Alteri vivas oportet, si tibi vis vivere
(Trzeba żyć dla innych, jeśli chcesz żyć z pożytkiem dla siebie)
Seneka

Bolesław Mieszkowic. Zwany przez potomnych Chrobrym. Spryciarz, okrutnik, dobry gospodarz, wielki wódz, mąż stanu… Urodzony – najprawdopodobniej – z ojca poganina i matki chrześcijanki. Gdy jego rodziciel w roku 992 na łożu śmierci „podzielił dziedzictwo między wielu” nie spoczął na laurach. Z żelazną konsekwencją i krwawo przejął dziedzictwo ojcowe pokonując braci i kuzynów. Krótko przed rokiem tysięcznym stał się jednowładcą sporego kawałka Europy Środkowej. Czy jedynym celem tego Piasta było pozyskanie władzy totalnej? Wszystkie dane i poszlaki wskazują, że jednak nie. Władza miała być dla niego li tylko środkiem do osiągnięcia znacznie poważniejszych celów.
W oparciu o dane źródłowe śmiało można stwierdzić, że był człowiekiem któremu nie było wszystko jedno. Mógł przecież wzorem wielu innych lokalnych włodarzy i „królików” konsumować zdobyte przywileje i taplać się w luksusie, orgiach i bogactwie. Ale nie on. Jest pewnym, iż od początku w swych działaniach kierował się roztropnością i miał określony cel. Gdy tylko bowiem skoncentrował na ziemiach Odrowiśla władzę w swych rękach przystąpiło działań, których – z uwzględnieniem skali – nie powstydziliby się statyści tego formatu co Aleksander Macedoński, Gajusz Juliusz Cezar czy Karol Wielki. Jeśli ktokolwiek pomyśli, że przesadzam, to proszę o uwzględnienie faktu, iż nasz drugi historyczny Piast nie miał takich środków co wymienieni władcy, a mimo to osiągnął wiele. Bardzo wiele! To przecież o nim tak pisał nasz pierwszy dziejopis: „Któż bowiem zgodnie opowiedzieć może jego mężne czyny i walki stoczone z narodami okolicznymi, a cóż dopiero na piśmie przekazać je pamięci? Czyż to nie on ujarzmił Morawy i Czechy, a w Pradze stolec książęcy zagarnął i swym zastępcom go poruczył? Czyż to nie on wielokroć pokonał w bitwie Węgrów i cały ich kraj aż po Dunaj zagarnął pod swoją władzę? Nieposkromionych zaś Sasów z taką mocą poskromił, że w środku ich ziemi żelaznymi słupami wbitymi w rzece Sali oznaczył granice Polski. Czyż zresztą trzeba dokładnie wymieniać jego zwycięstwa i tryumfy nad ludami niewiernymi, skoro wiadomo, że je niejako swymi stopami podeptał? On to bowiem Selencję, Pomorze i Prusy do tego stopnia albo starł, gdy się przy pogaństwie upierały, albo też nawrócone, umocnił w wierze, iż wiele tam kościołów i biskupów ustanowił za zgodą papieża…” Dodać koniecznie trzeba, iż nie ograniczał się do kierunków: zachodniego, południowego i północnego. Na wschodzie odzyskał Grody Czerwieńskie (ziemie, na których dziś znajdują się tak szacowne miasta jak: Przemyśl, Sanok, Krosno, Włodzimierz Wołyński i – najpewniej – Lwów. Ponadto przyłączyło dziedziny Piastów Drohiczyn i Brześć (dziś Brześć n/Bugiem). Więcej nawet! W roku 1018 przyłączył do swego państwa Milsko, Miśnię i Łużyce, tj. tereny dziś szczerze niemieckie! Tak… Czyny Bolesława znacznie i nieporównywalnie przewyższały dokonania mnóstwa, czy nawet znaczącej większości ówczesnych królów i książąt Europy chrześcijańskiej.
Trzeba koniecznie pamiętać, że bolesławowy miecz to nie wszystko. Za nim, albo nawet obok czy przed nim, szła Dobra Nowina. Z dostępnych nam skrawków informacji wiemy, że prócz misji wśród Prusów realizowanej przez św. Wojciecha Bolesław propagował wiarę w Jezusa Chrystusa także w innych regionach naszego kontynentu. M.in. pośród bałtyjskich Jaćwingów, słowiańskich Pomorzan i Połabian, tureckich Pieczyngów, a – być może – również wśród Litwinów. Biorąc pod uwagę te fakty był jednym z najbardziej aktywnych i skutecznych włodarzy Europy. Ktoś może zapytać: po co?!
