"Wyobrażam sobie, że kiedy odniesiemy zwycięstwo w skali światowej, zbudujemy ze złota ustępy publiczne na ulicach kilku największych miast świata..."
W. Lenin, O znaczeniu złota obecnie i po całkowitym zwycięstwie socjalizmu, w: Dzieła, t. 33, Warszawa 1957, s. 105.
Jeśli uwzględnimy fakt, iż syfilis jest bardzo ciężką chorobą i prowadzi w prosty sposób do zdemolowania mózgu zainfekowanego nieszczęśnika, to powyżej przytoczone słowa da się jakoś zrozumieć. Z drugiej strony należy przyjąć, że nie wszyscy dotknięci heglowskim ukąszeniem zdawali sobie sprawę z kiepskiego stanu zdrowia swego idola i do jego wynurzeń siłą rzeczy podchodzili (i podchodzą!) na poważnie. Stąd też biorąc słowa wodza rewolucji literalnie, każdy komunista winien dla osiągnięcia celu pogardzać wszelkim dobrem materialnym, stanowiącym przecież nieistotny element ziemskiej rzeczywistości. Według żyjącej jeszcze legendy niejeden "zarażony" tak podchodził do zagadnień finansowych i w życiu codziennym zachowywał się równie pryncypialnie jak - nie przymierzając - towarzysz Wiesław. Wszystko marność - socjalizm wszystkim! Cóż jednak począć gdy doświadczenie uczy, iż pretorianie komunizmu nieszczególnie przejmowali się naukami Lenina i jego brodatych poprzedników, a zamiast tego woleli "przytulać" wszystko to co znajdowało się w zasięgu ich brudnych łap. A nawet więcej. Gdyby znalazł się ktoś mający wątpliwości, to pozwolę sobie przywołać pewną, bardzo instruktywną i chyba mało znaną, historię z naszego podwórka.
Gdy hitlerowskie Niemcy zaatakowały Rzeczpospolitą kierownicy państwa polskiego zdecydowali o wywiezieniu z kraju zasobów złota oraz innych skarbów mających stanowić na przyszłość podstawę materialną dla kontynuowania walki. Czwartego września 1939 r. konwój składający się z kilkudziesięciu ciężarówek ruszył w świat. Na "pakach" znajdowało się kilkadziesiąt ton złota, które po wielu perypetiach dotarły w rejony kontrolowane przez "siły dobra" i zostały zdeponowane w miejscach bezpiecznych. Pomińmy szczegóły i to, że nasz ówcześnie największy sojusznik czyli UK uszczknął sobie pod koniec wojny jakieś 11 ton złota tytułem "pokrycia wydatków łożonych przez imperium podczas wojny na cywilne potrzeby polskie” i skoncentrujmy się na tym co pozostało.
Znaczną część skarbów pozostających w posiadaniu Rządu Polskiego na Uchodźstwie postanowiono przeznaczyć na pomoc dla żołnierzy podziemia niepodległościowego oraz ich rodzin pozostających w kraju. Stworzono zatem fundusz, którym zawiadywała trójka zawodowych oficerów II RP. Wydawało się, że doświadczeni żołnierze powinni realnie oceniać powojenną nadwiślańską rzeczywistość, ale niestety... Sprawne działania Głównego Zarządu Informacji (GZI) komunistycznej armii zaskutkowało przewerbowaniem strażników skarbów na stronę władzy ludowej. Stanisław Tatar, Marian Utnik i Stanisław Nowicki podjęli z komunistami grę, której wygrać nie byli w stanie. Tym bardziej, że "polski" wywiad wojskowy założył, że ta akcja musi zakończyć się sukcesem, gdyż wiele prowadzonych na różnych kierunkach działań jawiło się jako porażki. A Wielki Brat czuwał... O tym jakie "sukcesy" odnosili bolszewiccy wywiadowcy wymownie świadczą np. takie informacje:
"Pogoń za efektami zewnętrznymi i ilościowymi sprowadziła całą pracę na drogę łatwizny. Wynikiem tego było to, że nie budowano sieci agenturalnych w pełnym tego słowa znaczeniu, lecz tworzono „kumoterskie spółki” nastawione na wyciąganie z pracy wywiadowczej jak największych zysków materialnych"
oraz
"W tym kontekście pojawiał się również zarzut opierania sieci agenturalnej w Izraelu na „trockistach”, którzy nie dostarczając żadnych interesujących nas chociaż w najmniejszym stopniu materiałów, pobierali bardzo wysokie wynagrodzenie. W ten sposób w praktyce było to nic innego jak pewna forma finansowania ludzi prowadzących pracę rozłamową w partiach komunistycznych (np. Izrael)".
Najpewniej po ukaraniu kilku kozłów ofiarnych, można by przejść nad takim profesjonalizmem do porządku dziennego, ale PRL niczym kania dżdżu potrzebowała twardych walut. Do korumpowania, przekupywania, importu... "Mózgowcy" zasiadający w kierowniczych gremiach wobec mizernych efektów uzyskiwanych przez wywiad wojskowy próbowali wyjść na prostą powołując tzw. Samodzielną Sekcję Finansową mającą zajmować się m.in. "nielegalnym handlem" w kraju i poza nim, której stery powierzyli w wybitnie zaufane ręce ((ppłk Jan Kamiński (właśc. Jankiel Unglik), mjr Ludwik Zagórski vel Leon Winter (1946-1947), Samuel Majzels (1947-1948) i Dawid Guterman (1948-1949)), ale efekty były liche. Londyńscy oficerowie gotowi za dużą cenę uzyskać zgodę na powrót do ojczyzny okazali się prawdziwym darem niebios. Czemu z tego nie skorzystać?
