Gdańsk Główny, rozlokowanie się w klimatycznym hostelu, smaczny posiłek w kilkusetletniej kamienicy. Potem spacerek ze Starego Miasta wzdłuż pobrzeża. Jakieś dziesięć minut. Z daleka widać charakterystyczną bryłę budynku. Jakby pochylonego w zadumie, sponiewieranego, smutnego, obolałego... Prowadzące w dół schody, winda i niewielka kolejka przy kasie. "Dwadzieścia trzy złote". "Proszę". Przejście przez elektroniczną bramkę...
Pierwsze co uderza to olbrzymia ilość zwiedzających. Przede wszystkim Polaków. Ale nie tylko. Zewsząd słychać szwedzki, rosyjski, niemiecki, włoski... Różnojęzyczne grupy przemierzają "samopas" lub w towarzystwie przewodników sala po sali. W każdej z nich prezentowany jest fragment największego w dziejach konfliktu. Jego geneza, przebieg, skutki. Spora liczba artefaktów (broni, mundurów, zdjęć, plakatów), filmy, prezentacje multimedialne. Scenografia pozwalająca poczuć się jak na przedwojennej warszawskiej ulicy, w ustaszowskim obozie zagłady, w zdobywanej stolicy III Rzeszy. Rzetelne opisy, proste wyjaśnienia, przemawiające do wyobraźni wizualizacje. Szczególnie silne emocje wywołuje krótki film, wzmocniony przejmującym podkładem muzycznym, poświęcony gehennie sowieckich jeńców wojennych. Ogląda go dziewczyna - najpewniej Rosjanka - co rusz ocierająca łzy. Stoi tak minut pięć, dziesięć... Po pół godzinie wciąż stoi i patrzy.
Bywałem już w wielu muzeach. W Niemczech, w Czechach, w Chorwacji, we Włoszech, na Litwie, w Danii, na Słowacji... Muszę przyznać, że w gdańskim Muzeum II WŚ poczułem dumę. Nie tylko z tej przyczyny, że my także potrafimy. Ba, jesteśmy w światowej czołówce.Szczególne zadowolenie wywołały u mnie obserwacje reakcji ludzi. Wielojęzyczna publika zbierała się tłumnie w salkach, w których prezentowano relację amerykańskiego korespondenta z oblężonej przez hitlerowców Warszawy, opowieści Polaków ocalałych z wołyńskiej rzezi i jedną z niewielu udanych produkcji IPN pt. Niezwyciężeni. Nikt nie chrząkał, nie wcinał chipsów, nie paplał. Ludzie rozchodzili się w ciszy. Z pewnością dla Szwedki z Geteborga, Włocha z Mediolanu i Rosjanina z Królewca wizyta w muzeum nie była czasem straconym. To musiało zapaść w pamięć. Tak jak zapadło w pamięć osobom, z którymi w ten weekend wybrałem się do Gdańska, a które nie są szczególnymi fanami historii.
Czy warto wydać 23 złote? Z pewnością warto. Polecam!
Inne tematy w dziale Kultura