To już 17 lat od kiedy na arenie politycznej pojawiło się PiS. Czuję się mocno związany z tą partią choć... nigdy do niej nie należałem i należeć nie będę. Mój związek ma inne podłoże. Otóż niewielu pamięta, że były czasy gdy otwarte deklarowanie się po stronie tej formacji uchodziło za obciach. Więcej nawet! W pewnych środowiskach czynne i deklaratywne popieranie "Kaczorów" skutkowało ostracyzmem lub - w najlepszym razie - głupimi uśmieszkami. Przecież nowoczesność, Unia Europejska, gender, "GW", gwiazdy TVN, dostęp do kredytów, nowe apartamenty za franki... A z drugiej strony ciemnogród. I jeszcze ten Kaczyński bez prawa jazdy. Doświadczyłem tego rodzaju "uciech" pracując w międzynarodowej korporacji, w której prym wiedli metroseksualni yuppies w rurkowatych spodzienkach i wyzwolone ze wstydu, instynktów macierzyńskich i rozumu panienki. Mógłbym opowiedzieć wiele lecz powiem krótko: nie było łatwo.
W roku 2015 doczekałem wreszcie dojścia do władzy ugrupowania, którego idee były mi dość bliskie. Wreszcie - pomyślałem - pójdziemy własną drogą, a tych wszystkich drobnych oszustów, gangsterów, politycznych lawirantów, prostaków, kunktatorów, kłamców, jurgieltników i opętanych lewackimi ideami pajaców odsuniemy od podejmowania decyzji. W końcu ziściły się moje oczekiwania! I początkowo wyglądało to całkiem, całkiem. Niestety tak gdzieś do początków tego roku. Styczniowo-lutowe konflikty uświadomiły mi, że przyśpieszenie w sferze gospodarczej i poprawa warunków bytowania wielkiej części moich rodaków nie jest jedynym oczekiwaniem. Zadowolona samotna matka trójki dzieci, uczciwszy urzędnik w gminie, nowy bank JP Morgan to rzeczy ważne. Myślę sobie jednak, że nie najważniejsze. Do pełni szczęścia brakuje bowiem dobrostanu psychicznego. A o ten niezwykle trudno w sytuacji gdy korzystająca z naszej gościny ambasador Izraela bez jakiejkolwiek kurtuazji czy skromności wali prosto w oczy notablom Państwa Polskiego oraz byłym więźniom obozów koncentracyjnych, że "Rząd Izraela odrzucą tę [tzn. nowelę ustawy o IPN] nowelizację". Za chwilę Pawło Klimkin [szef MSZ Ukrainy] zapytany o wydarzenia wołyńskie z uśmiechem na twarzy rzuca w eter stwierdzenie, iż Polacy chcą być bardziej "bielsi i puszyści" niż byli w rzeczywistości. W końcu niejaka Kathryn Lee Boyd z amerykańskiej kancelarii prawniczej stawia warunki Polsce i żąda korekt w ustawie o reprywatyzacji. Matko i córko! Dumny i świadomy swej siły naród powinien natychmiast zareagować. Krzyknąć po cejrowsku "won!" i kontynuować naprawę Rzeczypospolitej. Rzecz jasna za pośrednictwem swych przedstawicieli. Na nieszczęście oglądamy zupełnie inny rozwój wydarzeń. Ustawa o Sądzie Najwyższym. Rejterada! Ustawa o IPN. Rejterada! Tzw. ustawa reprywatyzacyjna. Rejterada! Dokąd zmierzamy?
Można śladem - bodajże - św. Augustyna ogłosić, iż błądzenie jest rzeczą ludzką ale dobrowolne trwanie w błędzie jest rzeczą diabelską i wszelkie zmiękczania projektów przepisów prawnych tłumaczyć ponowną analizą oraz płynącymi z niej wnioskami. Można też sugerować, że przeciętni Polacy nie mają wiedzy o mechanizmach funkcjonowania współczesnego świata, a poprawki są pokłosiem taplania się przez wtajemniczonych wybrańców w wiedzy tajemnej. Wszystko można. Tylko czemu do cholery odczuwam to jako siarczysty policzek?!
Nie wiem czy będę jeszcze głosował na PiS. W każdym razie będę musiał to dogłębnie przemyśleć.
Inne tematy w dziale Polityka