Zaczęto powoli, delikatnie... Na początku za namową J. Putramneta (tak, właśnie tego Putramenta!) pracującego w polskiej ambasadzie w Paryżu, generał Tatar przekazał konsulowi PRL w Luksemburgu 100 tys. dolarów i około setki złotych dwudziestodolarówek. Pieniądze te... zniknęły wraz z konsulem Sobolewskim (adiutantem Berlinga). No masz! Podjęto decyzję o przyspieszeniu procesu i w dniach 03. i 13 lipca 1947 dobra przekazane przez trzech emigracyjnych oficerów zostały przewiezione z Londynu do Warszawy pod czujnym okiem agentów PRL, czyli płk. Leona Szwajcera* i Poli Landau-Leder**. Ile tego było? Według wiarygodnych relacji 350 kg oraz 2,5 miliona dolarów z tzw. Funduszu Drawa, tj. z dotacji wojennej dla AK od prezydenta D. Roosevelta. Przekazane dobra ulokowano w... gabinecie szefa II Oddziału gen. Wacława Komara (vel Mendel Kossoj) i dopiero w marcu 1948 r. v-ce minister obrony narodowej Marian Spychalski polecił przekazanie złota do NBP. Zatem gen. Komar miał prawie pół roku aby niczym Smeagol z Władcy Pierścienia przyglądać się precjozom zgromadzonym we własnym gabinecie. Szczęśliwiec, u którego zdeponowano skarby w swym życiu przeżył niejedno. Sam napisał, że:
"18 października 1926 roku zabiłem prowokatora „Kostka”. Potwierdzić to może tow. Uzdański (Łódź), u którego po zabójstwie nocowałem. W listopadzie 1926 r. tow. Lampe (ówczesny członek sekretariatu KC KZMP) wysłał mnie z ramienia Partii dla organizacji zabójstwa prowokatora w Zagłębiu Dąbrowskim. Po powrocie z Zagłębia dowiedziałem się, że policja usilnie mnie poszukuje. Stałem się nielegalnym. [...] 10 maja 1927 r. zabiłem prowokatora Niewiarowskiego [podkreślenie — S.C.]. Pobyt mój w Polsce był dość niebezpieczny i za decyzją Partii, otrzymawszy lewy pasek, wyjechałem do Gdańska. W Gdańsku skontaktowałem się z Mariuszem, inaczej „Marjuszu”, od którego otrzymałem paszport sowiecki i wyjechałem do Moskwy."
Zapewne wszystko odbywało się uczciwie... Przecież każdy komunista, a gen Komar w szczególności... Wprawdzie po audycie stwierdzono, że brakuje sporej ilości złota, zegarków i pieniędzy, no ale... W tym kontekście nie jest dziwnym, iż chociaż niedługo po zagarnięciu skarbów władze komunistyczne w osobie B. Bieruta doceniły czyn naiwniaków z Londynu nadając im odznaczenia i awanse, to w roku 1951 wszystkie osoby mające duże lub nawet blade pojęcie o wartości skarbu i kulisach jego przekazania zostały oskarżone o szpiegostwo! Oficerowie: Utnik, Nowicki, Jungraw, Kuropieska, Michowski, Paszkowski, Machalla, Chojecki, Lewandowski, Wecki, Tarasiewicz, Sidorski, Kowalski i wielu innych otrzymało wyroki śmierci lub kary wieloletniego więzienia. Część przeżyła, ale już nigdy nie ośmieliła się podnosić tematu pieniędzy i kosztowności, którymi opiekował się towarzysz Komar i spółka.
Kilka lat później (1956 r.) inspektorzy płk Jan Barański i płk Karol Maj badali dokumenty pozostawione przez Bieruta i w konkluzjach sprawozdania zawarli wniosek, iż nie było możliwym aby takie tuzy jak: Jakub Berman, Roman Zambrowski, Hilary Minc, Edward Ochab, Franciszek Mazur, Eugeniusz Szyr, Szymon Zachariasz i Julian Kole nie wiedzieli o nieprawidłowościach, lecz w tym samym roku Biuro Polityczne pod kierownictwem E. Ochaba sprawę uznało za... zamkniętą.
Już w czasach współczesnych (1990 r.) powstała Komisja Obywatelska pod przewodnictwem A. Gieysztora mająca wyjaśnić losy omawianego skarbu, jednak według komisji nie odnaleziono dokumentów niezbędnych do sformułowania oskarżenia i sprawę umorzono. Co za pech!
Zamiast morału wystarczy zakrzyknąć: niech żyją złote ustępy! Pod warunkiem, że w domu komunisty.
https://www.rodaknet.com/ksiazka_cenckiewicz_dlugie_ramie_moskwy_pdf.pdf
http://www.fon.com.pl/historia-fon/
PS * **O obu osobach w przestrzeni medialnej (nawet w Wikipedii) głucho. Wprawdzie da się znaleźć informacje, że płk. Szwajcer produkował się w zagadnieniach językowych, a P. Landau-Leder jeszcze w latach siedemdziesiątych popełniała teksty w stylu "Anglia na rozdrożu" i "Stosunki...", ale generalnie o obu emisariuszach cicho-sza. Pewnie przypadek... No nie?
Inne tematy w dziale Kultura