Zdaniem wybitnego badacza czasów minionych, czyli prof. G. Malinowskiego, Bolesław Mieszkowic wykorzystywał swoją i państwową energię dla celów wyższych niźli tylko zaspokojenie osobistych ambicji. Wydaje się przecież (i w tej opinii prof. Malinowski nie jest sam), iż wielkie dokonania naszego Bolesława miały na celu uzyskanie przez „Polskę” należnego jej miejsca pośród wspólnot europejskich. Jak wiadomo pierworodny syn Mieszka I tytułowany był mianem „kniaź”. W potocznym i dziś powszechnym rozumieniu takiemu „kniaziowi” daleko było do pozycji króla. Problem w tym, iż tytułami królewskimi szczycili się panowie tego rodzaju co irlandzcy szefowie wspólnot obejmujących terytorium podobnym do naszych współczesnych powiatów. Ba! Byle „królik” skandynawski, zarządzający obszarem jakiejś doliny wśród fiordów albo pan skrawka Płw. Pirenejskiego… też byli królami. A Bolesław? Miał pod bronią kilka tysięcy doświadczonych i opancerzonych wojaków, mnóstwo dobrze ufortyfikowanych grodów, pobierał podatki od ponad miliona albo i dwóch milionów poddanych, utrzymywał relacje tak z zachodnim jak i wschodnim cesarstwem, rozdawał „korony” na południu, północy, wschodzie i zachodzie. Był kimś.
To, że był kimś dostrzegł swego czasu wyjątkowy gość. Imię jego: Otto III. Półkrwi Niemiec, półkrwi Grek. I tenże człowiek, napędzany ideą odrodzenia Cesarstwa Rzymskiego, dostrzegł w Bolesławie iskrę bożą. To on podczas Zjazdu Gnieźnieńskiego w roku 1000 nałożył na skroń Bolesława diadem, co w ówczesnym kodzie politycznym oznaczało, że uznał Bolesława za… współcesarza. Olśniony jego potęgą, dokonaniami i postawą uznał, że nasz Piast będzie doskonałym przywódcą Sklawini, która stanie się integralną częścią odrodzonego imperium. Co ważne: równoprawną i samodzielną. Niosącą w świat przesłanie Imperium Christi. I Bolesław godził się na ten układ. Partner, współpracownik, ideowy przyjaciel. Tak miało być. I w kwietniu roku tysięcznego na głowę Bolesława Mieszkowica włożono koronę. W ten sposób syn Mieszka znalazł się w gronie kilku (sic!) władców europejskich ze "stemplem" sakralizacji. Takiego wyróżnika nie miał ani król Szkocji, ani król Asturii, ani król Dani... Bolesław i jego kraj awansowali do ekstraklasy. Bo na to zasługiwali. Za jego przykładem poszli inni…
Niestety w realnym życiu już tak jest, że to co złe zwykle na wierzch wypływa. Śmierć Ottona III zamknęła wspaniały rozdział i otworzyła scenariusz, w którym pyszni Teutoni, nie licząc się z innymi, postanowili podporządkować sobie Europę. Przykro to przyznać, lecz na skutek różnych machinacji udało im się to osiągnąć. Jeszcze syn wielkiego Bolesława, czyli Mieszko II, z wrodzoną odwagą przeciwstawiał się zapędom cesarzy niemieckich (i czynił to z powodzeniem), ale w momencie, gdy nasi zachodni sąsiedzi znaleźli lichych moralnie współpracowników nad Wisłą sprawa upadła. Rzecz w tym, że w imię egoistycznych interesów część polskiej społeczności wybrała kolaborację z obcymi. Z nienawiści do rodzimych przeciwników, za pieniądze albo z głupoty. Skutki okazały się opłakanymi. To właśnie przez tego rodzaju abderytów utraciliśmy na dekady i stulecia oba Pomorza, Ziemię Lubuską, Śląsk, Krajnę a potem i niepodległość.
Tak sobie myślę, że w sytuacji, gdy moją Ojczyzną rządzą ludzie świadomi swej wartości, zdolni organizatorzy, bohaterowie ducha i pomysłowi przedsiębiorcy, to mój kraj zyskuje znacznie na wadze i jest szanowany przez największych mocarzy. Żaden zachodni, wschodni, południowy czy północny sąsiad nie poważy się wtedy na brutalne realizowanie swych interesów kosztem naszych. A nawet jeśli, to musi liczyć się z Kłuszynem, Kircholemem, Grunwaldem albo Zawichostem. I tego bym oczekiwał. Na nasze nieszczęście obecna sytuacja przypomina tę z czasów upadku Mieszka II lub z roku 1771. I – uwaga! – dzieje się tak z powodu nikczemności i słabizny duchowej części naszych rodaków albo osób za takich rodaków się podających. Przykro na to patrzeć i w tym żyć. To prawda dla wielu podzielających mą opinię. Jednak… Jednak nie z takich tarapatów nasz naród potrafił się wydobywać. Trzeba tylko znaleźć w sobie ten kwant energii, która potrafi przenosić góry. Dlatego w dniu 12 kwietnia tego roku w Warszawie zgromadzą się ludzie dobrej woli, którym los Ojczyzny oraz ich własny nie jest obojętnym. Z szacunku dla naszego pierwszego króla, dla nas i dla naszych potomków.
I ja tam będę.
------------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Inne tematy w dziale Kultura