Od pewnego czasu pojawiają się wypowiedzi całkiem rozsądnych ludzi, którzy proponują abyśmy potencjalnymi odszkodowaniami uzyskanymi od Niemców podzielili się z Żydami. Ma to być recepta na podnoszone otwarcie lub w zawoalowanej formie bezczelne żądania "starszych braci w wierze". Ruchami świadczącymi o naszym sprycie mają być rozwiązania polegające na współpracy z żydowskimi kancelariami prawniczymi, które ugadane na procent od odszkodowań mają wznieść się na wyżyny sztuki retorycznej i ręka w rękę z państwem polskim wywalczyć należną nam rekompensatę. W tym chórze wyróżniają się takie postacie jak E. Kurek, M. Jakubiak, W. Sumliński... Wprawdzie są to osoby, którym braku patriotyzmu i sporej porcji zdrowego rozsądku zarzucić absolutnie nie mogę, lecz w tej kwestii mylą się absolutnie. W razie przyjęcia rozwiązań proponowanych przez ww. stalibyśmy się automatycznie winnymi. Płaci bowiem ten kto ma coś za uszami.
Pomijając fakt, że dzielenie skóry na niedźwiedziu jest intelektualną masturbacją, to nie wolno zapominać o podstawowych zasadach. Jedna z nich mówi, że jeśli nagabuje cię drobny pijaczek i powodowany odruchem serca lub chęcią pozbycia się natręta wyciągasz zza pazuchy dwa złote, to sam narażasz się na kolejny etap molestowania. Każdy rozsądny człowiek winien patrząc w oczy nagabującego odrzec, że jeśli ten ostatni chce dokonać sprawunków w najbliższym "monopolowym", to najlepszą receptą jest pójście do pracy. Taki sam mechanizm winniśmy zastosować wobec bezczelnych żądań środowisk żydowskich. Ten wrzód trzeba przeciąć. Inaczej zejdziemy na sepsę.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo