżbitami. Przestępstwem stało się „posiadanie heretyckich, oraz służących do wróżenia ksiąg, listów, zaklęć i ziół”, a karą dla tych, którzy po ogłoszeniu ukazów „od takich złych i bezbożnych czynów nie odstąpią”, było całkowite zniszczenie domu winnego oraz spalenie jego samego. W 1666 hetman zaporoski Brzuchowiecki rozkazał spalić sześć wiedźm, które nasłały na niego i jego małżonkę suchoty. Podczas dławienia powstania Stiepana Razina w 1671 roku, spalono przywódczynię jednego z powstańczych oddziałów – mniszkę Alonę, uznaną za czarownicę (zarówno za niekobiece zajęcie, jak i za niezłomność podczas tortur – kaci doszli do wniosku, że dzięki swoim czarodziejskim sztuczkom nie czuje ona bólu) i buntownika Kormuszkę Siemienowa, przy którym znaleziono zapiski z zaklęciami. Żenka Fiedosja, oskarżona o rzucanie uroków, trafiła na stos w 1674 roku w północnym miasteczku Totma. W 1676 roku w siole Sokolskije, kolejnym ukazem cara, rozkazano spalić Panko i Anosku Łomonosow, uprawiających czary przy pomocy ziół. Ostatni raz rosyjska wiedźma weszła na stos w 1682 roku. Była to Marfuszka Jakowlewa, którą przyłapano na rzucaniu uroku na samego cara Fiodora III Romanowa. Już w 1731 roku wszedł w życie imperatorski ukaz o paleniu zarówno samych czarowników, jak również tych, którzy zwracają się do nich o pomoc, lecz brakuje danych o zastosowaniu go w praktyce."
Nasi, obecnie najbardziej "postępowi" sąsiedzi, również zapisali czarną kartę w omawianej historii... "W latach 1668 - 1676 w Szwecji trwała wielka obława na czarownice, zwana "Det Stora Oväsendet" czyli "Wielki Hałas". Wielki proces w miejscowości Mora był pierwszym, na którym dokonano masowej egzekucji kobiet podejrzewanych o czarostwo. Charakterystyczne w tym procesie było to, że świadkami były... dzieci. Uważano, że jako małe i niewinne, nie mogą one kłamać, dlatego ich zeznania muszą być słuszne (!). Oczywiście "niewiniątka" się wycwaniły i oskarżały tych dorosłych, których nie lubili - sąsiadów, nauczycieli czy nawet członków rodziny. W Mora oświadczyły, że diabeł pod postacią starca obiecał, że zabierze wiedźmy na sabat na mityczną górę Blåkulla, będącą tradycyjnym miejscem szwedzkich sabatów, pod warunkiem otrzymania od nich dziecięcej krwi. Wiedźmy więc dzieci porwały i spotkały się z diabłem na uczcie i orgii. [...] W marcu 1669 zarządca Mory wysłał do stolicy listę 35 dzieci, które miały rzekomo wziąć udział w sabacie, a zaniepokojony król Karol XI posłał do Mory komisję. Co ciekawe, na rozkaz króla, urzędnicy mieli więzić oskarżone i zalecać im modlitwy oraz odprawiać nabożeństwa w intencji 'wiedźm', a nie torturować i skazywać na śmierć... W sierpniu, gdy komisja dotarła do Mory, rozpoczęły się przesłuchania, w których brały udział dzieci oraz same oskarżone. Każde było przesłuchane osobno, a dzieci, jak napisano, wszystkie opowiedziały identyczną historię uprowadzenia i uczestnictwa w sabacie. Niektóre z oskarżonych przyznawały się do uczestnictwa w sabacie oraz używania zaczarowanych przedmiotów, a gdy komisja prosiła o zademonstrowanie czarów przyznawały, że odkąd zgodziły się zeznawać, stracił swoje magiczne umiejętności. Same zeznania kobiet spisywano pobieżnie, a niektórych w ogóle, jak sami członkowie komisji przyzwali. [...] Liczne, ale nie wszystkie, tak więc wyroki wydawano jedynie na podstawie zeznań dzieci. 70 kobiet zostało skazanych na śmierć poprzez ścięcie, a następnie spalenie zwłok. Dzieci też nie pozostały bezkarne. 15 ścięto razem z dorosłymi a 56 zlecono kary cielesne jak chłosta. Część egzekucji dokonano w Mora, część w okolicznych, większych miejscowościach. Po wyjeździe komisji, miejscowi zabili jeszcze 6 kobiet."
PS O przyczynach obłędu, metodach śledczych, czarownicach w Polsce i epilogu tego procesu napiszę w części II.
http://biblioteka.kijowski.pl/zbrodniarze/03.%20kr%e3%a4mer%20heinrich%20i%20sprenger%20jacob%20-%20m%e5%82ot%20na%20czarownice.pdf
Inne tematy w dziale Kultura